Transfery nie tanieją

Kiedy w maju został uruchomiony i podłączony do wspólnej platformy europejskiej system EuroElixir, jego autorzy – Krajowa Izba Rozliczeniowa i NBP – ogłosiły przełom w funkcjonowaniu przelewów zagranicznych w euro. Wspólna platforma dla wszystkich banków w UE zastąpiła starą i drogą bankowość opartą na tradycyjnej korespondencji. Miało być szybciej i taniej. Jednak w większości banków opłaty za transfery zagraniczne nawet nie drgnęły. Nadal za jeden przelew w euro trzeba płacić średnio od 50 do 200 zł.

– Nie obniżyliśmy opłat, ponieważ wprowadzenie EuroElixiru nie ograniczyło kosztów, nadal musimy korzystać z drogiego systemu SWIFT – mówi Piotr Gajdziński z BZ WBK.

Według Huberta Kifnera z ING Banku Śląskiego, wynika to z faktu, że EuroElixir nie umożliwia zwrotu lub korekt przelewu.

KIR twierdzi jednak, że nie to jest koronnym argumentem przeciwko obniżaniu opłat, gdyż zwroty dotyczą niewielkiego ułamka procenta wszystkich transakcji. Banki, choć korzystają z EuroElixiru, po prostu każą sobie płacić za przelew tak, jakby nic się nie zmieniło.

– Koszt przelewów realizowanych przez EuroElixir jest dużo niższy, jednak polskie banki nie sporządziły do tej pory odrębnych taryf opłat dla przelewów, które mogą być zrealizowane przez EuroElixir i dla pozostałych – tłumaczy Michał Szymański, dyrektor ds. rozwoju i strategii w KIR.

Jak podaje „Gazeta Prawna” komunikaty płatnicze przechodzące przez EuroElixir nie wymagają korzystania z bankowości korespondencyjnej i SWIFT (międzynarodowej sieci przesyłu danych), ale poza ograniczeniem kwotowym do 12,5 tys. euro przelew może zostać zrealizowany pod warunkiem, że rachunek odbiorcy ma wystandaryzowany numer w formacie IBAN – 26-cyfrowy poprzedzony symbolem kraju odbiorcy (w Polsce wszystkie rachunki bankowe mają już nowy standard numeracji).