Trwały fundament czy tylko „efekt piątku”

W piątek w Stanach podobnie jak na całym świecie wygasała czerwcowa seria instrumentów pochodnych. Przez to handel i obrót były na swój sposób wyjątkowe, bo wymuszone przez zamykanie pozycji terminowych. W trakcie sesji w USA nic istotnego się nie wydarzyło, więc po początkowym wzrostowym otwarciu indeksy redukowały skalę zwyżki i zmierzały do czwartkowego zamknięcia.

Neutralne zakończenie w takich warunkach odpowiadało wszystkim rynkowym stronom, więc końcówka wypadła właśnie na remis z niewielkim wskazaniem na popyt. Obecnie  S&P500 znajduje się dokładnie w połowie przedziału 900-940 pkt. w którym porusza się od początku czerwca. Ponieważ atak na górne ograniczenie następował już 10 razy, a na dolne zaledwie raz technicznie nadal bardziej prawdopodobna jest kolejna zniżka niż wzrosty. Popyt ma jednak w rękawie jednego asa. Do końca miesiąca, kwartału i półrocza zostało zaledwie 7 dni roboczych. Jeżeli tak kiedyś popularne wśród funduszy „window dressing” ma mieć miejsce musi się zacząć już teraz i powinno doprowadzić w tym tygodniu do co najmniej 3 procentowego wzrostu.

Odrobinę inaczej przebiegła piątkowa sesja na GPW. Początek był niezwykle spokojny. Jak na dzień „trzech wiedźm” aż za spokojy, bo przez pierwszą połowę sesji całkowita zmienność dla WIG20 zamknęła się w przedziale 20 pkt. czyli mniej niż jednego procenta. Absolutnie nic ciekawego się w tym czasie nie działo, jeżeli nie liczyć niewielkiego oddalenia się rynku od wsparcia 1900 pkt. 

Brakowało impulsów wewnętrznych jak i zewnętrznych, ponieważ wszędzie oczekiwania sprowadzały się do ostatnich chwil sesji i rozliczenia instrumentów pochodnych.  Zupełnie bez znaczenia były wszystkie informacje fundamentalne. Zarówno czwartkowa informacja agencji Moody’s o obniżeniu raitingu dla 5 polskich banków oraz krajowe dane makro. Warto podkreślić, że były one (w okresie kryzysu) dobre. Spadek dynamiki produkcji przemysłowej w maju okazał się mniejszy niż oczekiwano i wyniósł tylko -5,2 proc. To dość dobry sygnał ponieważ pokazuje, że na obecną chwilę gospodarka spowalnia w umiarkowany sposób i odbija się od styczniowego dna. Również inflacja w cenach producentów była niższa od zakładanej, co też należy interpretować pozytywnie pod względem ewentualnych przyszłych obniżek stóp procentowych. Reakcji jednak nie było ani na giełdzie ani na rynku walutowym.

Obraz sesji zmienił się całkowicie o godz. 15:10. Od tej chwili wszelkie zmiany WIG20 miały wpływ na ostatecznie rozliczenie instrumentów pochodnych. Obrót momentalnie się zwiększył i w ciągu 30 minut jego wartość z całego dnia się podwoiła. Bardziej niż skokowy wzrost obrotu zaskakiwał kierunek zmian rynku. WIG20 bez najmniejszych kłopotów wystrzelił dwa procent w górę i poziom 2000 pkt. znalazł się w ewentualnym zasięgu fiksingowego zakończenia. Tak dobrze już jednak nie było, ale jak nigdy wygasanie kontraktów podniosło wyraźnie rynek. 

Jednokierunkowość całego ruchu wynikała z popytu w sektorze bankowym i surowcowym oraz braku najmniejszej podaży. Tak niespodziewane zakończenie i ostateczny dwu procentowy wzrost nie oznacza jeszcze nic ważnego. Po pierwsze było ono dokonane wyłącznie na krajowym parkiecie i musi zostać potwierdzone dzisiejszą kontynuacją. Po drugie nawet w tak wyjątkowy dzień obrót był mniejszy niż 2 miliardy złotych, a podczas ubiegłotygodniowego środowego spadku ta wartość została osiągnięta. To wszystko nakazuje do piątkowej zwyżki podchodzić z dużą ostrożnością. Zwłaszcza, że nawet ostatni wzrost nie wystarczył na odrobienie strat z całego tygodnia, który WIG20 kończy 4 proc. spadkiem. Dziś początek będzie zapewne negatywny (odreagowanie wzrostów), ale i tak najważniejsza będzie końcówka. Bez wyraźnie pozytywnego zakończenia nadal zdecydowanie bardziej prawdopodobne będzie testowanie 1900 pkt. niż wzrost i bicie tegorocznych szczytów.

Paweł Cymcyk
Źródło: AZ Finanse