Trzeba sprzedać PZU i PKO BP polskim funduszom

Zakończył się spór Skarbu Państwa z Eureko o PZU. Rząd znów więc kontroluje dwóch finansowych gigantów, największego ubezpieczyciela i jeden z dwóch największych banków. Co z nimi zrobić? Może połączyć, tworząc polską firmę, która liczyłaby się w Europie?

Broń Boże, absolutnie nie łączyć. Po prostu jak najszybciej sprzedać obie firmy. Przy tym Skarb Państwa powinien zejść do minimalnego poziomu w akcjonariacie albo całkowicie się zeń wycofać. Ograniczona prywatyzacja, czyli zejście skarbu państwa tylko poniżej 51 proc. udziału, nic by nie dało poza zniknięciem ograniczeń ustawy kominowej i tego, że zarząd mógłby sobie wypłacać więcej pieniędzy. To bez sensu. Trzeba doprowadzić do tego, by rząd nie miał żadnego wpływu na to, co się dzieje w obu firmach.

Przecież, jak twierdzą politycy, to nasze perły w koronie podobnie jak Orlen czy KGHM.
PKO nie jest nawet bankiem największym. Jego udział w rynku jest już poniżej 10 proc. To żadna perła w koronie. Jeden z wielu banków. Nie ma żadnego zagrożenia dla sektora w przekazaniu go w ręce prywatne. Na rynku ubezpieczeniowym sytuacja jest trochę inna. Jest mniej rozproszony i rola PZU jest większa. To dlatego, że dwadzieścia lat temu istniały tylko PZU i Warta i nie było poza nimi co prywatyzować. Nowe grupy ubezpieczeniowe musiały sobie mozolnie wygryzać udział w rynku. Jednak z obiema firmami postąpiłbym podobnie. Sprzedałbym je głównie polskim instytucjom finansowym, TFI i OFE. I do statutu wprowadził ograniczenia dla potencjalnego inwestora branżowego. Nie mógłby przekroczyć określonego progu w akcjonariacie albo w prawie do głosów.

Dlaczego by nie sprzedać PZU i PKO inwestorowi strategicznemu? I to zagranicznemu.
Uważam, że stać nas teraz na wykreowanie dwóch wielkich polskich prywatnych instytucji finansowych. Zwłaszcza w przypadku sektora bankowego udział kapitału zagranicznego jest już wysoki. Kiedy prywatyzowaliśmy banki, kapitał krajowy był absolutnie za mały, by to sprzedać, więc jedyną ścieżką była prywatyzacja z udziałem strategicznych inwestorów branżowych. Dzięki temu szybko stworzyliśmy nowoczesny i efektywny system bankowy. A to podstawowy warunek, by gospodarka się rozwijała. Mieliśmy łatwiejszy dostęp do zewnętrznego finansowania. Tysiące osób w Polsce kupiło sobie mieszkania dzięki temu, że nasze banki mają zagranicznego inwestora.

Jednak może przesadziliśmy ze sprzedażą zagranicznym inwestorom? Niedawno z powodu kryzysu była nawet obawa, że spółki matki będą się ratować, transferując pieniądze z Polski.
To się jednak na szczęście nie sprawdziło, bo zachodnie rządy uratowały sytuację, wprowadzając zmasowane pakiety pomocowe. Rzeczywiście, gdyby kryzys okazał się mniejszy, do takiej sytuacji mogłoby dojść, bo banki nie otrzymałyby pomocy państwowej. Nie porównujmy rynków finansowych, patrząc na średni udział kapitału zagranicznego. W Niemczech odpowiedni wskaźnik jest niższy niż w Polsce, ale już w Wielkiej Brytanii podobny. I nic z tego nie wynika. Czyją firmą jest Nokia? Oczywiście na tak zadane pytanie każdy odpowie: fińską. A mało kto wie, że Nokia to obecnie głównie kapitał amerykański.

Jak szybko można sprywatyzować PKO i PZU? W przypadku PZU minister skarbu otwarcie mówi, że nie ma jeszcze żadnego pomysłu, a wydrenowane z dywidendy PKO robi wielką emisję akcji, z której nic nie wyniknie poza zwiększeniem akcji kredytowej.
Gdyby nie było ogromnego deficytu finansów publicznych, polski rynek kapitałowy mógłby to „wciągnąć dziurką od nosa”. Głównie nasz kapitał, ale i wsparty przez zagraniczny. Najważniejsze, by prywatyzację dokończyć szybko, bo to ograniczyłoby zabójczy wpływ polityków na obie firmy.

Jak bardzo szkodzi firmom wpływ państwa i polityków?
Wystarczy przypomnieć sobie roszady na stanowiskach PKO i Orlenu lub niemożność przeciwstawienia się niekiedy absurdalnym roszczeniom związkowców KGHM. Prezes nie może patrzyć na pracownika jak na wyborcę.

Dlaczego uważa Pan, że łączenie PZU z PKO jest bez sensu? Nie tak dawno rozważano fuzję Orlenu i Lotosu, i kilka innych. Chodzi o ochronę kluczowych firm przed połknięciem przez inwestora z zagranicy.
Bo czasy się zmieniły. Owszem, przed kryzysem były tendencje, by łączyć firmy i budować wielkie organizmy ze względu na proces globalizacji oraz koncentracji kapitału. Mieliśmy coraz mniej coraz większych podmiotów działających na coraz większych rynkach. Teraz się okazuje, że te niezatapialne wielkie instytucje w kryzysie upadłyby, gdyby nie pomoc państwa. Okazały się słabe. Wciąż nie wiemy, jak będzie wyglądał świat po kryzysie, jaki będzie nowy ład finansowy. Na pewno dojdzie do spowolnienia fuzji i przejęć. Apetyt do koncentracji osłabnie. Nie bójmy się, że ktoś nam przyjdzie i przejmie PKO czy PZU, jeśli będą działać w pojedynkę. Nie zabezpieczajmy się przed wilkiem, którego już nie ma.

Czy to znaczy, że będziemy mieli na świecie więcej, ale mniejszych firm?
Wydaje mi się, że tak. Czas skończyć z powiedzeniami: „Duży może więcej”, czy „Zbyt duży, żeby upaść”.

To może nie wiązać kapitałowo PKO i PZU, ale niech zacieśnią współpracę.
A po co? Jeżeli to miałoby być z korzyścią dla jednego i drugiego, to niech sami na to wpadną. I bez żadnego przymuszania.

Jakie wnioski powinniśmy wyciągnąć z 10-letniej wojny o PZU?
Powinniśmy zrozumieć, że przegrała koncepcja prywatyzacji, która dominuje w Polsce. Zawsze trzeba było karkołomnie godzić dążenie do uzyskania jak najlepszej ceny i wprowadzenia lepszego zarządzania opartego na własności prywatnej z uchwałami sejmowymi. Te pozwalały inwestorowi strategicznemu na kupowanie tylko mniejszościowego pakietu. Dawano więc inwestorowi większy wpływ na spółkę, niż to wynikało z posiadanego pakietu akcji. To rodziło później konflikty i było często staniem w rozkroku.

Czy PZU, PKO, Orlen lub KGHM są firmami prywatnymi?
Przez prywatyzację rozumiem przekazanie władzy nad firmą sektorowi prywatnemu. Mam więc wątpliwości, czy prywatny jest KGHM, czy Orlen. Bo dalej istnieje wpływ polityczny i administracji państwa.

Czyli nieudana prywatyzacja PZU nauczyła nas, że trzeba od razu sprzedać pakiet kontrolny?
Albo nawet wszystko. Tymczasem przez strach posłów przed wyprzedażą majątku narodowego trzeba było stosować różne karkołomne pomysły. Proszę spojrzeć na TP SA. Nie można było tak całkiem oddać kontroli Francuzom, więc pojawił się Jan Kulczyk. Trudno pozyskać inwestora branżowego, który zainwestuje miliardy, a nie dostanie kontroli nad spółką. Niestety teraz widzę, że strategia się nie zmienia. Dalej chcemy sprzedawać mniejszościowe pakiety. To właśnie rząd planuje zrobić w przypadku spółek energetycznych. Szykuje sobie tylko problemy.

Przynajmniej rząd Tuska w przeciwieństwie do poprzedników rusza ostro ze sprzedażą udziałów państwa.
Impulsem był kryzys. Jeżeli teraz nie sprzedamy jak najwięcej, potem może być trudniej. Gdy nie ma kryzysu, klasa polityczna nie czuje się zmuszona do sprzedaży udziałów w firmach państwowych. Firma ma dobre wyniki, to po co sprzedawać? Czy można sobie wyobrazić inną koalicję polityczną niż obecna, by to wszystko przełamać? Nie można. To trzeba zrobić dla naszego dobra i dobra tych firm.

Prezes PZU Andrzej Klesyk zapowiedział, że teraz po zakończeniu konfliktu firma rozwinie skrzydła i w 3-5 lat wejdzie do pierwszej piątki europejskich ubezpieczycieli. Czy nasze firmy mogą odgrywać znaczącą rolę w Europie?
W PKO BP nie było takiego konfliktu jak w PZU, a nie zauważyłem, by odgrywało znaczącą rolę w Europie.

Ale jest teraz sprzyjający moment, by wyjść zagranicę. Polskie koncerny mogłyby wykupywać wykrwawionych zagranicznych rywali. Uciekać do przodu.
Wolałbym, by się restrukturyzowały i wykazywały wyższą rentowność dzięki lepszej działalności. Na razie korzystają jeszcze z dawnej pozycji. Niech najpierw ratują swoją pozycję w Polsce, zanim wyruszą w świat. PKO dopiero rok temu rozpoczęło wprowadzanie centralnej bazy danych i odmiejscowienie rachunków bankowych. Dopiero po 10 latach zaczęło gonić pozostałe banki. PZU też traci udział w rynku.

Nie marzy się jednak Panu kilka dużych polskich instytucji, takich jak szwedzka IKEA czy fińska Nokia?
Bardziej realistyczne marzenia mam odnośnie swoich wakacji. To, że w Finlandii powstała Nokia i odniosła taki sukces, wzięło się przez przypadek, który jest nie do powtórzenia. Nie da się popatrzyć na nich i robić to samo. Przestańmy marzyć o naszych firmach gigantach, a skupmy się na tym, by żyło nam się lepiej, wzrosła konkurencja, a gospodarka rosła. A zamiast wydawać krocie na tworzenie jakichś gigantów, które mają przynieść nam splendor, wydawajmy jak najwięcej pieniędzy na edukację i kulturę.