Ucieczki sprzed ołtarza zdarzają się nie tylko w filmach. Koszty związane z niepowodzeniem ceremonii ślubnej, też nie są wirtualne. Ubezpieczenie związane z tym szczególnym dniem w życiu, na Zachodzie cieszą się niemałą popularnością. Zaskakujące, jak wiele niebezpieczeństw, zdaniem ubezpieczycieli, czeka na nas w dniu ślubu.
Ślub, czyli pasmo nieszczęść
Ci, którzy mają ślub za sobą, doskonale wiedzą, jak wiele potrafi się tego dnia nie udać – ilu świadków łamie wtedy nogę, ile obrączek nie trafia do kościoła na czas czy jak bardzo zespół potrafi nie trafiać w nuty. Jeśli dodać do tego ślub w rejonie o wysokim ryzyku złej pogody, rodziców, którzy muszą zrelaksować w przeddzień ślubu dzieci na rowerze, czy żołnierza wzywanego na służbę, rysuje się naprawdę filmowy scenariusz. Do zapewnienia sobie „happy endu” nawołują ubezpieczyciele i szyją produkty dopasowane do potrzeb dwóch wybranych sobie osób, z myślą o jednym dniu z ich życia.
Ślubny budżet przeciętnego Amerykanina mieści się w przedziale 15-30 tys. dolarów. Podsycana przez media świadomość, że środki zainwestowane tylko w ten jeden dzień mogłyby przepaść bezpowrotnie, bo ceremonia nie odbyła się, skutecznie przysparzają klientów towarzystwom ubezpieczeniowym. Na razie tylko zagranicznym, w Polsce bowiem nie doczekaliśmy się polis przygotowanych specjalnie z myślą o uroczystościach ślubnych.
– W Polsce nie ma odpowiedniej świadomości ubezpieczeniowej wśród klientów, mówi Mariusz Korzeniewski, zastępca dyrektora Biura Ubezpieczeń Indywidualnych Ergo Hestii. – Młoda para skupia się głównie na organizacji ślubu, aniżeli na przewidywaniu ewentualnych niepowodzeń podczas ceremonii. Poza tym niezwykle mocne są wciąż tzw. pierwsze potrzeby ubezpieczeniowe – samochód, dom, życie i zdrowie. Te elementy ubezpieczamy w pierwszej kolejności, dodaje Korzeniewski.
Kiedy nie wyjdzie i gdy wyjdzie (komuś bokiem)
Tam, gdzie takie ubezpieczenia już funkcjonują, przybierają trojaką formę. Przede wszystkim – gwarantują finansową rekompensatę na wypadek odwołania lub opóźnienia ceremonii ślubnej. Powodem może być załamanie pogody, nieobecność udzielającego ślubu, zaginięcie obrączek, niewywiązanie się z umowy przez firmę cateringową, fotografa, florystykę czy innych fachowców, oraz poważniejsze nieszczęścia, jak nagła, ciężka choroba czy śmierć, nie tylko Młodej Pary, ale i ich najbliższych. Wszelkie koszty związane z przearanżowaniem wesela z ww. powodów lub zorganizowaniem go w innym terminie, zostaną pokryte z polisy.
Jak to na Zachodzie, pomyślano również o bardziej nietypowych wypadkach losowych. Czarne scenariusze zakładają nie tylko plajtę salonu sukni ślubnych czy fuszerkę kamerzysty, ale też kradzież ślubnych prezentów czy nagłe wezwanie Pana Młodego – żołnierza, na służbę.
Po wtóre, polisa może przybierać formułę OC. Chroni wówczas od odpowiedzialności cywilnej za:
– spowodowane w trakcie wesela zniszczenia budynku, w którym odbywało się przyjęcie,
– szkody osobowe – urazy, zachorowania, do których doszło podczas przyjęcia.
Naturalnie, nie każda nieprzyjemna okoliczność jest zabezpieczona polisą. Wyłączone spod odpowiedzialności ubezpieczyciela są m.in.: pochmurny dzień i padający deszcz, aresztowanie pana młodego czy rozmyślenie się głównych zainteresowanych. Na tę ostatnią okoliczność przygotowano odrębne ubezpieczenia.
A jeśli „uciekająca panna młoda”?
Ubezpieczenia opisane powyżej, mimo że w Polsce wciąż niedostępne, w Stanach Zjednoczonych uważane są za „oklepane i nudne”. Jako znacznie bardziej interesujące, wskazuje się polisy od ucieczki sprzed ołtarza (ang. cold feet insurance). Osobą, której nazwisko nader często pojawia się w tym kontekście, jest niejaka Jennifer Wilbanks – kobieta, która by uniknąć ślubu z narzeczonym, upozorowała własne porwanie na cztery dni przed ceremonią. Sprawę nagłośniły media, czym zmusiły niejednych rodziców do zastanowienia się: A co (w domyśle: z moimi pieniędzmi włożonymi w zorganizowanie przyjęcia weselnego) jeśli nie dojdzie także do ślubu moich dzieci? Towarzystwa ubezpieczeniowe odebrały w tym czasie mnóstwo telefonów z pytaniami, czy znajdzie się polisa i na taką okoliczność.
Tą zgrabną historię podaje się jako przyczynek do popularyzacji ubezpieczeń od ucieczki sprzed ołtarza. Niech nie cieszą się jednak ci, którzy sądzą, że kilkadziesiąt dolarów zapewnią sobie spokój ducha, w razie gdyby kandydat na żonę/męża próbował go zburzyć. Ubezpieczenia od rezygnacji ze ślubu nie może kupić młoda para – polisa przeznaczona jest dla osób finansujących przyjęcie weselne i najczęściej sięgają po nią rodzice panny młodej. Jako pierwszy, produkt ten zaproponował należący do Allianz Fireman`s Fund. Cena ubezpieczenia typu „cold feet” (znanego też pod przyjemniej brzmiącą nazwą „change of heart insurance”) sięga 100 dolarów. Ceny „tradycyjnych” ubezpieczeń ślubnych, jak zawsze uzależnione od wariantu oraz górnej granicy odpowiedzialności ubezpieczyciela, rozpoczynają się od już od około 20 dolarów. To nie cena zatem decyduje o braku polskich odpowiedników takich produktów.
– Myślę, że bardzo interesujący byłby pakiet ubezpieczeń dla organizatora imprez ślubnych, obejmujący OC zawodowe i NNW dla osób biorących udział w uroczystościach ślubnych, zwrot kosztów przy odwołaniu uroczystości ślubnych związanych np. z zachorowaniem narzeczonych albo kataklizmami pogodowymi, mówi Małgorzata Bielecka, Zastępca Dyrektora Biura Ubezpieczeń Osobowych i Zdrowotnych PTU SA. – Ale na razie brak takiego zainteresowania, dodaje po chwili.
W ubiegłym roku zawarto blisko 258 tys. związków małżeńskich, informuje GUS. Do ilu nie doszło w ostatniej chwili z przyczyn losowych, nie wiadomo. Trudno więc szacować, na jaki grunt padłoby w Polsce ziarno w postaci ubezpieczeń od niepowodzenia ceremonii ślubnej. Wydaje się, że popyt na nie, to kwestia stanu świadomości, do którego wciąż nam daleko.
Źródło: Bankier.pl