Nienawidzimy wydawania pieniędzy bez gwarancji, że kiedykolwiek dostaniemy coś w zamian. Złego przecież licho nie bierze. A gdy już weźmie, winni będą wszyscy inni. Witajcie na polskim rynku ubezpieczeń. Za chwilę znowu będzie o nim głośno. A później zapomnimy – do kolejnej powodzi.
– Na Podkarpaciu sytuacja jest opanowana, niebo oszczędza nam dalszej ulewy – taką informację przed godziną 8:00 opublikowała na Twitterze Kancelaria Premiera. – Spodziewamy się jednak wielu interwencji straży pożarnej i innych służb – napisała. To właśnie do tych rodzin, u których interweniowała straż pożarna w kaloszach dotrze telewizja. To właśnie ich utraconego majątku będą w prime timeie żałować telewidzowie. To do nich popłyną publiczne środki, bo przecież w wielu przypadkach majątek – mimo że okolica zagrożona (albo już doświadczona) powodziami – nie był ubezpieczony. Mentalność ubezpieczonych dawno temu stanęła w miejscu, a na rynku ubezpieczeń nie dzieje się nic, co miałoby ten stan zmienić.
Z ręką w nocniku
Ubezpieczenie od powodzi to element ubezpieczenia nieruchomości. Na to ostatnie – choćby ze względu na kredyt – decyduje się wiele osób, a to już pół sukcesu. Często jednak liczy się sztuka, a przecież polisa polisie nierówna. Żeby ochrona obejmowała powódź, musi pojawić się w niej specjalny zapis, którego nie ma w standardowej wersji wielu ubezpieczeń mieszkania. Dodatkowość oznacza zwykle konieczność dopłaty, co powoduje, że rozmowa z ubezpieczycielem często kończy się w tym momencie. Tymczasem biorąc pod uwagę choćby to, że dostępność gruntów w wielu miastach kurczy się i deweloperzy budują w coraz bardziej zaskakujących lokalizacjach, we własnym interesie wypada zainteresować się również powodziowym wymiarem ubezpieczenia.
Niestety w miejscach, które kilka dni temu ogłoszono zagrożonymi powodzią, interesować tematem trzeba było się co najmniej miesiąc temu. Powodem jest obowiązująca w przypadku wielu ubezpieczeń od powodzi karencja, czyli okres, który musi upłynąć od momentu podpisania umowy, aby ochrona zaczęła działać. Zwykle wynosi on właśnie około 30 dni, co wyklucza sytuację, w której gospodarstwa domowe, niemal pewne, że zaraz pojawi się u nich wielka woda, w ostatniej chwili pędzą do agenta po finansowe zabezpieczenie spodziewanych szkód.
– Polisę może wykupić każdy, niezależnie od miejsca usytuowania budynku, w którym mieszka (nad rzeką, w pobliżu lasu itp.). Oczywiście, jeśli powódź jest już za drzwiami () to wykupienie polisy nic nie da – o ochronie trzeba myśleć wcześniej, a nie zgodnie z zasadą „mądry Polak po szkodzie” – mówiła w trakcie powodzi 2009 Ewa Dołowy z firmy Warta.
– Prawda jest taka, że wielu ludzi się nie ubezpiecza i to nie dlatego, że nie mogą, tylko dlatego, że nie chcą – pisał na łamach Bankier.pl jeden z forumowiczów. – Druga sprawa to, że ubezpieczający faktycznie głównie kierują się ceną przy zakupie i bardzo trudno jest przekonać, że dużo niższa cena jakiegoś ubezpieczenia nie wynika z tego, że jakieś TU faktycznie jest tańsze, lecz z zakresu ubezpieczenia, względnie wyłączeń od odpowiedzialności.
Branża ubezpieczeniowa biadoli, że Polaka trudno przekonać do ubezpieczeń. Że skąpy i ogólnie na nie. Winne temu są między innymi media – szukają sensacji, unikają rzetelnych porad zamiast po dobroci zachęcać czytelników do zakupu całej palety polis. Sama jednak nie grzeszy w tym zakresie pomysłowością.
O powodzi zbyt poważnie
Przyjęło się, że kiedy mowa o ubezpieczeniach na wypadek powodzi, trzeba zachować powagę. Że lepiej ważyć słowa, doskonale pamięta były premier Waldemar Pawlak. Bo ranga zdarzenia losowego wysoka, konsekwencje znaczące, bo ludzkie tragedie. Kiedy mowa o zaistniałych skutkach, to nawet zrozumiałe. Ale gdyby ten sam temat podejmować miesiąc – dwa wcześniej, wcale niekoniecznie.
Luźniejsze, a może i skuteczniejsze (cóż mamy do stracenia?), podejście do tematu ubezpieczeń od zdarzeń losowych związanych z dużą ilością wody preferuje się na Zachodzie. W reklamie 21st Century Insurance do ubezpieczenia samochodowego na wypadek powodzi zachęca wąsaty dziwak w płetwach.
Allcovered odwołuje się do młodych właścicieli pierwszych mieszkań, pytając, czy zabezpieczyli przed wodą swoje kolekcje klocków LEGO. Jedna z organizacji agentów ubezpieczeniowych zachęca do ubezpieczenia od powodzi za pomocą lalki Barbie. Austriacka Wüstenrot-Gruppe przed skutkami powodzi ostrzega w ramach całej serii plakatów pod wspólnym hasłem „Teraz się przyda”.
Zurich Insurance Group do promocji ubezpieczeń od zalanego mieszkania użyła Facebooka.
Brak odpowiedniego przekazu medialnego to jedno. Odmowy lub zaniżanie wypłaty odszkodowania, przedłużające się i męczące procedur likwidacji szkód to drugie. Fakt, że komunikaty prasowe i porady towarzystw na temat ubezpieczeń pojawiają się nie przed, a w trakcie sezonu powodziowego pozwala sądzić, że nie jest to szczególnie opłacalny biznes. Branża również nikt nie lubi wydawać pieniędzy bez gwarancji, że dostanie coś w zamian.
Malwina Wrotniak-Chałada
m.wrotniak@bankier.pl