Ustawa zakazująca lichwy dziurawa jak ser

Obowiązująca od 20 lutego ustawa antylichwiarska najbardziej uderzyła po kieszeni pośredników finansowych. Dopóki jej nie było, pośrednicy mogli swobodnie określać w umowach z bankami swoją prowizję. Kredyt, który w banku kosztował średnio 16-20 proc., u pośrednika osiągał cenę średnio 25-28 proc. Obecnie żaden bank i pośrednik finansowy nie może żądać za kredyt odsetek wyższych niż czterokrotność stopy lombardowej NBP, czyli 23 proc. w skali roku. Oznacza to, że przy stałej cenie kredytu w banku zarobek pośrednika powinien być nawet o połowę mniejszy.

Najwięksi pośrednicy tacy jak Lukas czy Żagiel należący do potężnych grup bankowych jakoś sobie radzą. Ich banki-matki obniżają własną marżę, by pośrednicy zbyt wiele na „antylichwie” nie stracili. Natomiast mniejsze agencje kombinują, by kosztem klienta powetować sobie mniejszy zarobek na bankowej marży.

Jak podaje „Gazeta”, za doradztwo każą sobie płacić prawie wszyscy brokerzy. Agenci sieci GTF, która ma w ofercie kredyty pięciu banków, pobierają od klienta od 150 do 900 zł. Cena uzależniona jest od wysokości kredytu i stopnia skomplikowania sprawy.

W sieci Aconto płaci się do 850 zł, w QS – do 690 zł. – Za tę cenę porównujemy dostępne dla klienta kredyty pod kątem 25 parametrów. Informujemy o możliwości odstąpienia od kredytu, instytucjach pomagających w kontaktach z bankami, o Biurze Informacji Kredytowej. Dajemy też książeczkę „Poradnik kredytowy” – mówi Krzysztof Koronkiewicz, prezes QS.

– W naszych oddziałach są oferowane wyłącznie produkty banku Getin i tam prowizji za doradztwo nie ma. Ale w sieci placówek agencyjnych, gdzie oprócz produktów Fioletu oferuje się usługi innych instytucji finansowych, agent ma prawo pobrać pieniądze – mówi Jacek Kaczmarek z Fioletu.

– U nas po wprowadzeniu ustawy antylichwiarskiej wszystko zostało po staremu, usługa dla klienta jest darmowa. W opłatach nie widzę nic złego, o ile oczywiście nie są fikcją i rzeczywiście wiążą się z jakąś pracą wykonaną przez brokera. Gorzej jeśli takie opłaty pobierają np. pośrednicy współpracujący z jednym tylko bankiem – mówi Maciej Kossowski z Expandera.

„Gazeta” zwraca uwagę, że opłaty za doradztwo nie są jedynymi, które wprowadziły instytucje finansowe, żeby ominąć dziurawą jak ser szwajcarski ustawę antylichwiarską. Kolejnym przykładem jest związane z kredytem obowiązkowe ubezpieczenie. Jego koszty nie liczą się do ustawowego limitu odsetek.