W jaki sposób rząd czyni cię bezrobotnym

Jedną z najczęściej spotykanych interwencji państwa w gospodarkę jest narzucenie płacy minimalnej. Politycy argumentują, że dzięki temu krwiopijczy kapitalista nie będzie „wyzyskiwał” biednych robotników. Prawda jest jednak nieco bardziej złożona, a skutki „dobrodziejstwa” rządu bardzo kosztowne.

Płaca minimalna jest odmianą ceny minimalnej narzucanej przez rząd na rynek pracy. Jest to stawka, poniżej której pracodawca nie może zatrudnić pracownika, nawet gdyby ten ostatni wyraził zgodę na niższe zarobki. Według teorii, jeśli płaca minimalna zostanie ustalona na poziomie lub poniżej poziomu równowagi rynkowej, to nie będzie maiła wpływu na gospodarkę. Dlatego też ze względów politycznych płaca minimalna zawsze ustalana jest powyżej płacy równowagi rynkowej. Skutek może być tylko jeden: na rynku powstanie nadwyżka siły roboczej, zwana bezrobociem. Po prostu część ludzi (zazwyczaj o niższych kwalifikacjach) nie znajdzie pracy. Ilustruje to poniższy wykres, na którym schematycznie przedstawiono krzywe popytu i podaży na rynku pracy. Na osi rzędnych oznaczono poziom płac (P), zaś na osi odciętych liczbę zatrudnionych (Q). Po ustanowieniu płacy minimalnej chęć do pracy zgłasza większa liczba ludzi (Q1), ale przy takiej stawce pracodawcy mogą zatrudnić mniejszą niż pierwotnie liczbę pracowników (Q2). Na rynku powstaje więc nadwyżka siły roboczej, będąca różnicą pomiędzy Q1 a Q2. Szary obszar stanowi więc rozmiar bezrobocia wywołany ingerencją państwa.

Od strony mikro można na ten problem spojrzeć zarówno z perspektywy pracodawcy jak i pracownika. Przedsiębiorca policzył, że w jego zakładzie przydałby się ktoś do wykonywania prostych czynności pomocniczych, które mogłyby odciążyć wyspecjalizowanych pracowników. Przedsiębiorca skalkulował wartość pracy takiego pomocnika na tysiąc złotych. Ale nie może wystawić ogłoszenia o pracę z pensją tysiąca złotych, ponieważ zabrania mu tego prawo wyznaczające płacę minimalną na poziomie 1.562 złotych (czyli 1317 zł brutto + przymusowe składki na ZUS). Nawet gdyby znalazł chętnego na to stanowisko, to nie może go legalnie zatrudnić. Efekt jest taki, że przedsiębiorstwo nie odniesie korzyści, a potencjalny pracownik pozostanie na zasiłku.

Z punktu widzenia pracownika problem ten wygląda nawet bardziej dramatycznie. Wyobraźmy sobie absolwenta liceum, który nie posiadając żadnego doświadczenia zawodowego ani specjalistycznych kwalifikacji szuka najprostszej i nawet niskopłatnej pracy. Załóżmy, że z tych czy innych powodów zgodziłby się pracować za tysiąc złotych miesięcznie (zawsze to lepiej zarobić tysiąc, niż pozostać bez dochodu). Ale w „negocjacjach” płacowych nie może zejść poniżej poziomu 1053,60 zł (obniżka w pierwszym roku pracy. Dla pracodawcy oznacza to i tak koszt rzędu 1248,50 zł), ponieważ zabrania mu tego państwo. Zostaje więc bez pracy i udaje się po zasiłek dla bezrobotnych lub pomoc socjalną, fundowaną przez pracujących podatników.

W ten oto sposób rząd do spółki ze związkami zawodowymi domagającymi się coraz wyższych płac minimalnych tworzy bezrobocie. Zapewniając coroczne podwyżki pewnej grupie już zatrudnionych osób, wypycha z rynku pracy całkiem sporą liczbę ludzi chcących pracować za niższe stawki. Płaca minimalna obok podatków nakładanych na pracę (PIT, ZUS) oraz zasiłków socjalnych tworzy bezrobocie, z którym politycy mogą później dzielnie walczyć .


Źródło: Bankier.pl

Jednakże zwolennicy państwowego interwencjonizmu argumentują, że podobnie dzieje się w całym cywilizowanym świecie. Mają oni rację – w większości krajów rządy tworzą bezrobocie, wprowadzając płacę minimalną. Nawet w ojczyźnie pionierów wolnego rynku – czyli w Stanach Zjednoczonych – wprowadzona została minimalna stawka godzinowa, która obecnie wynosi 7,25 USD (czyli ok. 23,20 zł). W Wielkiej Brytanii pracownika mającego ponad 21 lat nie można zatrudnić za pensję niższą niż 5,80 funtów (28,39 zł). Przyjmując 40-godzinny tydzień pracy i 22 dni robocze polska minimalna stawka godzinowa brutto wynosi 7,48 zł (i zaledwie 5,59 zł po potrąceniu podatków).

Źródło: dane Eurostatu. Płace według stanu z 2008 roku.
Stopa bezrobocia na koniec maja 2009 r.

W Europie różnice w płacach minimalnych są ogromne. Najniższa stawka obowiązuje w Rumunii, gdzie w roku 2008 wynosiła zaledwie 137 euro. Najwięcej płacono w bogatym Luksemburgu, gdzie nie można było pracować za mniej niż 1.610€ miesięcznie. Jednakże z ekonomicznego punktu widzenia ważne jest, jak wysoka jest płaca minimalna w relacji do produktu krajowego brutto przypadającego na jednego mieszkańca. Wskaźnik ten pokazuje względną wysokość minimalnego wynagrodzenia. W tej klasyfikacji również wygrywa Rumunia, w której najniższa pensja stanowi tylko 17,4% PKB. Najwyższa płaca minimalną ustalono we Francji, gdzie przekracza ona 53% PKB.

Wśród sześciu krajów z najniższą stopą bezrobocia aż trzy nie wprowadziły jednolitej płacy minimalnej. Za to wśród sześciu państw najsilniej trapionych plagą bezrobocia relacja płacy minimalnej do PKB per capita waha się od 26,9% na Słowacji do 50,6% w Irlandii. Z tymże bieżąca wysoka stopa bezrobocia w niektórych europejskich krajach nie musi wynikać ze zbyt dużej ingerencji państwa w rynek pracy.

Za to idealnym potwierdzeniem szkodliwości płacy minimalnej jest Hiszpania, gdzie bezrobocie bije europejskie rekordy, dochodząc do 20%. Wśród ludzi do 25. roku życia odsetek bezrobotnych sięga 40%, dwukrotnie przekraczając unijną średnią W ciągu dekady płaca minimalna w tym iberyjskim kraju wzrosła z 425 do 633,3 euro. Jeszcze w ubiegłym roku, podczas najostrzejszej fazy recesji, socjalistyczny rząd premiera Luisa Zapatero podniósł płace minimalną o dodatkowe 1,5%, obiecując w kampanii wyborczej aż 800€ w roku 2012. W Hiszpanii, aby zwolnić pracownika, pracodawca musi mu wypłacić 45-dniową odprawę za każdy przepracowany rok. Te regulacje w połączeniu z recesją i załamaniem w budownictwie mieszkaniowym najlepiej tłumaczą, dlaczego Hiszpanie borykają się z największym bezrobociem w Europie.

Źródło: Bankier.pl