Poniedziałkowa sesja w Stanach przebiegła w atmosferze ogólnoświatowej korekty. Zaledwie kilka parkietów na świecie zdołało utrzymać dodatni wynik – reszta kończyła słabo lub bardzo słabo. Podobnie było i z amerykańskimi rynkami. Największa przecena pojawiła się na początku i od tego momentu podaż całkowicie dominowała.
W końcówce jeszcze niedźwiedziom udało się zdobyć parę punktów przez co indeksy znalazły się na poziomie najniższym od miesiąca. Tak jednoznaczne sygnały spadku nie były spowodowane żadną informacją fundamentalną. Wczoraj jedynie Bank Światowy obniżył swoje prognozy dla światowego wzrostu, ale obwinianie go za wywołanie tak silnej korekty byłby ewidentnym nadużyciem. Spadek był nadal konsekwencją zeszłotygodniowego odbicia się S&P500 od 945 pkt. oraz dłuższym już okresem bez istotnych wydarzeń makroekonomicznych. Dziś ten okres częściowo się kończy ponieważ będą publikowane informacje o stanie rynku hipotecznego. Potwierdzenie odbicia w tym sektorze jest wręcz niezbędne do budowy jakiekolwiek zwyżki. Bez niego istnieje duża szansę testowania majowych minimów (877 pkt.)
Tak jak w USA początek był jednoznaczny tak na GPW był dziwny, bo… neutralny. Po piątkowej super-końcówce, kiedy to dwu procentowe wzrosty były tylko i wyłącznie zasługą wygasania kontraktów terminowych rynek sukcesywnie schodził na niższe poziomy i już po godzinie WIG20 znalazł się przy 1920 pkt., a więc poziomu-bariery broniącej przed dalszymi spadkami.
Coraz gorsza atmosfera na parkietach zachodnich sprawiła jednak, że podaży udało przedrzeć się przez poziom 1920 pkt. Nastoje były tak złe, że nawet zgodna z oczekiwaniami jedyna zagraniczna informacja, którą był indeks IFO opisujący klimat inwestycyjny w Niemczech, nic nie wniósł do handlu. Spadek powoli wymykał się spod kontroli krajowych byków i zagadką pozostawał tylko jego ostateczny wymiar.
Końcówka była już tylko dopełnieniem całej sesji. WIG20 zatrzymał się po 6 proc. spadku na poziomie najniższym w czerwcu. W ten niezwykle słaby początek tygodnia obrót nie był specjalnie duży, ale też nie na tyle mały, by można było mówić o symbolicznych wielkościach. W końcu realizuje się scenariusz korekty która oczekiwana w maju nie nadeszła, a nieoczekiwania w czerwcu się pojawiła.
Świadczy o tym miedzy innymi fakt, że przecena dotknęła nie tylko największe firmy, ale ostatecznie aż 75 proc. spółek straciło na wartości. Taka determinacja podaży na krajowym parkiecie już dawno nie była widziana i przypomina okres styczeń-luty, co widać zwłaszcza w liczbie walorów o ponad 10 proc. spadku w WIG20.
Czy to już korekta całej fali wzrostowej? Wydaje się że tak, ale w takim wypadku na jednym dniu panicznej wyprzedaży na pewno nie powinno się skończyć. W tej chwili chętni do większych zakupów kierowani analizą techniczną pojawią się dopiero 5-6 proc. niżej. Ale trudno wyobrazić sobie dziś powtórkę wczorajszego spadku. Początek powinien przynieść próby odbicia, a następnie giełda będzie oddawać zagraniczne nastroje. Szybki powrót i wzrosty nie wchodzą jednak w grę. Już neutralne zakończenie będzie sukcesem.
Prawdziwe zagrożenie dla rynku niesie jednak ponownie poziom 1920 pkt. Wczorajszy jednoznacznie negatywny wydźwięk tej bariery został potwierdzony, co w długim terminie będzie kumulowało problemy właśnie na tej wysokości kiedy rynek powróci do wzrostów.
Paweł Cymcyk
Źródło: AZ Finanse