W. Kwaśniak: Sektor bankowy musi zmienić model biznesowy

Mimo problemów branży budowlanej, banki osiągnęły w 2011 roku rekordowe wyniki, co pokazuje, że potrafiły selekcjonować swoje zaangażowanie kredytowe. Ale biorąc pod uwagę skalę zaangażowania banków, jest to lekcja również na przyszłość – mówi Wojciech Kwaśniak, Zastępca Przewodniczącego Komisji Nadzoru Finansowego w wywiadzie dla Bankier.pl i Miesięcznika Finansowego „Bank”.

Unia walutowa euro chce poprawić swoją sytuację przez stworzenie unii bankowej, co spowoduje, że duża część polskiego rynku depozytów będzie kontrolowana bezpośrednio przez spółki-matki za granicą. Czy to dobry pomysł, skoro polski sektor bankowy ma zdrowe aktywa i dobrze zdaje sobie radę w kryzysie?

Wojciech Kwaśniak, KFN: Unia bankowa to na razie hasło, które sprowadza się do trzech elementów związanych z nadzorem europejskim, systemem gwarancji depozytów oraz systemem prowadzenia działań z obszaru „resolution”, czyli uporządkowanego likwidowania banków. Dużo zależy od szczegółowych rozwiązań w tych trzech aspektach. 

Słuszne jest stanowisko polskiego rządu, które sprowadza się do tego, że chcemy być aktywnym obserwatorem dyskusji na temat założeń owej unii bankowej po to, aby można było podjąć decyzję, czy do niej wchodzimy, czy też nie. A jeżeli już wchodzimy, to w optymalnym dla nas momencie. Pamiętajmy, że jesteśmy zobowiązani umową stowarzyszeniową, aby w jakimś nieokreślonym czasie wejść do unii monetarnej. Dla nas kluczową sprawą są szczegółowe rozwiązania unijne dotyczące środkowej Europy, a zwłaszcza państw bałtyckich, gdzie jest bardzo duży udział w rynku kontrolowanych przez banki działające transgranicznie. W Polsce tylko banki z obszaru UE kontrolują 57% aktywów systemu bankowego. Większość z nich to banki notowane na GPW, co wzmacnia pozycję polskiej giełdy w regionie. 

Pamiętajmy, że ewentualne przejście na zarządzanie holdingowe spółek-córek stworzy w polskim sektorze bankowym duże problemy. W polskim prawie nie ma pojęcia „holdingu” i jasno określonych zasad jego funkcjonowania, w tym zasad odpowiedzialności. W Europie są dwa modele holdingów: francuski który luźno definiuje wzajemne relacje podmiotu dominującego i podmiotów zależnych oraz rozkład interesów pomiędzy nimi. Drugim, bardziej konserwatywnym jest model niemiecki, który wymaga zawarcia umowy koncernowej, gdzie zapisuje się obowiązki i prawa podmiotów lub zawiera się umowę o zarządzanie podmiotami tworzącymi holding określając zakres praw i obowiązków. Ten model nie jest dostępny dla funkcjonujących w Polsce zagranicznych grup finansowych, ponieważ Prawo Bankowe zakazuje outsoursowania funkcji zarządczych banku. 

Czy sądzi Pan, że gromadzone przez polskie banki odpisy aktualizacyjne wystarczą do przetrwania bankructwa wielu firm budowlanych, które brały kredyty, ale nie doszacowały własnych kosztów budowy dróg? W tym półroczu zbankrutowało 417 takich firm, czyli o 20 % więcej niż rok temu i 108 % więcej niż w 2008 roku. 

Ten problem ujawnił się wyraźnie wiosną 2011 roku i choć dotyczy dużej liczby przedsiębiorstw, to są i takie firmy budowlane, które mają coraz lepsze wyniki. Banki, mimo problemów branży budowlanej, osiągnęły w 2011 roku rekordowe wyniki, co pokazuje, że potrafiły selekcjonować swoje zaangażowanie kredytowe, ale również dowodzi jakości przyjmowanych przez nie zabezpieczeń. W tym roku tylko kilka znaczących podmiotów złożyło wnioski o upadłość. Ale biorąc pod uwagę skalę zaangażowania banków, jest to dla nich lekcja na przyszłość, aby działać bardziej odpowiedzialnie z punktu widzenia szacowania ryzyka oraz stałego monitorowania sytuacji branży budowlanej. 

Nasze zastrzeżenia wobec banków dotyczą samego monitorowania pojawiających się zagrożeń, a zwłaszcza niedostrzegania błędów w zarządzaniu firmami budowlanymi. Niektóre banki były nadmiernie optymistyczne, ale inne mają tak dobre zabezpieczenia, że nawet bankructwo firm budowlanych nie wpłynie znacząco na ich wynik finansowy. Na biednych nie trafiło. Polskie banki mają dobre wyniki i w ich planie zaprezentowanym KNF na rok 2012 wynik finansowy powinien być na poziomie podobnym do tego sprzed roku. Tylko 1/3 banków założyła wyniki gorsze niż w rekordowym 2011 roku. Obraz na koniec 2012 roku będzie równie dobry, jak rok temu, choć w wielu przypadkach będzie widać wyraźny wzrost rezerw. Jeżeli banki zaczęły to robić już w maju tego roku, to bardzo dobrze o nich świadczy. Ważne aby ryzyko złych długów nie było przenoszone na wierzycieli banków, którymi są deponenci, czyli ich klienci, a obciążało właścicieli banków przez niższy wynik finansowy oraz wypłacane dywidendy.

Panie Przewodniczący – co zrobić, aby zwiększyć poziom aktywów całego polskiego sektora bankowego, które w porównaniu do PKB sytuują go na przedostatnim miejscu w UE? Bazylea III wymaga tworzeniu długoterminowych buforów płynnościowych, m.in. z depozytów o okresie zapadalności dłużnym niż rok, gdy dziś to zaledwie 1,3 % depozytów w Polsce! Jak zachęcić Polaków do programów systematycznego oszczędzania podobnych np. do niemieckich kas mieszkaniowych?

Gdy porównamy wielkość aktywów polskich banków do PKB do innych krajów europejskich to widać, że te relacje mamy niższe, co powoduje, że jakiekolwiek zaburzenia tego sektora nie wpłyną poważnym zagrożeniem na stan polskiej gospodarki w takiej skali, jak w innych krajach UE. To, że w UE ten poziom jest tak wysoki, jest dziś źródłem kłopotów banków i całych państw. Jest to efekt nadmiernego lewarowania działalności bankowej i uzależnia banków od wsparcia państwa. 

Problemem jest sama wielkość niektórych banków mających aktywa większe niż PKB niektórych krajów macierzystych. To powoduje, że państwa mają kłopoty z wypłacalnością, choć miały zdrowe finanse publiczne –tak, jak chociażby Irlandia. Polski sektor bankowy pomimo szybkiego wzrostu osiągnął po 20 latach znaczącą skalę działania, z potencjałem na dalszy rozwój, jednak musi zmienić model biznesowy dalszego rozwoju, jeżeli ma rozwijać się stabilnie. Wymaga to od banków zwiększenia w bilansach udziału finansowania przedsiębiorstw, a nie, jak to było wcześniej, głównie gospodarstw domowych. Polskie banki muszą uniezależnić się od finansowania segmentu nieruchomości w oparciu o środki pobierane z krótkoterminowych depozytów lub pieniędzy ze specjalnych linii kredytowych od zagranicznych spółek-matek. 

Widząc ten problem, KNF podjął działania, które jeżeli będą praktycznie wprowadzone w życie to z punktu widzenia nadzoru bankowego i biznesowego banków pozwolą im zachować możliwość dalszego, bezpiecznego rozwoju. Banki muszą się rozwijać przez zwiększenie swojego finansowania przez różne instrumenty dłużne. Mówimy tutaj o trzech instrumentach, które są obecne w polskim prawie, ale nie są wykorzystywane. Mam na myśli: emisje obligacji własnych (publicznych, notowanych na Catalyst), rozwinięcie emisji publicznych instrumentów sekurytyzowanych przez subpartycypację oraz listy zastawne emitowane przez specjalistyczne banki hipoteczne. Dla każdego z tych instrumentów są bariery, identyfikowane przez komitet sterujący powołany decyzją Przewodniczącego KNF, w którym uczestniczą również przedstawiciele rynku finansowego oraz regulatorzy. Chcemy jesienią przedstawić propozycję zmian, aby w przyszłym roku te instrumenty mogły być praktycznie wykorzystywane przez banki w ich modelach biznesowych. Chcemy dążyć do tego, aby banki dywersyfikowały swoje źródła finansowania – nawet te, które są częścią zagranicznego holdingu, tak by dać im możliwość dalszego działania na wypadek kłopotów całej struktury holdingu. Ten aspekt jest często obecnie podnoszony przez agencje ratingowe. 

Co do samego finansowania rynku nieruchomości – widać, że niektóre banki tak bardzo zaangażowały się w te kredyty, że z punktu widzenia oceny ich bilansów bardziej zbliżyły się do modelu banku specjalistycznego niż uniwersalnego. Dotyka to problemu finansowania całego rynku nieruchomości. Dzisiaj, z uwagi na ryzyko, trzeba przejść na model biznesowy wykorzystujący w znaczenie większej skali długoterminowe źródła finansowania oparte o listy zastawne, inne instrumenty dłużne, depozyty o zapadalności powyżej jednego roku oraz o systemy systematycznego oszczędzania osób zainteresowanych kupnem mieszkania. Nie da się prowadzić działalności bankowej na rynku nieruchomości wyłącznie w oparciu o finansowanie komercyjne, które jest skierowane z natury do klientów o wysokich dochodach, a których liczba jest ograniczona. 

Jeżeli banki będą nadmiernie ryzykownie udzielać kredytów mieszkaniowych osobom o średnich lub niskich dochodach, oznaczać to będzie akumulację ryzyka. Wciąż pozostaje otwarta sprawa wybrania optymalnego modelu oszczędzania. Jednym z nich jest system Bausparkasse, który sprawdził się np. w Czechach i na Słowacji, gdzie wykazał się dużą odpornością w warunkach kryzysowych. Ale ten system wymaga zaangażowania środków publicznych, które wspierają mechanizm systematycznego oszczędzania. Program Rodzina na swoim mocno wsparł klientów w relacji z bankami, ale w jego przypadku ryzykiem jest to, że po 8 latach zmieniają się istotne warunki oprocentowania kredytów. Ponadto program ten wpływał na sztuczne podtrzymywanie wysokich cen na rynku nieruchomości, które w relacji do dochodów polskich kredytobiorców są mocno zawyżone, gdy zastosujemy różne europejskie porównania. To powoduje, że choć od dwóch lat ceny nieruchomości się obniżają, to są wciąż zbyt wysokie dla przeciętnej polskiej rodziny. 

Dlatego byłoby właściwym, aby to „komercyjne” dofinansowanie zostało uzupełnione elementami programu wieloletniego oszczędzania w bankach. To pomogłoby bankom w spełnieniu kryteriów tworzenia długoterminowych buforów płynnościowych zgodnie z wymogami Bazylei III. Dodatkowo banki muszą zaakceptować wyższe koszty prowadzenia działalności i presję dotyczącą ich transparentności działania ze strony nadzoru, rynku i samych agencji ratingowych. Dla banków jest to niewygodne, bo wpływa na rynkową ocenę firmy i podnosi koszty jej działalności. Chcemy, aby w perspektywie 5 lat około 20 % ich źródeł finansowania stanowiły publiczne instrumenty dłużne. Zależy nam, aby największe banki notowane na GPW były motorem dobrych standardów nowych modeli finansowych wykorzystujących trzy już wspomniane instrumenty dłużne. To da bankom zmniejszenie kosztów systemowych w tym kosztów ponoszonych na system gwarancji depozytów. 

Rozmawiali: Karolina Kowalczyk z portalu Bankier.pl oraz Stanisław Brzeg-Wieluński z Miesięcznika Finansowego „BANK”.

Źródło: Bankier.pl