W USA słaby początek gry „pod sympozjum Fed”

Poniedziałek był w USA kolejnym, niezbyt typowym dniem. Podczas weekendu nic się nie wydarzyło, a poniedziałkowe kalendarium było kompletnie puste. Rozpoczęło się już jednak przygotowanie przed rozpoczynającym się 25 sierpnia sympozjum Fed w Jackson Hole.

Są gracze, którzy liczą na to, że 26. sierpnia Ben Bernanke, szef Fed, odkryje karty i pokaże jak będzie chciał ratować gospodarkę. Ja też zakładam, że pojawi się w jego wystąpieniu jakieś przesłanie. Pytanie tylko, czy rynki dojdą do wniosku, że proponowane przez Fed środki rzeczywiście pomogą bykom.

W poniedziałek istotne było też to, żeby S&P 500 dotychczas nie przełamał wsparcia w okolicy 1.100 pkt. (w cenach zamknięcia 1.120 pkt.). Był za to bardzo go bliski. W tej sytuacji byki musiały podjąć próbę obrony tego wsparcia. Nic dziwnego, że sesja rozpoczęła się od sporego wzrostu indeksów. Jednak prawie natychmiast pojawiła się większa podaż i indeksy zaczęły się osuwać. Na cztery godziny przed końcem sesji S&P 500 dotknął poziomu z piątku. Byki wtedy znowu zaatakowały i widać było, że jak to często bywa decydująca bitwa będzie miała miejsce w ostatniej godzinie handlu.

Dużo mówiono o końcu reżimu Muamara Kadafiego w Libii. W Polsce niektórzy analitycy wróżyli nawet, że z tego powodu cena ropy będzie już tylko systematycznie spadała. Owszem, w poniedziałek ropa Brent (bardziej istotna dla Europy) staniała o 1,5 procent (czego nawet za bardzo na wykresie nie widać), ale ropa WTI w USA zdrożała o około dwa procent. Cena ropy w przyszłości (tak jak i w przeszłości w ostatnich latach) zależeć będzie wyłącznie od 2 czynników: od ilości taniego pieniądza wpuszczonego w obieg i od stanu gospodarki światowej. Od Libii nic nie zależy.

Na Wall Street drożały akcje spółek wysokich technologii i tych z sektora związanego z bezpośrednio z konsumentami. Tracił sektor bankowy (szczególnie Bank of America i JP Morgan). Wall Street Journal napisał, że na razie nie będzie ugody w sprawie wszczętego postępowania dotyczącego wątpliwych praktyk przy przejmowaniu domów za długi. Właśnie to szkodziło bankom.

Na godzinę przed końcem sesji indeksy znowu przetestowały poziom piątkowego zamknięcia i znowu ruszyły na północ, ale nic sensownego z tego nie wynikło. W ostatnich minutach znowu zabarwiły się na czerwono i dzień zakończył się neutralnie. Takie zachowanie po tak dużych spadkach, kiedy indeksy są w pobliżu wsparcia, a rynki czekają na możliwą pomoc ze strony Fed jest „niedźwiedzim” sygnałem, ale z drugiej strony, jeśli gracze nie mają zbyt dużych nadziei to mniejsze jest prawdopodobieństwo rozczarowania. Można po prostu uznać poniedziałkową sesję za oczekiwanie bez wielkiego optymizmu. Nie jest to jednak z pewnością prognostyk zachowań rynków.
 
Jeśli chodzi o GPW to pisałem w poniedziałek rano, że skoro już w piątek indeksy chciały odbijać (Stany zwyżkę wyhamowały) to w poniedziałek byle impuls znowu będzie wykorzystany przez obóz byków. Tak się też stało. Rozpoczęliśmy dzień mikroskopijnym spadkiem, ale bardzo szybko zarówno u nas jak i na innych giełdach europejskich byki zapanowały nad rynkami.. Przed pobudką w USA rynek ruszył w dalszą drogę na północ. WIG20 zyskiwał już dobrze ponad dwa procent, ale wtedy, kiedy w USA indeksy zaczęły się osuwać to i u nas rozpoczął się taki sam proces. Tyle, że po pierwsze był wyraźnie słabszy niż na innych giełdach, a po drugie fixing podciągnął WIG20 o blisko 20 punktów, dzięki czemu udał się zamknąć dzień wzrostem o 2,32 proc. To w niczym nie zmieniło obrazu technicznego rynku, ale daje szansę na przedłużenie odbicia. U nas bardziej niż w USA rozpoczęło się polowanie na pomoc Fed.

Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi