Wejście juana

W 2005 r. Chiny zrezygnowały z utrzymywania sztywnego kursu walutowego. Z chwilą uwolnienia juan (RMB) umocnił się wobec dolara o 20 proc. Wówczas to kurs waluty amerykańskiej spadł z 8,27 RMB za 1 USD do 7,61 RMB. Dziś jeden dolar amerykański kosztuje 6,83 juanów. Przeprowadzona deprecjacja dolara nie była – zdaniem wielu ekspertów – efektem zadziałania mechanizmów rynkowych, a jedynie świadomym zabiegiem ze strony rządu chińskiego mającym na celu uniknięcie oskarżeń o manipulację własną walutą. Tymczasem wahania wartości juana dokonują się w wąskim przedziale, co według nowego amerykańskiego sekretarza skarbu, Tima Geithnera, jest dowodem na to, że Chiny przywróciły sztywny kurs. Spór o to, czy juan jest czy nie jest dowartościowany oraz kiedy będzie – rozstrzygnął chiński rząd, stwierdzając w swoim oświadczeniu, że jakichkolwiek ruchów w tym kierunku nie przewiduje. Czy aby na pewno?

Problemowe 8 procent

Nim pojawiły się pierwsze podejrzenia o manipulację, chińska gospodarka rozwijała się w zawrotnym tempie. Produkt krajowy brutto od samego początku piął się do góry, by osiągnąć i utrzymać przez dwa lata wartość dwucyfrową. Było to możliwe przede wszystkim dzięki zagranicznym firmom, które w Chinach otworzyły swoje montownie oraz zakłady produkujące na rynki zagraniczne. Gospodarka nastawiona na eksport przyczyniła się do nadwyżki w bilansie płatniczym, która z roku na rok rośnie w tempie 20 proc., a obecnie przekracza 10 proc. PKB. Skutkiem tej polityki jest także zgromadzenie rezerw walutowych w wysokości 1,9 bln dolarów. Z kolei wzrost poziomu konsumpcji wynosi zaledwie 8 proc. rocznie. W efekcie chińska gospodarka jest zdominowana przez bezpośrednie inwestycje zagraniczne (BIZ). Eksport będący jej kołem napędowym jest wyizolowany z gospodarki jako całości i w żaden sposób nie jest powiązany z krajowym przemysłem i usługami. Taki stan rzeczy doprowadził do obecnej sytuacji nierównowagi w bilansie handlowym.
Jednak według ekspertów sytuacja wcale nie jest dobra. Gwałtowny spadek eksportu doprowadzi do recesji, chyba że Chińczycy rozbudzą w sobie konsumpcję. Jednocześnie pojawiły się głosy, że juan jest niedoszacowany i należy z tym coś zrobić. Odpowiednia reakcja podziałałaby ozdrowieńczo na gospodarkę w skali globalnej. Nie brak też głosów wśród wielu ekonomistów, że uwolnienie teraz juana byłoby ekonomicznym samobójstwem, bo żaden kraj dobrowolnie nie umacnia swojej waluty w czasie recesji. Stanowisko takie było dość mocno podnoszone w czasie forum ekonomicznego w Davos.

Są też opinie przeciwne, że niedowartościowanie juana jest iluzją. Zhang Jun, profesor Uniwersytetu Fudan w Szanghaju, wskazuje, że wystarczy porzucić myśl o nadwyżce, by ujrzeć rzeczywisty obraz chińskiej gospodarki. Jego zdaniem, gdyby nie brak równowagi w amerykańskiej gospodarce, a przede wszystkim deficyt w handlu z Chinami, to presji na rewaluację juana by nie było. Ten tok myślenia nie tylko pozwala dostrzec słabości chińskiej gospodarki, ale i jej możliwości, które rząd w Pekinie chce obecnie wykorzystać.
Tymczasem kryzys finansowy zadziałał jak nóż. Pierwsze symptomy trudności pojawiły się wiosną 2007 r., ale prawie wszyscy je zlekceważyli, poza Chińczykami. Rząd chiński od tamtego czasu przygotowywał swoją gospodarkę do obecnej sytuacji. Od miesięcy trwały i nadal trwają prace legislacyjne mające na celu podjęcie reakcji w sytuacji odwrócenia trendu. Gdy kryzys stał się już realny, Liu Mingkang, prezes Chińskiej Komisji Nadzoru Bankowego (China Banking Regulatory Commission – CBRC), powiedział, że chińska gospodarka jest na tyle rozwinięta, że jej jedynym celem nie może być dążenie do osiągnięcia wysokiego PKB. Wszystkie działania powinny zmierzać – według Liu – do poprawy jakości działalności gospodarczej dla firm, tak by w sytuacji kryzysu, podobnego jak w USA, można było odpowiednio reagować. Owa na pozór krótka wypowiedź była zwiastunem tego, co się obecnie dzieje. Po tym rząd każdego dnia obwieszczał kolejne reformy począwszy od rolnej przez program finansowej pomocy firmom MŚP, systemu ubezpieczeń i po najnowsze reformy w sektorze finansowym, aż po pakiet mający pobudzić konsumpcję.

W tym ostatnim przypadku sprawa wcale nie jest łatwa i rządowi chińskiemu nie będzie łatwo przekonać swoich obywateli do zmiany postaw rynkowych. Różnica między Amerykanami a Chińczykami jest taka, że ci pierwsi żyją na kredyt, a drudzy oszczędzają ile się da. W USA jest wolny rynek, a wysokość płacy zależy od wykształcenia, czasu i jakości pracy, tymczasem w Chinach to rząd ustala wielkość wynagrodzenia, która rośnie rocznie od kilku do kilkudziesięciu juanów w zależności od branży. Do tego trzeba zaliczyć jeszcze brak ubezpieczenia społecznego i zdrowotnego oraz politykę jednego dziecka, by zrozumieć brak skłonności do ryzyka i odkładanie nawet połowy swoich zarobków.

Polityka rządu przynosi już pierwsze pozytywne sygnały z rynku. Po krótkim spadku gospodarka chińska odżywa. Wystarczy wskazać na dane z rynku kredytowego, że tylko w samym styczniu tego roku chińskie banki udzieliły pożyczek na sumę 1,62 bln juanów (237 mld dolarów), co stanowi wzrost o 18,8 proc. w porównaniu z takim okresem rok wcześniej. Dobre wyniki pociągnęły za sobą w ostatnich dniach rewaluację juana wobec dolara o 0,9 proc.

Kolejnej reakcji należy spodziewać się w drugiej połowie roku po pełnym wdrożeniu reformy rządowych papierów skarbowych. Na przełomie wiosny i lata tego roku chińskie państwowe obligacje będzie mógł nabyć na giełdzie każdy inwestor instytucjonalny (fundusze inwestycyjne, firmy obracające papierami wartościowymi) oraz kapitał prywatny. Obecnie ponad 93 proc. wszystkich obligacji trafia na rynek międzybankowy, a w niewielkim stopniu na giełdę.

Ważny i silny

Chińczycy nie dają się wciągać w polityczne dyskusje związane z ich walutą. Problem niedowartościowania juana dla Chińczyków rozstrzygnął ojciec euro – Robert Mundell, który uważa, iż Chiny powinny utrzymać stały kurs wymiany juana. Jego zdaniem jest to niezbędne. Wynika naturalnie z etapu rozwoju gospodarki i najlepiej sprawdza się w modelu eksportowym, ale nie w każdym jego etapie, a jedynie na początku. Jeśli eksport nie jest powiązany z produkcją na rynek krajowy, rodzi to napięcia w bilansie płatniczym i konieczna się wydaje rewaluacja waluty. Z jego badań wynika, że ona jest najmniej dokuczliwa dla obywateli danego kraju, jeśli jego PKB jest porównywalne z dochodem kraju, względem którego rewaluacja waluty ma być dokonana. W przeciwnym razie potencjalny beneficjent straci, a reszta zyska. Te ustalenia Roberta Mundella oraz świadomość nierównomiernego rozwoju gospodarczego zachodnich rejonów Chin zamieszkanych przez 800 mln ludzi, którzy nie korzystają z dobrodziejstwa rozwoju ekonomicznego, są dla rządu przeciwwskazaniem do podnoszenia wartości juana.

Nie dziwi więc fakt, że kiedy euro było wprowadzane na obszarze Unii Europejskiej Chińczycy temu bacznie się przyglądali. Na wielu chińskich wyższych uczelniach w Pekinie i Szanghaju powstały ośrodki badawcze celem studiowania całego procesu. Wraz z coraz większym zainteresowaniem nauki chińskiej europejską walutą, zaczęły pojawiać się pytania ze strony zagranicznych polityków, ekonomistów oraz dziennikarzy o rolę i miejsce juana w światowym i regionalnym systemie walutowym. Wówczas padała tylko jedna odpowiedź – nie ma żadnych planów. Na poparcie tego podkreślano, że Chiny są krajem o stosunkowo małej historii wzrostu gospodarczego oraz że juan byłby bardzo podatny na spekulacje. Tymczasem pod koniec grudnia 2008 r. świat obiegła informacja, że Chiny chcą z juana zrobić pieniądz międzynarodowy. Początkowo dotyczyłoby to tylko wymiany handlowej z najbliższymi sąsiadami. W pierwszej kolejności juan stanie się jedną walutą w rozliczeniach handlowych z Hongkongiem, Makao oraz z pewnymi ograniczeniami z dziesięcioma krajami Azji Południowo-Wschodniej (ASEAN). Zważywszy, że rząd już od kilku lat podejmuje działania na rzecz integracji ekonomicznej całej strefy Delty Rzeki Perłowej (południowa część prowincji Guandong, miasto Kanton, Hongkong i Makao) sprawa rysuje się zupełnie inaczej. W ostatnich miesiącach nastąpiło przyspieszenie scalania tego obszaru.

Według rządu pozwoli to chińskim eksporterom i ich partnerom przede wszystkim uniknąć skutków fluktuacji kursów walut, w jakich do tej pory prowadzone były transakcje. Ale to nie wszystko. W zamierzeniu władzy w Pekinie rozliczenia w juanach przyczynią się do tego, iż będzie on w większym stopniu akceptowany w Azji. To zaś pozwoli mu w dalszej perspektywie stać się walutą międzynarodową ze wszystkim skutkami prawnymi i ekonomicznymi. Bynajmniej rządowi nie zależy na tym, by juan zastąpił dolara. Celem jest złoty środek, by chińska waluta stała się ważna a nie najważniejsza, silna, ale nie najsilniejsza.

JACEK STRZELECKI