WGI – Hossa na złotym

Co w takiej sytuacji powinien robić statystyczny Polak? Powinien cieszyć się z tańszych importowanych towarów i z tego, że mocny złoty broni gospodarki przed dużą inflacją, którą mogłaby spowodować niezwykle droga ropa. Powinien cieszyć się również, jeśli wziął kredyty w walutach – szczególnie w dolarach. Jednak, jeśli ma zamiar teraz zaciągnąć kredyt to powinien pamiętać o tym, że każda hossa kiedyś się kończy i to kończy się brutalnie. W tej sytuacji warto brać kredyt walutowy (w dolarach), jeśli ma się możliwość szybkiego i taniego przewalutowania i powrotu do złotego. Jeśli się takiej możliwości nie ma i chce się spać spokojnie to kredyty trzeba brać w walucie, w której się zarabia. Nasz modelowy Polak powinien się martwić, jeśli pracuje w firmie, która produkuje przede wszystkim na eksport, bo niedługo eksporterzy zaczną mieć duże problemy, gdyż spada ich konkurencyjność. Powinien również zacząć martwić się o rynek pracy, gdyż mniejsza konkurencyjność gospodarki oznacza wzrost bezrobocia.

Osłabianie dolara

Powody umocnienia złotego w stosunku do amerykańskiej waluty są dwojakiej natury. Po pierwsze wynikają ze słabości dolara w stosunku do innych walut (od 2002 roku indeks dolara osłabł o prawie 30 procent). Stany Zjednoczone mogą funkcjonować tylko dlatego, że kraje azjatyckie i częściowo Euroland kupując w każdy dzień roboczy za blisko 2 mld USD walory wyceniane w dolarach (akcje, obligacje) umożliwiają finansowanie amerykańskich deficytów (obrotów bieżących i budżetowego). Nie robią tego z pobudek charytatywnych – wzmacniają w ten sposób dolara zwiększając konkurencyjność swojego eksportu. Taka sytuacja nie może jednak trwać w nieskończoność i tego właśnie obawia się rynek walutowy. Poza tym same USA, chcąc zmniejszyć deficyt i pomóc eksportowi, też dążą do osłabienia swojej waluty. Ten trend w okresie następnych 12. miesięcy prawdopodobnie się nie zmieni.

Szkodliwa euforia

Złoty wzmacnia się nie tylko do dolara, ale i do euro (14 procent w tym roku). Czytając komentarze agencyjne widać wyraźnie, że po wejściu do Unii Europejskiej Europa Centralna jest oceniana wręcz entuzjastycznie. Wszyscy mają nadzieję na duże zyski z kapitałów zainwestowanych w tym regionie i dlatego tak mocne są waluty, obligacje i rynki akcji naszego regionu. Problem w tym, że rynki coraz bardziej wchodzą w fazę szkodliwej euforii. Nie przestaje zadziwiać to, że zawsze, od krachu na rynku cebulek tulipanowych w XVII wieku, inwestorzy powtarzają ten sam schemat irracjonalnej, napędzanej chciwością pogoni za zyskiem. Zawsze w końcu hossy obowiązuje hasło „teraz będzie inaczej”. I nigdy nie jest. W którymś momencie tego szaleństwa, zwanego modą na Europę Centralną, inwestorzy zagraniczni oprzytomnieją i zobaczą, że na przykład silny złoty (ale nie tylko bo i słabnące gospodarki zarówno Polski jak i UE) szkodzi gospodarce i zaczną uciekać. Pozostaje tylko pytanie, kiedy przyjdzie to otrzeźwienie. Najbardziej prawdopodobnym okresem jest przełom roku.

Piotr Kuczyński

kierownik działu analiz i doradztwa

Warszawska Grupa Inwestycyjna S.A.