Wielka wyprzedaż

Działania rządu w ostatnim miesiącu budziły konsternację u ekonomistów i finansistów. I bardzo mocno niepokoiły związki zawodowe. Wszystko to miało znaczenie nie tylko dla wyceny wymienianych przez ministra skarbu spółek przeznaczonych na sprzedaż, ale również dla całej Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie. Krótko mówiąc, zamiast uspokoić rynek, minister skarbu i premier grali na emocjach uczestników rynku. A wszystko po to, żeby załatać dziurę w budżecie. I nie oddalać Polski od spełnienia warunków mechanizmu ERM II i przyjęcia do strefy euro.

Prywatyzacja stulecia

Czas na liczby: planowana wielka wyprzedaż narodowego majątku ma przynieść 36,7 mld zł. W ubiegłym roku pozbycie się przez Skarb Państwa udziałów w spółkach przyniosło do budżetu tylko 2,4 mld zł. A ostatni wielki przychód ze sprzedaży udziałów w przedsiębiorstwach miał miejsce dekadę temu – i nie był tak wielki, bowiem zamknął się w kwocie 27 mld zł. Tylko do połowy sierpnia przychody z prywatyzacji sięgnęły już prawie 3,7 mld zł. Jest to trzeci wynik spośród osiągniętych przychodów w ciągu ostatnich pięciu lat. Jednocześnie przychody te stanowią około 30 proc. z zaplanowanych na ten rok 12 mld zł.

Co daje rządowi wyprzedaż spółek w czasie największego od lat kryzysu w skali globalnej? Polska uniknie zwiększenia deficytu budżetowego i – doraźnie – zwiększenia podatków. Rząd domknie budżet i z pewnością wykorzysta to w kolejnych kampaniach wyborczych. Faktem jest jednak, że państwo straci kontrolę nad częścią spółek – często strategicznych dla narodowej gospodarki. I istnieje niebezpieczeństwo, że straci tę kontrolę za bezcen.

Zgodnie z planem do grudnia 2009 r. rząd sprzeda udziały w 15 spółkach, a przez następne 12 miesięcy w 39 kolejnych. Według zapowiedzi rządu pod młotek pójdą akcje miedziowego koncernu KGHM, Grupy Lotos, Polskiej Grupy Energetycznej i Taurona. Rząd chce jednak, by Skarb Państwa zachował pakiety kontrolne w tych spółkach. Deklaracje sprzedaży akcji KGHM – 10 proc. udziałów, które w założeniach przynieść mają 1,8 mld zł – wywołały panikę na giełdzie i w ciągu kilku dni spadek cen akcji KGHM o 6 proc., co z kolei pociągnęło w dół cały indeks WIG20. Przeciwko sprzedaży protestowali także związkowcy, którzy obawiają się wrogiego przejęcia i masowych zwolnień. Obecnie bowiem Skarb Państwa kontroluje 42 proc. akcji KGHM, a żaden z pozostałych udziałowców nie ma pakietu większego niż 5 proc. I choć pozostałe 32 proc. wciąż daje rządowi większość, naraża spółkę na przejęcie przez obcy kapitał. 14 sierpnia minął termin na składanie ofert przez potencjalnych inwestorów zainteresowanych kupnem 67,05 proc. akcji Enei, spółki, której zeszłoroczny debiut zakończył się dużym sukcesem, przynosząc jej prawie 2 mld zł zysku. Pod koniec roku na giełdę wprowadzony zostanie pakiet akcji PGE – największej grupy energetycznej w Polsce i jednej z największych w Europie Środkowej i Wschodniej. Na koniec roku zaplanowana jest także historyczna prywatyzacja Giełdy Papierów Wartościowych, w której Skarb Państwa posiada 98,82 proc. i która jest trzecią, obok cypryjskiej i maltańskiej, ostatnią państwową giełdą papierów wartościowych w Europie.

 Część ekonomistów ostro krytykuje sposób i formę takiej wyprzedaży. Po pierwsze dlatego, że rząd pozbywa się spółek w czasie giełdowego dołka, kiedy wartość giełdowa akcji jest często niższa, niż ich wartość księgowa. Przekonują więc, że siłą rzeczy Polska nie dostanie za akcje odpowiedniej ceny. Dużo poważniejszym problemem wydaje się jednak forma i powód sprzedaży akcji. – To prywatyzacja, która nie jest przemyślana – mówi były minister skarbu Wiesław Kaczmarek i wyjaśnia: – Ta prywatyzacja skupia się przede wszystkim na załataniu dziury budżetowej. A głównym kryterium jej przeprowadzenia powinien być interes spółek.

Resztówki też pod młotek

Ministerstwo Skarbu Państwa jak najszybciej chce się pozbywać również tzw. resztówek, czyli mniejszościowych pakietów akcji w spółkach. Rzecz dotyczy m.in. kontrowersyjnej końcówki udziałów w banku Pekao SA. Obsługą transakcji zajmie się Bank Handlowy. Udziały polskiego rządu w banku, którego właścicielem jest włoska Grupa UniCredit, wynoszą 3,95 proc. Według Ministerstwa Skarbu Państwa priorytetem dla rządu będzie cena zaoferowana przez potencjalnego inwestora, bo uzyskane ze sprzedaży pieniądze zostaną przeznaczone przede wszystkim na zasypanie dziury budżetowej.

Zgodnie z zapowiedzią rzecznika Ministerstwa Skarbu do końca roku rząd planuje sprzedać wszystkie udziały, które wciąż posiada w spółkach notowanych na giełdzie. Oprócz banku Pekao SA do tego typu spółek należy też Telekomunikacja Polska SA, w której państwowe udziały sięgają 4,2 proc. Jednak w tym przypadku wyprzedaż akcji jest uzasadniona. Przede wszystkim dlatego, że pakiety mniejszościowe akcji nie dają żadnej możliwości wpływu na spółkę. Mogą natomiast generować znaczne koszty w związku z koniecznym nadzorem ze strony państwa. Natomiast dochód z ich sprzedaży może być istotnym wpływem do budżetu. Dzięki sprzedaży 3 proc. akcji Pekao Skarb Państwa zyskuje niemal 1,1 mld zł.

Nie (tylko) te spółki

Skoro jednak rząd wyprzedaje majątek w celu załatania dziury budżetowej, trzeba również przeanalizować korzyści, jakie płyną z takiej prywatyzacji. Część ekonomistów ma wątpliwości, czy faktycznie można mówić o niedoszacowaniu wartości wystawionych na sprzedaż spółek. Przede wszystkim ze względu na spekulacyjny charakter obrotu giełdowego. Podobnie jak trudno jest ustalić, czy wartość księgowa udziałów w tych spółkach ma faktycznie wartość taką, na jaką jest wyceniona. Zgadzają się jednak, że należy je sprzedawać za wartość godziwą.

– Ponad wszelką wątpliwość sprzedaż udziałów Skarbu Państwa w spółkach jest wydarzeniem pozytywnym dla gospodarki – uważa Ireneusz Jabłoński z Centrum im. Adama Smitha. – Sprzedaż przedsiębiorstw państwowych jest właściwa, bo rząd nie powinien być właścicielem przedsiębiorstw, zaś same spółki powinny działać – z korzyścią dla siebie i dla rynku – w oparciu o prawa rynkowe. Z całą pewnością jednak sprzedaż tych spółek nie powinna być ograniczona przez koniunkturę czy dekoniunkturę. Rząd powinien znaleźć optymalnego właściciela, czyli krótko mówiąc – sprzedawać te spółki na drodze licytacji. Ale o ile wiem, rząd właśnie w taki sposób je sprzedaje. Pozbycie się przez Skarb Państwa majątku w tych spółkach oznacza, że znajdą one prywatnego właściciela, co zawsze odbywa się z korzyścią dla przedsiębiorstwa. Zaś rząd zagwarantuje sobie wpływy do budżetu. Nie wiem jednak, czy sprzedaż powinna się odbywać w taki sposób, że pod młotek idzie kilkanaście strategicznych spółek, co wywołuje niepokoje społeczne i inwestorskie. Uważam, że prywatyzacja powinna w pierwszej kolejności objąć tych 1500 przedsiębiorstw, których nazwy nie są chyba w stanie wymienić nawet pracownicy Ministerstwa Skarbu.

Według zmienionego w tym roku Planu Prywatyzacji na lata 2008-2011, który zakładał przekazanie w prywatne ręce 740 spółek Skarbu Państwa działających w kilkunastu sektorach gospodarki, obecnie rząd chce sprywatyzować 802 spółki. Włączone do Planu podmioty, to spółki powstałe w wyniku komercjalizacji, czyli przedsiębiorstwa państwowe przekształcone w spółki prawa handlowego.

Plan prywatyzacji obejmuje zarówno spółki z tak ważnych sektorów jak instytucje finansowe czy energetyka, chemia i przemysł naftowy – gdzie prywatyzacja będzie rozpoczynana lub kontynuowana – jak również przemysł maszynowy, metalowy, elektroniczny, elektrotechniczny, spirytusowy, spożywczy, drzewny i papierniczy, meblowy, odzieżowy i surowców odzieżowych, transport i spedycja, przedsiębiorstwa handlowe i jednostki usługowe czy spółki z Programu NFI.

Jak informuje rząd, przekształcenia własnościowe w poszczególnych branżach realizowane będą zgodnie z rządowymi programami i strategiami sektorowymi, zarówno obowiązującymi, jak i zmienianymi i przyjmowanymi w trakcie realizacji programu. W latach 2008-2011 planuje się zakończenie procesu przekształceń własnościowych w większości branż i sektorów.

Paweł Pietkun