Wina banków centralnych?

27 lipca 1927 r. w Nowym Jorku odbyła się konferencja banków centralnych, zwołana przez Benjamina Stronga, prezesa Banku Rezerw Federalnych w Nowym Jorku i Montagu Normana, prezesa Banku Anglii. Uczestnikami konferencji byli Norman, Strong, wiceprezes Banku Banku Francji, Rist, oraz prezes Reichsbanku, dr Hjalmar Schacht.

Norman i Strong chcieli namówić Rista i Schachta do prowadzenia przez wszystkie cztery kraje polityki inflacji. Pragnęli w ten sposób pobudzać gospodarkę i ratować funta zagrożonego odpływem złota z Wielkiej Brytanii, co wynikało z powrotu funta do standardu złota po kursie wymiany na złoto ignorującym inflację I wojny światowej. Schacht, mający za sobą doświadczenie inflacji niemieckiej wczesnych lat dwudziestych, zdecydowanie sprzeciwił się polityce taniego pieniądza. Rist także odrzucił kuszenie Anglosasów i obaj panowie, Schacht i Rist, odjechali do domu. Rist wspominał później, że Strong powiedział mu z rozbawieniem, iż ma zamiar „podać rynkowi małą szklaneczkę whiskey”.

Polityka Fedu

Po co to dzisiaj przypominać? Dlatego, że wśród wyjaśnień obecnego kryzysu zbyt rzadko przywoływane jest to, które za podstawowy czynnik sprawczy tak Wielkiej Depresji, jak i kryzysu chwili obecnej uważa politykę monetarną Banku Centralnego USA, tzw. Fedu.

Większość politycznych (obrady G-20), eksperckich (Raport tzw. Grupy 30) czy prasowych wyjaśnień obecnego kryzysu widzi jego źródło w rynku, w „neoliberalnym dogmacie”, który zaowocował odrzuceniem państwowych regulacji i, w konsekwencji, eksplozją sekurytyzacji, derywatyw i lewarowania w połączeniu z motywowanym zyskiem nieuczciwym „wciskaniu kitu” na rynku kredytów hipotecznych, tzw. subprime. Wniosek jest jeden: rynek zawiódł, konieczna jest zdecydowana państwowa regulacja produktów i instytucji finansowych.

I tak np. Jean-Claude Trichet, prezes Europejskiego Banku Centralnego, w przemówieniu z 17 marca br. pt. „Jakie lekcje można wyciągnąć z kryzysu gospodarczego i finansowego?”, stwierdza, że za kryzys odpowiada „RYNEK” w postaci „złych zasad wynagrodzeń w bankach”, sekurytyzacji kredytów/pożyczek, nadmiernego „lewarowania” oraz napływu oszczędności („saving’s glut theory”, „nadmiar oszczędności”) z Azji, co przyczyniło się do spadku stopy procentowej. Co zaleca pan Trichet? Rozszerzenie mandatu nadzorczego instytucji Banku Centralnego oraz koordynację nadzoru na poziomie międzynarodowym.

Istnieje wiele powodów, by sądzić, że przyjmowanie takich zaleceń równoznaczne jest z wpuszczaniem lisów do kurnika.

Do końca lat dwudziestych XX w. dominującą teorią cyklicznych kryzysów w gospodarce rynkowej była teoria cykli koniunkturalnych Szkoły Austriackiej, zbudowana na fundamentach teorii cykli Davida Ricardo oraz teorii naturalnej stopy procentowej szwedzkiego ekonomisty Knuta Wicskella. Twórcą tej teorii był urodzony we Lwowie Ludwig von Mises, rozwijał ją Hayek, a zwolennikami jej byli, co warto dziś szczególnie przypomnieć, tacy np. ekonomiści jak Lionel Robbins, który sprowadził Hayeka do Londynu, by walczył z Keynesem, Jacques Rueff, doradca prezydenta De Gaulle’a, czy Wilhelm Ropke, ojciec niemieckiego „ordo-liberalizmu”, intelektualny i duchowy patron Ludwiga Erharda, architekta niemieckiego cudu gospodarczego po II wojnie światowej.

Teoria ta głosi, w uproszczeniu, że źródłem gospodarczego boomu, który przeradza się później w recesję, jest polityka monetarna Banku Centralnego, polegająca na takim manipulowaniu podażą pieniądza i stopą procentową, która sprowadza rynkowy koszt kredytu poniżej poziomu „naturalnej stopy oprocentowania” jaka wynikałaby ze spotkania się na wolnym rynku naturalnej preferencji do konsumpcji i oszczędzania rozmaitych aktorów ekonomicznych. Bank Centralny, obniżając rynkową stopę procentową poniżej stopy naturalnej, wysyła do przedsiębiorców sygnał, że poziom oszczędności w gospodarce jest wyższy niż jest w istocie, i powoduje, że, skuszeni niską stopą oprocentowania kredytów, angażują się oni w przedsięwzięcia inwestycyjne, które muszą skończyć się fiaskiem, gdy z czasem dojdzie do nieuchronnej korekty stopy procentowej w górę.

Istnieją liczne dane by sądzić, że taką właśnie politykę monetarną prowadził Bank Centralny USA (Fed) tak w latach 1921-1929, jak w latach 1995-2008. W latach 1921-1929 polityka Fedu „wyprodukowała” wzrost podaży pieniądza o 61,8 proc., co daje średnioroczną stopę wzrostu 7,7 proc. Z kolei średnioroczna stopa wzrostu tzw. szerokiej podaży pieniądza („broad money base”) w latach 1995-2008 wynosiła prawie 9 proc. przy rocznym średnim wzroście nominalnym GDP 5,3 proc. Taką wizję związku przyczynowego sugeruje też twórca tzw. reguły Taylora neutralnej polityki monetarnej Banku Centralnego, prof. John Taylor, ze Stanford University, pisząc o obecnym kryzysie, w odniesieniu tak do Fedu jak i do ECB, że banki te prowadziły politykę pieniężną istotnie odbiegającą w dół od neutralnej reguły monetarnej.

Przyszłość bez ryzyka

Wypada tu zauważyć, że poziom lewaru (relacja kredyt/kapitał własny) w finansowaniu przedsięwzięć, tak napiętnowany jako czynnik kryzysogenny, jest bezpośrednio związany z poziomem oprocentowania: im niższa stopa procentowa, tym wyższy lewar. Zauważyć też warto, że stopa procentowa Fed po 9.11., okresowo zredukowana do 1 proc., zaowocowała też najniższym w historii USA oprocentowaniem pożyczek hipotecznych, co musiało mieć wpływ na rynek budowlany. Polityka Fed krzyczała: „Przyszłość jest bez ryzyka.”

Jeśli dodać, że o ile w XIX w. poziom cen w USA nieco się obniżył (przypisywane jest to wzrostowi produktywności), a okresy inflacyjne mieszały się z deflacyjnymi, podczas gdy w okresie od 1913 r. (powstanie Fed) do 2007 r. poziom cen w USA wzrósł o ponad 2000 proc., a okresy deflacyjne po II wojnie światowej zostały wyeliminowane, to trudno uznać, mówiąc dyplomatycznie, że instytucja Fed jest czynnikiem stabilizacji cen i że można zrozumieć dzisiejszy kryzys pomijając instytucję banków centralnych.

Czy można zatem uznać, że za kryzys odpowiada rynek, a banki centralne, instytucje centralnego planowania produkcji pieniądza, z kryzysem nie mają nic wspólnego? Czy banki centralne nie serwowały rynkowi kolejnych „szklaneczek whiskey”, a teraz skarżą go o alkoholizm? Czy nie jest to klasyczna sytuacja, w której kowal zawinił, a Cygana wieszają?

Może więc, w dwadzieścia lat po upadku planowanych centralnie gospodarek komunistycznych, których niemożność ekonomicznej kalkulacji i upadek przewidział już w latach dwudziestych, na pytanie o Nowego Keynesa, odpowiedzieć trzeba: Nowy Keynes istnieje już od 1913 r. Nazywa się Ludwig von Mises.

Autor jest socjologiem, absolwentem Uniwersytetu Warszawskiego i Uniwersytetu Stanforda, był podsekretarzem stanu w Ministerstwie Przekształceń Własnościowych w latach 1990/1994, bankierem inwestycyjnym, specjalistą od transakcji fuzji i przejęć oraz funduszy inwestycyjnych typu private equity, tłumaczem Misesa i Hayeka, w dziedzinie teorii ekonomii specjalistą w zakresie Szkoły Austriackiej oraz Teorii Praw Własności.

JACEK STRZELECKI