Wojna na ekspertyzy, czyli czy SKOK-i to banki?

Czy Spółdzielcze Kasy Oszczędnościowo Kredytowe to banki? Okazuje się, że tak. Przynajmniej tak wynika z ekspertyzy przygotowanej na zlecenie PO przez prof. Szambelańczyka, kierownika Katedry Bankowości poznańskiej Wyższej Szkoły Bankowej. SKOK-i nie pozostały dłużne i zaprezentowały własną ekspertyzę prawną, sporządzoną przez prof. Henryka Ciocha – adwokata, Dyrektora Instytutu Prawa Prywatnego w KUL. Wynika z niej oczywiście, że SKOK-i częścią systemu bankowego nie są. Kto zatem ma rację?Pytanie jest zasadnicze. Czy SKOK-i są, czy nie są bankami? Czytając fragmenty opinii profesora Szambelańczyka zwraca uwagę jeden fragment. „Nie pretendując do kategorycznych ocen w kategoriach prawa stwierdzam, że w kategoriach ekonomii, a zwłaszcza finansów i bankowości cele, funkcje i struktury organizacyjne SKOK-ów i banków są na tyle podobne, z wyjątkiem powiązań z bankiem centralnym, że uprawniają do traktowania SKOK-ów jak tak samo jak banków, z uwzględnieniem ich systemowej specyfiki”.

Naszym zdaniem prof. Szambelańczyk ma rację – SKOK-i można traktować jak banki. Tyle, że naszym zdaniem jest to raczej punkt widzenia klienta, niż – no własne kogo? PO oczywiście potrzebuje takiego rozwiązania, bo wówczas mogłoby zająć się w czasie prac komisji SKOK-ami. Chce to zrobić trzymając się litery prawa. Co na to SKOK-i? Zaprezentowały ekspertyzę nie bankowca, a prawnika, który kategorycznie stwierdza: „Do spółdzielczych kas oszczędnościowo-kredytowych działających na podstawie ustawy z dnia 14 grudnia 1995 roku o spółdzielczych kasach oszczędnościowo-kredytowych (Dz. U. z 1996 r., Nr 1, poz. 2 z późn. zm.) zgodnie z art. 2 w zakresie nie uregulowanym odmiennie ustawą „stosuje się przepisy ustawy z 16 września 1982 r. – Prawo spółdzielcze (Dz. U. z 1995 r. Nr 54, poz. 288 i Nr 133, poz. 654)”. Przepisy prawa bankowego i ubezpieczeniowego zgodnie z art. 3 ust. 1 tej ustawy stosuje się do nich tylko odpowiednio i to w zakresie przeprowadzonych na zlecenie członków rozliczeń finansowych. Z kolei zgodnie z art. 33 ust. 2 Kasa Krajowa jest spółdzielnią osób prawnych, do której w zakresie nie uregulowanym ustawą stosuje się przepisy ustawy Prawo spółdzielcze. Pełni ona funkcję nadzoru nad kasami oraz zapewnia ich stabilizację finansową. Jako osoba prawna pełni więc funkcję związku rewizyjnego, nadzorcy finansowego nad kasami na zasadzie zadań zleconych przez Państwo oraz w ograniczonym zakresie prowadzi na rzecz swoich członków działalność niezarobkową. Zadania ustawowe tej spółdzielczej organizacji są określone w przepisach art. 35 – 43 ustawy o spółdzielczych kasach oszczędnościowo-kredytowych. Do działalności tej organizacji nawet w ograniczonym zakresie nie mają zastosowania przepisy prawa bankowego bądź ubezpieczeniowego. Oznacza to, że spółdzielcze kasy oszczędnościowo-kredytowe i Krajowa Spółdzielcza-Kasa Oszczędnościowo-Kredytowa de lege lata nie są częścią polskiego systemu bankowego.” Jednym słowem mamy wojnę na autorytety. Która „prawda” zwycięży?

Wiadomo na przykład, że prof. Szambelańczyk, niekwestionowany autorytet od bankowości i zarządzania kadrami, będzie popierany przez stronę bankową, ale pewnie również przez zwolenników PO. Dla zwolenników SKOK-ów i PiS, rację ma niewątpliwie prof. Cioch. Na tym tle ciekawie wygląda krótki opis rozprawy doktorskiej, której promotorem był w 2002 roku prof. Szambelańczyk: „Celem pracy (Spółdzielcze kasy oszczędnościowo-kredytowe na rynku usług finansowych w Polsce) jest zbadanie pozycji spółdzielczych kas oszczędnościowo-kredytowych na rynku usług finansowych w Polsce. W rozprawie sformułowano następujące hipotezy badawcze: wpływ spółdzielczych kas oszczędnościowo-kredytowych na funkcjonowanie rynku usług finansowych jest marginalny, choć wykazuje tendencję rosnącą. Udział spółdzielczych kas oszczędnościowo-kredytowych w kredytowaniu osób prywatnych jest kilkukrotnie wyższy niż udział w depozytach osób prywatnych. Członkami spółdzielczych kas oszczędnościowo-kredytowych są osoby, które w zasadzie nie korzystają z usług innych instytucji finansowych. Wśród członków spółdzielczych kas oszczędnościowo-kredytowych udział klientów przejmowanych od banków nie jest dominujący. Praca składa się z pięciu rozdziałów. W rozdziale pierwszym punkt wyjścia rozważań stanowi wyjaśnienie istoty, zasad i modeli spółdzielczości. Jednym z rodzajów spółdzielni jest spółdzielnia kredytowa, która świadczy usługi finansowe dla członków. Zinwentaryzowano specyficzne cechy związku kredytowego oraz zaprezentowano historię i międzynarodową strukturę związków kredytowych. W drugim rozdziale wskazano kontekst powstania spółdzielczych kas oszczędnościowo-kredytowych w latach dziewięćdziesiątych. Ze względu na istotne zmiany w sposobie, zakresie i skali funkcjonowania spółdzielczych kas oszczędnościowo-kredytowych pod wpływem nowych regulacji prawnych, zaprezentowano etapy rozwoju kas w latach dziewięćdziesiątych. Spółdzielcze kasy oszczędnościowo-kredytowe w Polsce wraz z innymi podmiotami rynku (jak np. TUW SKOK, Krajowa Spółdzielcza Kasa Oszczędnościowo-Kredytowa) tworzą system spółdzielczych kas oszczędnościowo-kredytowych. Zasadniczą część rozdziału trzeciego stanowi analiza konkurencyjności spółdzielczych kas oszczędnościowo-kredytowych na rynku usług finansowych. W kolejnym rozdziale przedstawiono cel, zakres i wyniki badań ankietowych członków spółdzielczych kas. Badania ankietowe umożliwiły odpowiedź na pytanie, jakimi cechami charakteryzują się członkowie spółdzielczych kas oszczędnościowo-kredytowych oraz w jakim stopniu korzystają z innych instytucji finansowych. W rozdziale piątym zatytułowanym zidentyfikowano strategie kas w latach dziewięćdziesiątych oraz przeprowadzono analizę uwarunkowań ich rozwoju, a także wskazano na konieczność wypełniania przez te instytucje funkcji społecznych.”

Jednym słowem przez te 4 lata sporo się na rynku zmieniło. I rzeczywiście – SKOK-i to teraz bezpośrednia konkurencja dla banków. A biorąc pod uwagę powyższe wnioski, jak na dłoni widać o co tak na prawdę chodzi. O przyszłość. O to jak będzie wyglądał krajobraz finansowy za 5-10 lat. A co się raz ustanowi, to zmienić będzie trudno (czy ktoś realnie wierzy, że zagrozi pozycji PKO BP i Pekao SA?).

No na sam koniec – my również zabierzemy głos w tym naukowym dyskursie. Co prawda prawnikami nie jesteśmy, ale na bankach teoretycznie trochę się znamy. Po pierwsze do tej pory żyliśmy w błogiej nieświadomości, że jednak SKOK-i, to nie banki. Dlatego trochę zdziwiła nas interpretacja, że SKOK-i to jednak banki. Czytając zaś ekspertyzę prof. Szambelańczyka, zgadzamy się z jego argumentami. Tyle, że dla nas w kategoriach ekonomii, czy funkcjonalności SKOK-i działają może jak banki, ale formalnie, w tym całym sporze, nimi nie są! Oczywiście należy od razu przy tym stwierdzić, że są ogniwem bankowego systemu kredytowo-depozytowego, jednak stwierdzenie skok=bank, naszym zdaniem nie jest prawdziwe.

Bank to bank, a fakt, że jakaś instytucja działa podobnie jak bank, banku z niej w sensie prawnym nie zrobi. Dlatego naszym zdaniem ekspertyza PO to raczej rzecz medialna dla przekonania już przekonanych, niż jakiś twardy dowód. Dlaczego tak sądzimy? Przejrzeliśmy kilka książek z bankowości, jakie mamy w domu. Efekt? Jak się można spodziewać, w żadnym podręczniku nie znaleźliśmy nawet fragmentu mówiącego o tym, że SKOK-i to banki. O Kasach Kredytowych, oszczędnościowych, budowlanych co najwyżej się wspomina, pisząc o społecznym, samopomocowym charakterze tych instytucji. Rzeczywiście. SKOK-i to w obecnych realiach instytucje, które można pomylić z bankiem. Korzystają ze swoich przywilejów, działają na innych prawach niż banki, ale przecież tak jest też w innych krajach!!! Co więcej – również w innych krajach banki krzyczą, że im się dzieje krzywda. I to nie tylko ze strony kas budowlanych czy unii kredytowych. Wystarczy zobaczyć co robią amerykańskie banki chcące zablokować plany stworzenia przez Wal-Mart własnego banku! To walka na noże i chociaż na razie wygrywają małe banki, to można stwierdzić, że wejście na rynek takiego gracza, dla wielu z nich po prostu oznaczałby koniec. A dużym detalistom spoza sektora bankowego nie ma się co dziwić. Bo w sumie po co dawać obracać dużymi pieniędzmi komuś, jak można zrobić to samemu? Deregulacja i liberalizacja systemu bankowego, doprowadziła do pewnego paradoksu. Banki straciły swoje największe przywileje, ale jednocześnie działają w gorsecie regulacji, które krępują ich rozwój. Takich problemów nie mają natomiast instytucje pochodzące spoza sektora bankowego. Korzystają z liberalizacji rynku, a jednocześnie nie są ograniczone tak jak banki. To dlatego brytyjskie towarzystwa budowlane oferują te same usługi co tamtejsze banki (tyle, że taniej). I nikt ich nie nazywa bankami. A zresztą w obecnych czasach granice są wyjątkowo rozmyte. Zamiast kredytu mamy leasing (również konsumencki), zamiast depozytów mamy fundusze inwestycyjne, obligacje firm i różnego rodzaju certyfikaty, a zatem autorytarne stwierdzenie, że coś jest bankiem, jest coraz trudniejsze. Dlatego też na przykład prof. Szambelańczyk stwierdza, że jednak trzeba uwzględniać ich systemową specyfikę. Zagraniczne banki również ostro walczą, żeby zacząć regulować ich bezpośrednich konkurentów. Na całe szczęście dla konsumentów rządy poszczególnych państw nie zgadzają się na to. Banki robią to co mogą – łączą się i przejmują mniejszych konkurentów. To najlepszy sposób na zachowanie przewagi konkurencyjnej w obecnych czasach.

Co wynika z tego, że SKOK-i nie są bankami? W zasadzie nic. Uważamy bowiem, że komisja śledcza powinna zająć się również wątpliwościami w funkcjonowaniu SKOK-ów. Zapewne dlatego też taka, a nie inna interpretacja PO, żeby chociaż medialnie ze SKOK-ów zrobić banki. Jednak mimo wszystko, dla wyczyszczenia atmosfery, Komisja powinna zająć się również tą sprawą. Tyle teorii, bo w praktyce wiadomo jak będzie się to odbywało. Nie chodzi przecież, żeby coś wyjaśniać, tylko „dowalić” przeciwnikom. A zatem sens samej komisji jest… żaden. Ale to tak tylko na marginesie. Miejmy nadzieję, że TK orzeknie, że komisja powinna zniknąć. Jeśli są jakieś przekręty, to tymi sprawami powinien zająć się prokurator i być może CBA. A robienie z tego medialnej szopki pokazuje tylko prawdziwe intencje inicjatorów.

I jeszcze jeśli jesteśmy przy sprawie nadzoru, bo o to w zasadzie w całej tej sprawie naszym zdaniem chodzi, a nie o przywileje. Banki też mają swoje przywileje i nikt im z tego zarzutu nie robi (tytuł egzekucyjny – w sumie i dobrze, że go mają, bo jeśli popatrzeć na to co działo się, zanim go dostały, to…). Obecny nadzór miał powstać w szlachetnym celu – regulacji rynku, na którym coraz więcej dotychczas hermetycznych sektorów rynku finansowego, zaczynało się przenikać. Jako przykład podawano Wielką Brytanię. Jakoś nikt nie zwrócił uwagi do tej pory, że tamtejszy „ Financial Services Authority” reguluje wszystko co się da. W praktyce oznacza to około 29 tysięcy firm i 165 tysięcy osób (niezależnych doradców finansowych, etc.). Urząd zatrudnia łącznie coś koło 2,8 tysiąca osób.

Co to znaczy, że wszystko co się da? To oznacza, że również towarzystwa budowlane, pośredników, doradców, firmy faktoringowe, leasingodawców, itd, itp. A jak jest w Polsce? Dlatego zamiast obrzucać się ekspertyzami, nowy nadzór powinien objąć wszystkich graczy na rynku, również SKOK-i, i byłoby raz na zawsze po problemie. A swoją drogą. Warto zobaczyć, komu podlega FSA w Wielkiej Brytanii i czy również jest tak upolityczniony jak w Polsce, gdzie praktycznie wszyscy członkowie będą pochodzili ze strony rządowej. Czyli co wybory mamy nowy nadzór, bo przecież opozycja potrafi tylko krzyczeć, że coś jest skokiem na daną instytucję. Jak sama przychodzi do władzy, nagle zmienia zdanie w tym temacie o 180 stopni. Życie…