Wojna o mobilny portfel

Mobilne płatności przeszły w ciągu ostatnich kilku lat drogę od technologicznej ciekawostki do obiektu powszechnego zainteresowania. Organizacje kartowe, banki, operatorzy telefonii komórkowej, agregatorzy płatności, detaliści – wszyscy dostrzegają potencjał nowych rozwiązań, ale jednocześnie starają się narzucić pozostałym swoją wizję przyszłości.

Czy ktoś pamięta jeszcze konkurencyjne zmagania standardów wideo wysokiej rozdzielczości? O miano lidera rynku kilka lat temu walczyły dyski HD DVD i Blu Ray. Potyczki trwały 9 lat, obie strony zaangażowały pokaźne środki w promocję, starając się przyciągnąć jak największą rzeszę użytkowników, producentów urządzeń i wytwórców treści. Pierwszy z formatów pojawił się wcześniej, a wspierali go tacy potentaci jak Microsoft czy Toshiba. Blu Ray był droższym nośnikiem, ale miał sporo technologicznych przewag. Wojna zakończyła się w 2008 roku – „niebieski promień” wygrał przez nokaut.

David Schropfer, autor książki „The Smartphone Wallet. Understanding the Disruption Ahead” (Searching Finance, 2010), stawia tezę, że dziś jesteśmy ponownie świadkami wojny formatów. Tym razem polem walki są płatności mobilne. „Następnych 3-5 lat zdecyduje o zwycięstwie technologii, której używać będziemy przez co najmniej następną dekadę” – pisze Schropfer. O mobilny portfel konsumenta konkurują dotychczasowi potentaci branży płatności kartowych („stary format”) oraz niezliczeni nowi gracze, często spoza sektora finansowego.

Organizacje kartowe chcą utrzymać status quo


Rozwój płatności mobilnych w największym stopniu zagraża biznesowi organizacji kartowych. Budowany od lat 50-tych system skomplikowanych połączeń pomiędzy akceptantami, agentami rozliczeniowymi, wydawcami i podmiotami pełniącymi pomocniczą rolę w rozliczaniu i przetwarzaniu transakcji jest dziś dojrzały i dochodowy. Organizacje grają w tym układzie pierwsze skrzypce, lecz jednocześnie stoją niejako ponad pozostałymi uczestnikami, nie zajmując się bezpośrednio transferem pieniądza. Można powiedzieć, że są ich głównym zadaniem jest ustalanie reguł i „spinanie” przepływu informacji.

Visa, MasterCard, American Express i inni zarabiają miliardy dolarów dzięki opłatom ponoszonym przez pozostałych uczestników kartowych systemów. Nic zatem dziwnego, że w ich interesie leży zachowanie istniejącego układu sił. Nowe możliwości, pojawiające się wraz z rozwojem telefonii komórkowej, plastikowi potentaci powitali z zainteresowaniem. Widzą w nich możliwość rozwoju swojego rynku i są świadomi, że karta płatnicza w przyszłości może mieć zupełnie inną postać. Strategicznym priorytetem pozostaje zachowanie kontroli nad procesem płatności.

Rozwiązania technologiczne testowane przez organizacje kartowe opierają się na wykorzystaniu telefonu jako „karty”. Karta płatnicza może być scalona z modułem identyfikującym abonenta (karta SIM jak np. podczas pilotażu w hiszpańskim kurorcie Sitges), ale wykorzystywane są także inne opcje – od aplikacji używających modułów NFC (wbudowanych w telefon na stałe lub zintegrowanych z kartami pamięci) aż do bardzo luźnej „integracji” (naklejki, które mogą być przyczepione do czegokolwiek, również telefonu komórkowego). Najważniejsze jednak, że proces rozliczania transakcji i powiązania pomiędzy jej uczestnikami pozostają bez zmian.

Konkurenci czają się za rogiem


Systemy płatności opierają się na dwóch „nogach” – przepływie informacji (rozliczenie) i transferze pieniądza (rozrachunek). Organizacje kartowe koncentrują się na pierwszym z procesów, organizując infrastrukturę pozwalającą na komunikację pomiędzy bankami (dokonującymi później rozrachunku) i punktami akceptującymi karty. Komunikacja jednak to także biznes operatorów komórkowych (MNO).

Można wyobrazić sobie schemat transakcji, w którym operator pośredniczy w przekazaniu informacji pomiędzy akceptantem, klientem i bankami obsługującymi te podmioty. Klient otrzymuje w momencie zakupu od sklepu informację o konieczności zapłaty, potwierdza przelew na rzecz sklepu, a punkt handlowy otrzymuje potwierdzenie o dokonaniu płatności. Wszystko za pomocą infrastruktury utrzymywanej przez operatora. Proste? Na oko tak, ale diabeł oczywiście tkwi w szczegółach. Takie rozwiązanie wymagałoby ścisłej współpracy z bankami, nie mówiąc już o problemach natury technicznej. W tym układzie nie ma jednak miejsca na agenta rozliczeniowego i organizację kartową – ważni pośrednicy zostali ominięci. Operatorzy mogą pójść jeszcze dalej – kwota transakcji mogłaby zostać dopisana do rachunku telefonicznego… i ze schematu transakcji znikają banki.

Powyższy scenariusz to wyłącznie jedna z możliwości, testowana już zresztą w niszowych jak dotąd zastosowaniach (np. mpass niemieckiego Vodafone). Kluczową rolę w mobilnych systemach płatności odgrywać mogą nie tylko operatorzy. Powszechna dostępność mobilnego internetu łącznie z możliwością instalowania na nowoczesnych telefonach aplikacji otwiera drogę do tworzenia nowych schematów płatności obywających się (na etapie transferu informacji, a nie rozliczenia) bez instytucji finansowych i organizacji kartowych.

Do roli nowych graczy szczególnie predestynowani są ci, którzy już nawiązali relacje z klientami i obsługują płatności. PayPal, firma agregująca różne kanały płatności na potrzeby internetowych transakcji, może z łatwością wkroczyć do świata off-line i uczyniła już w tym kierunku pierwsze kroki publikując mobilne aplikacje dla iOS i Androida. Swój „ekosystem” zbudowała także firma Apple, gromadząca już dziś dane o kartach kredytowych milionów użytkowników. Opcja „płacę z iTunes” wydaje się logicznym rozwinięciem dotychczasowej działalności firmy z nadgryzionym jabłkiem w herbie. Inni potentaci już stoją w kolejce – Facebook, tworzący własny dział płatności i posiadający system wirtualnej waluty Facebook Credits, czy Google mający doświadczenie w obsłudze transakcji (na potrzeby m.in. AdWords) i eksperymentujący ostatnio z wykorzystaniem modułów NFC w telefonach.

Obyś żył w ciekawych czasach…


Rynek płatności mobilnych jest niezwykle dynamiczny i nieprzewidywalny. Ścierają się na nim bardzo zróżnicowane modele biznesowe. W wojnie formatów nie zawsze jednak wygrywa najlepszy i najbardziej efektywny. Losy kasety video VHS, która wyeliminowała z rynku bardziej zaawansowane rozwiązanie promowane przez Sony, przywołać można jako ilustrację takiej właśnie sytuacji. Wygrywa ten, kto zgromadzi krytyczną masę użytkowników, w tym przypadku zarówno konsumentów, jak i akceptantów. Wydawać się może, że organizacje kartowe znajdują się na „pole position”, ale wyścig dopiero się zaczyna. Szkoda tylko, że w Polsce obserwujemy go właściwie z boku.

Źródło: PR News