Wojny walutowe: Fed kontratakuje

Amerykańska Rezerwa Federalna za wszelką cenę dąży do osłabienia dolara. Poirytowany brazylijski minister finansów Guido Mantega nazwał te działania „wojnami walutowymi”. Spekulanci na całym świecie zacierają ręce.

W tym roku wydarzenia na rynkach finansowych są determinowane przez dwa główne czynniki. W pierwszej połowie roku był to kryzys finansów publicznych w strefie euro. Od początku czerwca największy wpływ na rozwój sytuacji na rynkach mają doniesienia ze Stanów Zjednoczonych, gdzie powróciły obawy związane z kolejną depresją. Pierwsze tygodnie czerwca przyniosły również ważną zmianę na rynku walutowym. Dolar runął w dół wobec euro, jena i pozostałych walut.

 
W obliczu nadejścia kolejnej fali kryzysu, światowe banki centralne na czele z Rezerwą Federalną chwyciły się ostatniej deski ratunku. Chcąc za wszelką cenę podtrzymać ożywienie, stosują narzędzia polityki pieniężnej. Władze monetarne liczą, że wzrost podaży pieniądza pozwoli wrócić gospodarce na pożądaną ścieżkę wzrostu. Jednak poprzez sztuczne zaniżanie stopy procentowej zniekształcają tylko rzeczywisty obraz gospodarki.

Niska stopa procentowa najmocniej dotyka gospodarki rozwijające się

W ocenie brazylijskiego ministra finansów Guido Mantegi niska stopa procentowa i łatwy pieniądz w Stanach Zjednoczonych są głównymi przyczynami niestabilności na światowych rynkach finansowych. Z tego powodu inwestorzy poszukując wysokich stóp zwrotu, zalewają kraje rozwijające się tanim kapitałem.

W Brazylii skala tego zjawiska jest porażająca. Różnica między rentownością brazylijskich i amerykańskich obligacji w minionych tygodniach przekraczała 11 proc. Z powodu tej rozbieżności przez pierwsze osiem miesięcy roku na rynek długu w Kraju Kawy napłynęło 34,6 mld dolarów. W sierpniu podmioty zagraniczne posiadały 89 mld dolarów w brazylijskich obligacjach. Było to aż 10,1 proc. całkowitego długu. O skali problemu świadczy fakt, że jeszcze pięć lat temu było to zaledwie 0,8 proc. Napływ amerykańskiego kapitału przekłada się na aprecjację reala. Od początku 2009 roku kurs reala wobec dolara wzrósł o niemal 40 proc. Umocnienie brazylijskiej waluty skutkuje kolejnym szkodliwym zjawiskiem, czyli wzrostem deficytu rachunków bieżących. W sierpniu osiągnął on rozmiary 46 mld dolarów.

Odpowiedzią ministra Mantegi było podniesienie opodatkowania dla obcokrajowców, którzy kupują aktywa generujące stały dochód. Stopa podatku wzrosła z dwóch do czterech procent. Ten zabieg jest jednak zbyt słaby, aby powstrzymać Rezerwę Federalną. Skupowanie dolara przez banki centralne jest równie nieefektywne. Przekonały się o tym kraje Ameryki Łacińskiej, gdzie banki centralne Kolumbii i Kostaryki przystąpiły do obrony swoich interesów w ten właśnie sposób.

Skuteczne Chiny i bezsilna Japonia

Chiny to jedyne państwo, które z sukcesem walczy ze słabym dolarem. Ludowy Bank Chin skupuje na rynku nadmiar amerykańskiej waluty i w ten sposób broni się przed umocnieniem juana. Z tego powodu w Państwie Środka trwa zakrojona na szeroką skalę akcja kredytowa. Tylko we wrześniu podaż pieniądza wzrosła o 19 proc. w ujęciu rocznym. W dodatku Chiny gromadzą olbrzymie rezerwy walutowe. Na koniec poprzedniego miesiąca sięgnęły one 2,65 bln dolarów. Pozostałe kraje z regionu nie są już tak skuteczne. Malezja, Tajlandia, czy Singapur są bezsilne w walce z Rezerwą Federalną. W minionym tygodniu Korea Południowa nie zdecydowała o podwyżce stóp procentowych, mimo inflacji, która jest najwyższa od 17 miesięcy. Bank Centralny Korei południowej uznał, że ważniejsza jest walka z umocnieniem kursu wona wobec dolara.

Japonia w głównej mierze koncentruje się na eksporcie, a aprecjacja jena drastycznie obniża konkurencyjność tej gospodarki. Przedsiębiorcy skarżą się, że silny jen uderza w ich firmy, sztucznie zmniejszając zagraniczne przychody. Umocnienie jena oraz narastająca presja polityczna w Kraju Kwitnącej Wiśni skłoniła Bank Japonii do działania na rynku walutowym. 15 września Bank Japonii interweniował i na kilka dni ustabilizował sytuację. Jednak szybko okazało się, że takie działania są bezowocne. Kolejny krok Bank Japonii zrobił 5 października. W tym dniu obciął główną stopę procentową do przedziału między 0 proc. a 0,1 proc. oraz ogłosił program skupu aktywów za kwotę pięciu bilionów jenów. Mimo tych wysiłków nie zdołał zatrzymać umocnienia jena.

Ben Bernanke wierzy w „drukowanie dolara”

W trakcie swojej pracy naukowej Ben Bernanke zajmował się poszukiwaniem „świętego Grala ekonomii”, czyli odpowiedzi skąd wziął się „Wielki Kryzys” oraz co decydowało o tym, że był tak dotkliwy. Według Bernanke jednym ze źródeł problemów był drastyczny spadek podaży pieniądza, wywołany przez upadek banków. Redukcja ilości pieniądza w gospodarce spowodowała obniżenie cen, czyli deflację. To z kolei było powodem wzrostu realnej stopy procentowej (ze względu na wzrost siły nabywczej pieniądza w czasie). Z jednej strony bankructwa banków, a z drugiej niechęć przedsiębiorstw do zaciągania kredytów przy wysokiej realnej stopie procentowej doprowadziły do zatrzymania transferu kapitału od oszczędzających do inwestujących. W konsekwencji spowodowały spadek produkcji i nieznaną wcześniej katastrofę gospodarczą.

Obserwując działania Rezerwy Federalnej pod przewodnictwem Bena Bernanke, nietrudno dostrzec działania polegające na realizacji jego teorii, czyli przeciwdziałaniu deflacji. Zapowiedzi kolejnej rundy ilościowego łagodzenia polityki monetarnej, jaką można było odczytać w ostatnim komunikacie FOMC oraz w wystąpieniach szefa Fed, są tego najlepszym potwierdzeniem. Rezerwa Federalna pod przewodnictwem Bernanke panicznie boi się deflacji i zrobi wszystko, aby nie dopuścić do spadku cen. Nie liczy się przy tym z faktem, że jego działania destabilizują światowe rynki finansowe i równie negatywnie wpływają na gospodarkę.

Polityka „drukowania pieniądza” niszczy współpracę międzynarodową

Międzynarodowy Fundusz Walutowy sprzeciwia się polityce polegającej na realizacji partykularnych interesów poszczególnych państw. „Odrzucenie protekcjonizmu pod wszystkimi postaciami pozostaje kluczowym elementem naszej skoordynowanej odpowiedzi na kryzys”, czytamy w komunikacie po ostatnim posiedzeniu Komitetu Monetarnego i Finansowego. Jednak apele światowych organizacji wydają się przechodzić bez echa. Rezerwa Federalna pozostaje nieugięta i w dalszym ciągu zalewa świat dolarem.

Polityka „dodruku pieniądza” realizowana w głównej mierze przez Fed prowadzi do destabilizacji kursów walutowych, skutkując sztucznym zawyżeniem wartości walut o mniejszym znaczeniu. Olbrzymia aprecjacja walut krajów rozwijających się w końcu sprawi, że branże koncentrujące się na sprzedaży za granicę z tygodnia na tydzień staną się nierentowne. W tej sytuacji sektory nastawione na eksport mogą zostać zlikwidowane. Konsekwencją takiego stanu rzeczy jest ograniczenie handlu międzynarodowego i zubożenie wielkiej części świata. Jest to jednak scenariusz optymistyczny.

Pesymistyczny scenariusz zakłada, że skala ekspansji pieniężnej stanie się tak duża, iż gospodarki przestaną w jakikolwiek sposób reagować na bodźce monetarne. Taką sytuację obserwujemy w Japonii, gdzie mimo wysiłków banku centralnego i nowych zastrzyków pieniądza od bardzo wielu lat gospodarka jest pogrążona w marazmie.

Czy można zarobić na inflacji?

Inwestorzy zacierają ręce w oczekiwaniu na napływ „świeżo wydrukowanego” dolara. Spodziewają się, że w najbliższej perspektywie wywoła on hossę na rynkach finansowych oraz rynkach surowcowych. Optymistyczne przewidywania znajdują potwierdzenie w sytuacji na giełdach. Drożeją metale szlachetne na czele ze złotem, bijącym rekordy wszech czasów. Wśród metali przemysłowych prym wiedzie miedź, będąca najwyżej od 27 miesięcy. Drożeją również surowce energetyczne. Olbrzymie znaczenie ma wzrost cen surowców rolnych, dotykający najmocniej kraje cierpiące na deficyt żywności.

Doświadczenie uczy, że każda nowa ekspansja monetarne służy przedsiębiorstwom z branż oddalonych od konsumpcji. To do tych firm trafiają najpierw nowe pieniądza. Świeży pieniądz przyniesie największe ożywienie w sektorze budownictwa oraz energetyki. Co za tym idzie będą rosły branże powiązane z tymi segmentami gospodarki. Po czasie poprawę sytuacji odczują sektory zbliżone do konsumpcji.

Inwestorzy powinni być jednak bardzo ostrożni. Ożywienie gospodarcze oparte na pustym pieniądzu jest bardzo kruche. Trwa tak długo, jak system bankowy jest w stanie zwiększać podaż pieniądza. Ze względu na nowe regulacje bazylejskie, podwyższające wymogi kapitałowe banki komercyjne są mniej skore do kreowania kredytu. Z kolei banki centralne będą zmuszone opamiętać się w momencie, gdy presja inflacyjna stanie się zbyt wielkim obciążeniem dla przedsiębiorców i konsumentów. Wtedy przyjdzie kolejne załamanie.

Piotr Lonczak

Źródło: Bankier.pl