Takie pytanie będą sobie stawiać inwestorzy na wszystkich rynkach przed zbliżającym się wystąpieniem szefa FED. Ostatnie dane mako z USA były na tyle słabe, że powstała silna presja na Bena Bernanke, który będzie musiał coś dać inwestorom wygłodniałym dobrych informacji.
Największy problem jest w rynkowej grze oczekiwania-reakcje, bo analizując wypowiedzi różnych analityków widać, że nie ma żadnego konsensusu rynkowego w odniesieniu do którego można będzie ustalić, czy rynki dostały tyle ile chciały, więcej niż oczekiwały czy mniej niż powinny. W tej chwili wszyscy wydają się zrzucać odpowiedzialność i konkrety na „Bena Wszechmogącego”, ale kredyt zaufania wynika nie z wiary że ten człowiek doskonale wie co zrobić, a z przekonania, że w ciągu ostatnich kilku lat umyślnie nie skrzywdził inwestorów, więc myśląc prawem serii nie zrobi tego również dziś.
Teoretycznie Bernanke ma nieograniczone możliwości działania, ale w praktyce trudno oczekiwać żeby zapowiedział kolejne QE, bo przy rekordowo niskich rentownościach amerykańskich 10-letnich obligacji kolejne puste pieniądze nie wpłyną na stymulacje, a jedynie na stagnacje. Ponadto zrównałoby to z ziemią reputację FED i jego członków, którzy już kilkukrotnie opowiadali się za ograniczeniem dalszej kreacji gotówki. Moim zdaniem najbezpieczniejszym rozwiązaniem jest dużo słów i mało treści z powtarzającą się frazą, że kolejne niestandardowe narzędzia czekają w pogotowiu. Dzieki temu FED kupuje trochę czasu i nie zamyka sobie żadnego z wyborów na przyszłość. Do tego optymistom pozwoli to wierzyć, że strażnik nadal czuwa i wkroczy do akcji jeżeli będzie taka potrzeba, a pesymistów postawi w niekomfortowej sytuacji dalszego zgadywania co też może kryć się pod tym zagadkowym stwierdzeniem.
Weryfikacja tych stwierdzeń i obietnic przyjdzie szybko, bo w kolejnym tygodniu będą aktualne informacje o stanie amerykańskiego przemysłu (ISM-produkcja) oraz rynku pracy. Gdyby stan gospodarki nadal rozczarowywał gracze głośno zaczną dopominać się zdecydowanych reakcji FED i konkretów. I lepiej żeby wtedy Ben nie musiał robić dobrej miny do złej sytuacji i stosować strategii „nikt nie da wam tyle ile ja mogę obiecać”.
Źródło: AZ Finanse