Wsparcie w USA przełamane – następny przystanek 780 pkt.

Inflacja CPI spadła o 1 procent w stosunku do poprzedniego miesiąca (oczekiwano 0,8 proc.) – to największy spadek od 61 lat. W skali roku zeszła poniżej czterech procent (3,7 proc.) – niżej od oczekiwań. Inflacja bazowa nieoczekiwanie też spadła (o 0,1 procent). Jak widać gospodarka szybko idzie po ścieżce, która w końcu może doprowadzić ją do deflacji. To nie jest dobry kierunek dla gospodarki. Dane z rynku nieruchomości też nie mogły nikogo ucieszyć. Co prawda ilość rozpoczętych budów domów spadła o 4,5 procent, ale była większa od prognoz, bo dane z poprzedniego miesiąca zweryfikowano w górę. Ilość zezwoleń na budowę domów spadła jednak aż o 12 procent.

Rynek akcji miał znowu problem. Zanosiło się na to, że producenci samochodów nie dostaną pomocy rządowej, a to powinno było przeceniać indeksy. Z drugiej jednak strony technicy uważali, że uporczywa obrona wsparcia musi się zakończyć poważniejszym wzrostem. Dlatego też początek sesji był nerwowy, a indeksy co parę minut zmieniały kolor. Już po godzinie rozpoczęła się jednak przecena, która bardzo szybko doprowadziła do ponad trzyprocentowych spadków.

Dlaczego producenci samochodów są tacy istotni? Z dwóch powodów. Po pierwsze i bardziej widoczne to ich upadek załamałby olbrzymią część gospodarki USA (kooperanci, warsztaty, kredyty itp.). Pod drugie upadek GM, Forda i Chryslera uruchomiłby swapy CDS (przeniesienie ryzyka bankructwa dłużnika). To podobno doprowadziłoby do konieczności znalezienia przez instytucje finansowe gotówki wielokrotnie większej niż ta wynikająca z CDS po upadku Lehman Brothers (365 mld USD). Szukanie tysiąca miliardów (może nawet więcej) musiałoby doprowadzić do dramatycznej przeceny na rynku akcji. Nie wykluczam, że to zbieranie gotówki już się rozpoczęło i to właśnie doprowadza do potężnych przecen.

Skala spadków zwiększyła się po publikacji protokołu z ostatniego posiedzenia FOMC. Niby nie było w nim nic istotnego, bo Fed spodziewa się zmniejszenia presji inflacyjnej i osłabienia gospodarki tylko do połowy 2009 roku (bardzo optymistyczna prognoza) oraz nie wyklucza dalszych obniżek stóp (sic!), mimo że już w tej chwili są na poziomie 1,0 procent. Bardzo się jednak nie spodobało obniżenie prognoz dla gospodarki. Fed zmniejszył prognozę wzrostu w tym roku z widełek 1,0 – 1,6 procent na 0 – 0,3 procent, a w przyszłym z 2,0 – 2,8 procent na 0,2 – 1,1 procent.

Na godzinę przed końcem sesji indeksy wróciły do poziomu sprzed publikacji protokołu (około 3 procent spadku). Indeks S&P 500 był wtedy kilka punktów poniżej wsparcia z 10 października. Oczywiste było, że znowu najciekawsze rzeczy wydarzą się w samej końcówce sesji. I rzeczywiście – koniec sesji był jedną wielką wyprzedażą zwiększoną przez techników widzących, że wsparcie się nie uratuje. „Teoryjka” mówiąca o dnie do połowy listopada umarła. Następny przystanek 780 pkt., czyli dno bessy z 2002 roku i podstawa potencjalnego podwójnego szczytu. Najwyraźniej są już instytucje, które zbierają gotówką na pokrycie należności wynikających z CDS GM, Forda i Chevrona. Jeśli ich USA nie uratują to rzeczywiście podwójny szczyt może się wypełnić. Jedyną pociechą jest to, że tę formację widzą wszyscy, a to najczęściej oznacza, że się ona nie wypełni.

GPW rozpoczęła sesję od wzrostu WIG20. Szybko zamieniło się to jednak w osuwanie i indeks zabarwił się na czerwono, co sprowokowało chęć kupna przecenionych akcji. WIG20 wrócił nad 1.600 pkt. i pozostawał tam przez cały czas reagując zmniejszeniem lub zwiększeniem skali zwyżki na ruchy indeksów na innych giełdach. Taka przeciwfazę była łatwa do wytłumaczenia. We wtorek u nas indeksy mocno spadły, a przecież w Europie i w USA wzrosły, wiec nic dziwnego, że w środę sytuacja się zmieniła. Taka sytuacja utrzymywała się do 14.00, kiedy to (po raporcie BASF) indeksy na innych giełdach zaczęły mocniej spadać. WIG20 natychmiast poczerwieniał, ale nadal nie widać było chęci do kontynuowania przeceny. Dopiero negatywna reakcja giełda na publikowane w USA dane makroekonomiczne zwiększyła na chwilę chęć do sprzedaży akcji, ale wystarczyło kilkanaście minut i lekka poprawa w Europie, żeby WIG20 znowu wystrzelił na północ. Oczywiście wszystkie te szybkie akcje zawdzięczaliśmy zleceniom koszykowym arbitrażystów i działaniom graczy na rynku kontraktów. To bardzo zniekształca obraz rynku, a przy małym obrocie wpływ arbitrażu jest olbrzymi.

Piotr Kuczyński
Główny Analityk