Wsparcie z 10 października ledwo się broni

Technicy wiedzieli, że spadek indeksu S&P 500 poniżej dna z 10 października (okolice 840 pkt.) otwiera drogę w przepaść, a mocne odbicie daje szansę bykom na poprowadzenie indeksu do ataku na 1000 pkt.

Dane makroekonomiczne posiadaczom akcji nie pomagały – były niejednoznaczne. Indeks NY Empire State nieznacznie spadł (do – 25,43 pkt.) pokazując, że gospodarka regionu jest w recesji. Tyle tylko, że prognozy były bardzo zbliżone do realnego odczytu, więc nikt się nim nie przejął. Nieoczekiwanie wzrosła dynamika produkcji przemysłowej (o 1,3 procent) i nieznacznie wzrosło wykorzystanie mocy produkcyjnych (76,4 proc.). Wzrost produkcji to była jednak jednorazowa aberracja, a nie zanegowanie recesji. Wrześniowe dane zostały zweryfikowane z – 2,8 do – 3,7 procent (największy spadek od 60 lat). Skala tego spadku wynikała z wpływu huraganów na produkcję sektora paliwowego i strajku w Boeingu. Fed poinformował, że gdyby oczyścić dane z tych wydarzeń to produkcja spadłaby zarówno we wrześniu jak i w październiku o 0,7 procent. Jak widać nie było się z czego cieszyć.

Rynek akcji nadal atakowany był niedobrymi dla obozu byków informacjami. Sieci sprzedaży detalicznej nie przestają negatywnie zaskakiwać. W piątek JC Penney ostrzegał o czekającej firmę ciężkim okresie i obniżał prognozy, a w poniedziałek zrobił to samo Lowe’s i Target, który poza tym zaprzestał skupować własne akcje. Nieciekawie wyglądał też sektor finansowy, gdzie zaskoczyły graczy informacje z Citigroup, który ma zamiar zwolnić 15 procent załogi. Kupowano akcje General Motors licząc na wyasygnowanie przez Kongres pomocy dla producentów samochodów.

Indeksy od początku sesji spadały i już po godzinie tracąc około 3 procent testowały znowu okolice 840 pkt. Tam popyt musiał uderzyć, ale podaż była uparta, co doprowadziło do kolejnego testu wsparcia. Pod 2,5 godzinach udało się utworzyć sesyjne podwójne dno zachęcające do kupna akcji, co dosyć szybko wyprowadziło indeksy w obszar wartości dodatnich. To oczywiście nie był koniec walki, bo wszyscy mieli świadomość, że ostatnia godzina, a nawet ostatni kwadrans sesji może wszystko zmienić. W ostatnich 30 minutach podaż zdecydowanie przeważyła. Jedynym pozytywem było to, że wsparcia nie udało się przełamać. Indeks S&P 500 nadal przebywa w trendzie bocznym 840 do 1010 pkt., ale stoi już nad przepaścią. Jeszcze jeden spadek i technicy zaczną bardzo mocno sprzedawać szukając dna poniżej 780 pkt.

GPW wiernie naśladowała w poniedziałek zachowanie innych giełd europejskich. Początkowy, dwuprocentowy spadek szybko zamienił się w niewielki wzrost, ale potem również u nas niedźwiedzie zaczęły kontrolować przebieg wypadków znowu doprowadzając do spadku WIG20 o blisko dwa procent. Najgorzej zachowywał się Bioton (reakcja na wyniki kwartalne) i sektor bankowy. Nastrojów nie poprawiał kiepski debiut Grupy Enea – kupujący w ofercie publicznej tracili na tej inwestycji. Po południu, kiedy indeksy w Europie coraz mocniej spadały na GPW duże spółki traciły już po trzy procent. Podobnie spadał również WIG20. Dopiero opublikowanie danych mówiących o wzroście produkcji przemysłowej w USA zmieniło na chwilę kierunek indeksów, ale dwuprocentowego wzrostu nie udało się uniknąć. Sesja nie miała jednak najmniejszego znaczenia prognostycznego, bo mini-obrót sygnalizował, że duże kapitały stoją z boku i czekają na wyjaśnienie sytuacji. Nic w tym dziwnego, skoro indeksy w USA znowu zwisły nad bardzo ważnym wparciem.

Piotr Kuczyński
Główny Analityk