Wszystkie oczy zwrócone na Wallstreet

W mijającym tygodniu na GPW obserwowaliśmy dużą zmienność. W poniedziałek początek sesji należał do byków jednak skala wzrostu zmniejszała się im bliżej byliśmy otwarcia giełdy amerykańskiej. W konsekwencji z kilku procentowego wzrostu dzień zakończyliśmy na minusie, z wyjątkiem segmentu małych spółek, których indeks na koniec dnia zyskiwał 0,63%.

Kolejny dzień notowań również należał do niedźwiedzi wspieranych kiepskim sentymentem na rynkach światowych oraz słabymi danymi za styczeń z polskiej gospodarki: wzrost bezrobocia do 10,5% r/r  spadek sprzedaży detalicznej 22,9% m/m przy wzroście 1,3% r/r. Odreagowanie przyszło w środę i gdy wydawało się, że zakończymy notowania na plusie krótko przed końcem sesji – WIG20 mocno spadł kończąc dzień 1,17% zniżką. Indeksy małych i średnich spółek utrzymały swój wzrost do końca notowań MWIG (1,57%) SWIG(1,22%).

Pamiętając „fixing cudów” ciężko powiedzieć czy przecena wynikała ze słabego otwarcia rynków amerykańskich czy tym razem „cuda” przełożono na ostatnie 30 minut sesji. Tego dnia RPP podała komunikat o obniżeniu głównej stopy procentowej o 0,25% do poziomu 4%. Kolejne sesje również obrazu rynku nie zmieniły bez poprawy sentymentu za granicą ciężko oczekiwać wzrostów. Ostatecznie indeks szerokiego rynku zakończył tydzień na poziomie 21690.75 pkt, WIG20 1372.47pkt, SWIG80 6091.37pkt, MWIG40 1243.60

Japonia, Chiny, Indie

W skali minionego tygodnia indeks Nikkei225 zyskał na wartości 2,05%, pomimo iż tydzień nie rozpoczął się najlepiej. Na fali narastających obaw, iż amerykański rząd nie zdoła ustabilizować systemu finansowego we wtorek indeks spadł do poziomów widzianych ostatnio 26 lat temu. W środę opublikowane zostały dane o japońskim eksporcie, który w styczniu spadł o prawie 45% w stosunku do stycznia zeszłego roku. Do tak tragicznych danych najbardziej przyczynił się eksport samochodów, który spadł o 2/3 w stosunku do zeszłego roku i znacznie przyśpieszył w stosunku do grudnia 2008, gdy ten spadek wynosił 45%. Pomimo tych danych w środę indeks Nikkei zmienił kierunek i do końca tygodnia odrobił straty z nawiązką. Po części na pewno przyczyniła się do tego informacja, iż japoński rząd rozważa skupowanie akcji bezpośrednio z rynku za publiczne pieniądze, co mogłoby  pomóc japońskim bankom, których kapitał topnieje wraz ze spadającymi kursami akcji, które posiadają.

Indeks Chińskiej giełdy, Shanghai Composite spadł w mijającym tygodniu o 7,9%, natomiast Indeks Hang Seng w Hong Kongu wzrósł o 0,8%. Najlepszy nastrój na chińskich giełdach panował na początku tygodnia. Wzrost indeksów był głównie zasługą spółek deweloperskich, które zyskiwały po informacji, że plan mający pobudzić Chińską gospodarkę został przekazany do głównego narodowego biura planowania do zatwierdzenia. Chiński Bank Centralny poinformował również, iż w tym roku nie będzie już tak agresywnie obniżał stóp procentowych.

Indeks inflacji CPI w Shanghaju w styczniu wyniósł 1,7% w stosunku do stycznia zeszłego roku. Po raz pierwszy od 6 miesięcy wzrósł w stosunku do poprzedniego miesiąca (w grudniu 2008 wyniósł 0,5%).

Miniony tydzień na giełdzie w Bombaju nie wniósł nic nowego do istniejącej sytuacji na rynku akcyjnym. Nawet obniżenie akcyzy o 200 punktów bazowych do poziomu 8% nie wywołał znaczącej poprawy nastrojów wśród inwestorów. Jesteśmy obecnie w sytuacji w której rynek nie wykazuje oznak ani sygnałów uzdrowienia. Zwiększyła się aktywność funduszy powierniczych, które przesuwają swoje zainteresowanie z akcji na część dłużną z uwagi na skrajną zmienność w ostatnich kilku tygodniach. W styczniu o blisko 10% zwiększyły się aktywa pod zarządzaniem funduszy obligacyjnych i rynku pieniężnego. Inwestorzy wydają się falowo kierować swoje zainteresowanie w stronę inwestycji o stałym dochodzie. Niestety może upłynąć kilka dobrych miesięcy zanim powróci racjonalność wyceny walorów akcyjnych i zanotujemy wzmożone zainteresowanie ryzykownymi papierami. Trochę spokoju wniosły dane za inflację, która w poprzednim tygodniu wyniosła 3.36% dając argument do złagodzenia polityki monetarnej. Opublikowane wyniki dotyczące wzrostu gospodarczego w trzecim kwartale, które osiągnęły poziom 5.3%, sygnalizują wyraźne spowolnienie na skalę nie odnotowaną od pięciu lat. Jest to głównie za sprawą skurczenia się wpływu rolnictwa i produkcji przemysłowej. Indeks największych blue chipów Sensex zanotował w minionym tygodniu niewielki wzrost rzędu 0.55% zamykając notowania na poziomie 8891pkt. Wynik mógł być znacznie gorszy gdyby nie opublikowane wyniki kwartalne Tata Steel, które okazały się lepsze niż oczekiwania rynku. Walory Tata wzrosły 5.61%.  

Stany Zjednoczone

Ubiegły tydzień Wall Street z pewnością nie zaliczy do udanych. Indeksy wciąż mają ogromne trudności aby podnieść się z kolan. Optymiści mówią, że tak ogromne środki jakie nowa administracja przeznacza na ratowanie gospodarki czy sektora bankowego powinny w końcu doprowadzić do odbicia indeksów. Samym notowaniom ciągle jednak przeszkadzają złe dane makro. Dane z rynku pracy czy nieruchomości konsekwentnie zaskakują negatywnie, a sam tydzień zakończył się fatalnym odczytem spadku PKB w ostatnim kwartale zeszłego roku. Poprzedni poziom -3,8 proc, zweryfikowano w dół do -6,2 proc. co bez echa oczywiście się nie obeszło. Podobnie nad bankami wciąż wisi widmo nacjonalizacji. Co prawda Ben Bernanke dalej zapewnia, że skarb państwa żadnych instytucji nie będzie przejmował, ale w piątek ujawniono, że dotychczasowe obligacje o wartości 25 mld USD w Citigroup zostaną zamienione na akcje. Cenom akcji sektora finansowego takie wiadomości nie pomagają. Zresztą w czwartek, gdy ujawniono budżet indeksy również spadały. Spadkom przewodził sektor zdrowotny, którego zyski uszczupleją na skutek polityki nowego prezydenta. Sam deficyt ma wynieść rekordowe 12,3 proc., a na pomoc dla instytucji finansowych ma zostać przeznaczone kolejne 250 mld USD. Widać więc wyraźnie, że obecny kryzys to studnia bez dna, do której można wrzucać kolejne miliardy bez jakiekolwiek reakcji rynku.

Europa Zachodnia

Nastroje za oceanem oraz wieści z europejskich koncernów, to główne determinanty nastrojów inwestorów na Starym Kontynencie w mijającym tygodniu. Główne zachodnioeuropejskie indeksy w ujęciu tygodniowym zgodnie wylądowały na kilkuprocentowych minusach, pozytywnym wyjątkiem był parkiet londyński.

Ponownie na świeczniku znalazła się branża finansowa, praktycznie już upaństwowiony brytyjski Royal Bank of Scotland  – ze stratą za 2008 r. rzędu ponad 24 mld funtów – wpisał się na stałe do panteonu brytyjskiej gospodarki z najgorszym rocznym wynikiem, jaki kiedykolwiek stał się udziałem brytyjskiej spółki. Fakt, że dane i tak były lepsze od prognoz i pozytywnie zaskoczyły akcjonariuszy, nie jest w tym momencie aż nadto istotny. Większą od prognoz stratę kwartalną ujawnił za to niemiecki Allianz, ale inwestorzy bardziej zdaje się uwierzyli prezesowi informującemu o dobrej kondycji finansowej spółki, pomimo decyzji o zmniejszeniu dywidendy.

Z danych makro nikogo nie zaskoczyły odczyty PKB za IV kwartał Niemiec (spadek o 2,1 proc. w ujęciu kwartalnym i 1.6 proc. w ujęciu rocznym) oraz Wielkiej Brytanii (spadek odpowiednio o 1.5 proc. i 1.9 proc.), gorsza od prognoz okazała się stopa bezrobocia w strefie euro, poziom 8,2 proc. jest najwyższy od trzech lat. W nadchodzącym tygodniu poznamy dane PKB za IV kwartał w całej strefie euro, który raczej powinien wpisywać się w obraz spowalniających gospodarek Starego Kontynentu. Oczywiście swoje „trzy grosze” dorzucą wieści z kolejnych europejskich spółek.

Surowce 

Kontrakty na ropę typu Crude odnotowały wzrost cen o 8%, a baryłka w Nowym Jorku kosztuje 43 dolary. Ostatnio analitycy bacznie obserwują stan zapasów w USA jako punkt odniesienia świadczący o sile bądź słabości popytu. Dane Departamentu Energii USA o inwentażu surowca potwierdzają, że amerykanie ograniczają wydatki, co ma odbicie w zużyciu ropy. Co prawda zapasy ropy wzrosły nieznacznie, ale pewnym pozytywem jest spadek zapasów benzyny. Jednak negatywny sentyment na tym rynku pozostaje niezmienny. Obserwowany od dłuższego czasu wzrost stanów magazynowych to wynik nadpodaży na rynku. Pomimo cięć produkcji ropy ze strony krajów OPEC i Rosji ceny nie reagują i wydaje się, że taki stan będzie się utrzymywał do czasu pierwszych bodźców ożywienia gospodarczego. Dane jakie napłynęły z Japonii również były bardzo słabe. Firmy tną produkcję, która osiągnęła rekordowo niski poziom w powojennej historii Japonii. Należy tu wspomnieć, że kraj kwitnącej wiśni jest trzecim na świecie konsumentem ropy Crude. Niewykluczone, że na przestrzeni najbliższych miesięcy ceny mogą jeszcze spaść.

Miedź zdrożała w tym tygodniu o 5%, natomiast za tonę w Londynie płacono w piątek 3302 dolary. Wydaje się, iż ostatnie wzrosty to efekt zwiększonych zakupów ze strony Chin.  Ceny tego metalu rosły pomimo napływu niekorzystnych informacji z USA, które potwierdzają recesję w tym kraju. Sprzedaż nowych domów w styczniu spada i trudno doszukiwać się pozytywnych sygnałów, które mogłyby zmienić oblicze rynku.

Ceny złota spadły o 4%, a za uncję płaci się obecnie 955 dolarów. Kruszec ponownie „złapał” korelację z rynkiem walutowym, gdzie dolar zyskiwał w stosunku do euro. Złoto po trzech z rzędu wzrostowych tygodniach doświadczyło korekty Jednak obowiązujący trend wzrostowy jest na razie niezagrożony, choć jej zasięg wydaje się jeszcze niewyczerpany. Jeśli obecna korekta miałaby zbliżony zasięg do dwóch poprzednich to ceny powinny spaść do pułapu 915 dolarów za uncję. Wydaje się, że mamy do czynienia z realizacją zysków i jeśli presja ze strony podaży zniknie to ceny powinny powrócić do wzrostów.

Waluty

W miniony poniedziałek para EUR/USD do godziny 9 rano wykonała bardzo dynamiczny 2 centowy ruch do góry do poziomu 1,2991, który okazał się maksymalną wartością w ujęciu tygodniowym. Od tego momentu do końca dnia kurs równie gwałtownie spadł o 3 ceny. Do środy euro udało się odrobić 2/3 tej straty i na tym skończyła się aprecjacja europejskiej waluty. W kolejnych dniach dolar systematycznie zyskiwał na wartości co w konsekwencji doprowadziło w piątek do ataku na dołek z początku tygodnia. Europejska waluta jednak się wybroniła i w piątek o 13-tej za 1 euro trzeba było zapłacić 1,2653 dolara.  Ogólna sytuacja na omawianej parze nie wiele się zmieniła. Nadal poruszamy się w średnioterminowym kanale spadkowym zapoczątkowanym w połowie grudnia. Najbliższe wsparcie to dołek z 18 lutego 1,2512. Jeśli to nie zatrzyma dolara przed dalszą aprecjacją to można spodziewać się próby przełamania dołka z końca października 1,2332. W poniedziałek złotówce pomagało oświadczenia wystosowane przez banki centralne Czech, Rumunii, Węgier, jak również naszego NBP. Według nich skala osłabienia walut regionu nie ma podstaw fundamentalnych i w przypadku dalszej ich deprecjacji mogą podjąć skoordynowane działania broniące kursów. Zaowocowało to ponad 2% spadkiem notowań USD/PLN, EUR/PLN i CHF/PLN. Złotówka jednak nie poszła za ciosem i kolejne dni przyniosły uspokojenie. Notowania poruszały się w obrębie poniedziałkowych wartości. W horyzoncie tygodnia w piątek do godziny 13 złotówka zyskiwała miedzy 0,5% a 2% w stosunku do trzech głównych walut. 

Raport przygotował zespół Doradców Finansowych Xelion w składzie:

Łukasz Bugaj, Jarosław Godyń, Zofia Kamińska, Michał Kurpiel, Paweł Pilzak, Adam Piotrowski, Tomasz Ray-Ciemięga, Piotr Trzeciak, Kamila Urbańska-Pałac.
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi