Wyprawka na kredyt droższa nawet o 20 procent

W bankach zaczyna się już boom na kredyty gotówkowe. Coraz więcej osób potrzebuje bowiem pieniędzy na szkolną wyprawkę. Komplet podręczników, piórnik, plecak, strój sportowy, ubezpieczenie, to wszystko kosztuje często nawet ponad tysiąc złotych na dziecko. W Open Finance sprawdziliśmy ile w poszczególnych bankach będzie kosztował kredyt na wyprawkę.

Przyjrzeliśmy się pożyczkom w kwocie 2 tys. zł, zaciąganym na okres 12 miesięcy przez rodzinę 2+1, o dochodzie 3 tys. zł netto. Przyjęliśmy, że nasza przykładowa rodzina ma umowy o pracę na czas nieokreślony, nie ma innych zobowiązań, a te z przeszłości spłacane były terminowo. Okazuje się, że takie kredyty mogą nas kosztować nawet 20 proc. tego, co pożyczamy. Tu uwaga: te 20 proc. to nie wysokość rzeczywistego oprocentowania, które w najdroższych przypadkach zbliża się do 40 proc.

Jeśli spojrzymy na ofertę dla nowych klientów banku, to okaże się, że najwięcej zapłacimy w Lukas Banku, Banku Pocztowym i Citibanku. Wystarczy porównać całkowity koszt kredytu, czyli to, co oddajemy bankowi ponad to, co pożyczyliśmy. Za kredyt na 2 tys. zł zapłacimy we wspomnianych bankach odpowiednio: 344 zł, 352 zł i 383 zł. Najwyższy koszt całkowity ma Citibank, głównie przez to, że oprócz odsetek i prowizji, dolicza opłatę za obsługę kredytu w wysokości 15 zł miesięcznie. Tą opłatą nie są obciążeni stali klienci banku, co jest dobrym przykładem tego, jak banki traktują nieznanych klientów. Są oni dla nich dużo bardziej ryzykowni, więc zazwyczaj muszą się liczyć z wyższymi kosztami kredytu.

Warto więc sprawdzić ofertę w swoim macierzystym banku, czyli tam gdzie mamy rachunek osobisty. W tym przypadku najwięcej zapłacimy w BGŻ, Inteligo, Banku Pocztowym i w BPH. Całkowity koszt kredytu w tych bankach to 316 zł w BGŻ i Inteligo oraz 326 zł w Pocztowym i BPH. To jednak i tak znacznie mniej niż w przypadku najdroższych ofert dla klientów z ulicy.

A jak wygląda sytuacja w najtańszych bankach? Ofertami z najniższym całkowitym kosztem chwalą się Alior, Getin i Nordea w przypadku nowych klientów, którzy będą w tych bankach musieli zapłacić mniej niż 200 zł. W przypadku ofert dla stałych klientów do czołówki wchodzi jeszcze BNP Paribas Fortis. Rozpiętość ofert pomiędzy najtańszymi  a najdroższymi bankami jest znaczna. Różnica w koszcie może być nawet dwukrotnie większa. To oznacza, że warto rozejrzeć się nieco zanim zdecydujemy się na kredyt.

Musimy jednak uważać na klika rzeczy. Po pierwsze, najtańsze kredyty nie muszą być dostępne dla wszystkich klientów, często to oferta dla wybranych, którzy mogą się pochwalić dobrą zdolnością kredytową. Jeśli nie należymy do tej grupy, to trzeba się liczyć z tym, że udzielony nam kredyt będzie należał raczej do droższych. Druga rzecz to promocje. To, że widzimy gdzieś kredyt z niskimi oprocentowaniem, wcale nie oznacza, że będzie on tani. Wystarczy spojrzeć na ostatnią ofertę PKO BP. Znajdziemy w niej promocyjny kredyt na 6,99 proc. Problem w tym, że jeśli jeszcze doliczymy do tego prowizję i ubezpieczenie, to okaże się, że rzeczywiste oprocentowanie zbliża się do 30 proc. Na drugim biegunie mamy ofertę Banku Pekao, który w ramach promocji nie pobiera żadnych dodatkowych opłat poza odsetkami. Oprocentowanie jest ustalone na niemal maksymalnym poziomie 19,99 proc., a rzeczywista stopa procentowa wynosi niecałe 22 proc. Widać więc, że wysokość oprocentowania to dopiero początek drogi w sprawdzaniu ceny kredytu. W tej sytuacji może się okazać, że zanim zdobędziemy pieniądze m.in. na podręcznik do matematyki, sami będziemy musieli rozwiązać w praktyce kilka zadań.

Źródło: Open Finance