Gracze w USA w publikowanym raporcie z rynku pracy nie dostrzegli impulsu zmuszającego ich do kupna bądź sprzedaży akcji, bo nie było w nim nic nieoczekiwanego. Owszem, zatrudnienie wzrosło o 94 tys. (oczekiwano 75 tys.), ale nie było to 189 tys. prognozowane przez ADP. Wzrost zatrudnienia w listopadzie, kiedy cały sektor usług szykuje się do sezonu świątecznego nie jest niczym nadzwyczajnym, a wzrost poniżej 100 tys. jest po prostu bardzo mały. Poza tym nieznacznie zweryfikowano w górę dane z października i o ponad 50 procent w dół z września (z 96 na 44 tys.). Co prawda stopa bezrobocia nie zmieniła się (4,7 proc.), ale to dane mniej wiarogodne. Warto też zauważyć, że płaca za godzinę wzrosła o 0,5 proc. (oczekiwano 0,3 proc.).
W żadnym przypadku nie można uznać tych danych za korzystne dla akcji, ale nie zmieniły one w niczym prawdopodobieństwa obniżki stóp, szczególnie, że indeks nastroju Uniwersytetu Michigan (dane wstępne za grudzień) spadł mocniej niż tego oczekiwano (74,5 pkt.). Był to już trzeci kolejny spadek, a indeks wrócił do poziomu sprzed dwóch lat, czyli do okresu po uderzeniu huraganu Katrina.
Słabe dane makro osłabiły dolara. Wzrost kursu EUR/USD był jednak na tyle niewielki, że można go uznać za nieznaczący. Na tym rynku zapanowało już wyczekiwanie na wtorkowe posiedzenie FOMC. Taka niepewność zostawiła rynki surowcowe znowu bez sternika. Ropa potwierdziła swoją słabość tracąc ponad dwa procent. Jak widać formacja podwójnego szczytu trzyma się bardzo mocno, co źle rokuje temu surowcowi. Staniało (mimo osłabienie dolara!) złoto, co sygnalizuje, że gracze na tym rynku obstawiają wzmocnienie dolara. Dziwnie zachowała się miedź (mocno zdrożała), ale ten rynek wciąż szuka kierunku.
Rynek akcji też, tak jak i walutowy, nie bardzo wiedział, co robić. Sprzedawanie akcji przed posiedzeniem, na którym Fed ma obniżyć stopy wydawało się niewskazane, a poważnych powodów do kupna nie było. Ze spółek nie docierało wiele informacji, a te, które się pojawiły pchały rynek w przeciwnym kierunku. W czwartek po sesji Palm opublikował słabe prognozy, a w piątek tracił też Amgen, którego leki na anemię mogą wymagać dodatkowych badań. Poza tym Merrill Lynch obniżył rekomendację dla Amexu. Pozytywem było to, że miliarder Joseph Lewis zwiększył swój udział w mającym duże kłopoty banku inwestycyjnym Bear Stearns. Jak widać nie były to poważne impulsy, więc przez cała sesję indeksy trzymały się blisko poziomu czwartkowego zamknięcia. Widać było chęć realizacji części zysków, ale oczywiste było, że ostatnie 30 minut sesji może, przechylić szalę na korzyść byków. Tak się jednak nie stało, ale neutralne zamknięcie niczego w pozytywnym obrazie rynku nie zmieniło. Czekamy nadal na wtorek.
Dzisiaj w kalendarium jest jedynie publikowany przez NAR (stowarzyszenie pośredników) indeks podpisanych umów kupna domów na rynku wtórnym. Zawsze przypominam, że od podpisania umowy do jej realizacji jest w USA długa droga, ale jeśli dane będą niezłe to z pewnością pomogą indeksom giełdowym. Słabe zostaną zlekceważone (o ile nie będą naprawdę fatalne – np. spadek o 10 procent). Generalnie na wszystkich giełdach gracze będą się już szykowali do jutrzejszego posiedzenia FOMC. Jeśli na rynek nie dotrą jakieś fatalne informacje ze spółek to indeksy w najgorszym razie będą się trzymały poziomu piątkowego zamknięcia.
Złoty mocny, że aż strach…
W piątek nasz rynek walutowy dosłownie zamarł w oczekiwaniu na amerykańskie dane makro. Kursy walut do ich publikacji praktycznie się nie zmieniały. Po publikacji danych z amerykańskiego rynku pracy, kiedy kurs EUR/USD ruszył na północ, złoty zaczął się wzmacniać do obu głównych walut. Mimo, że dolar w stosunku do euro stracił minimalnie, nasza waluta umocniła się do obu walut całkiem znacznie. Można powiedzieć, że dna nie widać.
Pozostaje postawić pytanie: kiedy rząd i NBP dojdą do wniosku, że trzeba interweniować. Czy wtedy, kiedy eksporterzy zaczną głośno protestować? A może wtedy, kiedy nasz eksport będzie już wypchnięty z innych rynków? Co prawda NBP to nie Bank Japonii, ale warto by wziąć z Japończyków przykład. BoJ nauczył graczy, że nie waha się interweniować, kiedy uważa, że jen jest zbyt silny. Teraz wystarczy, że jakiś przedstawiciel banku czy rządu pogrozi spekulantom i kurs USD/JPY zaczyna rosnąć. Nie twierdzę, że to się musi u nas udać, ale chociaż wzmocnienie złotego spowolni. Dzisiaj rynki powinny wejść w stan wyczekiwania, więc większych ruchów kursów walut nie oczekuję.
GPW też czekała na dane z USA. Po początkowym, stosunkowo mocnym otwarciu indeksy szybko wróciły do czwartkowego zamknięcia. Przed południem już delikatnie rosły, ale rynek wyglądał dużo słabiej niż inne giełdy europejskie. Niepokoić też mogła słabość rynku kontraktów, gdzie baza była bliska zeru. Po publikacji danych w USA indeksy nie chciały rosnąć, mimo że w Europie skala zwyżki się nie zmieniała. Dopiero końcówka sesji doprowadziła do umiarkowanego wzrostu indeksów.
Nie podobało mi się zachowanie naszego rynku. Miało się wrażenie, że walczą tylko arbitrażyści. Skoro tak wyglądała sytuacja już teraz to co będzie się działo przed świętami, kiedy wygasać będzie grudniowa seria kontraktów? Jednak dzisiaj, przed wtorkowym posiedzeniem FOMC, obie strony powinny być zbyt sparaliżowane, żeby doprowadzić do znacznych zmian indeksów. Najważniejsze jest to, że nadal obowiązuje techniczny sygnał kupna.