Xelion: Fatalne zakończenie tygodnia na rynkach USA

Nawiasem mówiąc na wykresie XETRA DAX nie widać nawet śladu problemów trapiących amerykańskie giełdy. Jednak sektor finansowy zachowywał się nadal bardzo źle – ceny banków spadały. Poza tym kurs EUR/USD nadal bił rekordy, co w końcu zaniepokoiło europejskich inwestorów. Doszła do tego informacja mówiąca o zwiększeniem start Wachovii, czwartego co do wielkości banku amerykańskiego, i raport jednego z analityków o możliwej dużej stracie Barclays Bank i indeksy zaczęły spadać. Nawet kategoryczne dementi Barclays tego stanu rzeczy nie zmieniło. Niemiecki rynek nadal trzymał się jednak znakomicie.

Przypominam, że w czwartek w USA wolumen był olbrzymi, spadki też, ale po utworzeniu podwójnego dna podczas sesji indeks S&P 500 odrobił prawie całe straty. Podobnie zachował się DJIA i tylko NASDAQ stracił dwa procent (ale w czasie sesji tracił 3,7 proc.). Widać było, że byki mają ochotę doprowadzi do poważniejszego odbicia. Wydawało się więc, że w piątek, ten czwartkowy atak byków doprowadzi do wzrostu indeksów lub że przynajmniej sesja będzie spokojna. Nic z tych rzeczy. Zmienność była nadal olbrzymia.

Niewielki wpływ na rynek miały dane makro, ale trzeba odnotować, że były one dla akcji niekorzystne. Za to były bardzo korzystna dla dolara. Bilans handlu zagranicznego USA wykazał mniejszy od oczekiwań deficyt (56,45 mld USD), a ceny importu wzrosły o 1,8 proc.(oczekiwano wzrostu o 1,1 proc.). Duży wzrost cen importu sygnalizował jednak, że osłabienie dolara zaczyna wpływać na ceny, a to może zwiększyć inflację. Nie były to informacje korzystne dla akcji podobnie zresztą jak dane o nastrojach konsumentów. Indeks nastroju Uniwersytetu Michigan spadł mocniej niż tego oczekiwano (do poziomu po uderzeniu huraganu Katrina w 2005 roku). Nie było w tym jednak nic dziwnego. Rosnące ceny ropy i perturbacje sektora finansów oraz kryzys na rynku budowy domów muszą nastroje znacznie pogarszać, a to z czasem doprowadzić powinno do zmniejszenia chęci do zakupów.

Jak widać dane makro były dla dolara mieszane. Poza tym przed weekendem gracze nie byli skłonni do kreowania bardziej zdecydowanych ruchów. Kurs EUR/USD nie wykazywał chęci większych zmian, ale dolar bardzo wyraźnie stracił w stosunku do jena. Spadek kursu USD/JPY zazwyczaj doprowadza do likwidacji pozycji carry trade, a to doprowadza do przeceny surowców. Tym razem jednak miedź (znowu) staniała. Cena ropy nieznacznie wzrosła, a złoto nie zmieniło ceny. Jak widać po zachowaniu rynku surowcowego nastroje są nadal antydolarowe, a gracze czekają tylko na dalszy ciąg przeceny dolara.

Gracze na rynku akcji nie mieli się czym cieszyć. Po czwartkowej sesji Qualcomm rozczarował prognozami. To już druga po Cisco spółka sektora wysokich technologii, która rozczarowała. To zniszczyło przekonanie o NASDAQ jako o rynku, który jest predestynowany do wzrostu. Nic dziwnego, że drugi dzień z rzędu ten właśnie rynek zachowywał się najgorzej. Doszła do tego informacja mówiąca o zwiększeniem strat Wachovii, czwartego co do wielkości banku amerykańskiego. Bank oświadczył też, że sytuacja na rynku kredytowym pogarsza się. Poza tym Goldman Sachs wydał rekomendację sprzedaj dla akcji 3M (przypominam, że to jest „gospodarka w pigułce”) twierdząc, że w przyszłym roku zmniejszenie wydatków przez konsumentów zredukuje zyski spółki. Z tego samego powodu Bear Stearns obniżył prognozy zysku dla sieci sprzedaży detalicznej Target, Macy’s, Family Dolar i Kohl’s. Jedynym pozytywem było to, że Merck zapłaci 4,85 mld USD w ramach częściowego odszkodowania za szkody, które uczynił jego lek Vioxx. Rynek doszedł do wniosku, że to mniej niż można było oczekiwać i kurs mocno rósł.

Takie informacje już po otwarciu sesji doprowadziły do ostrej przeceny. Indeks NASDAQ znowu tracił dwa procent, a S&P 500 ponad jeden procent. Handel jednak był bardzo spokojny, a indeksy kreśliły przez 4 godziny linię poziomą. To było zaproszenie dla byków. Skoro nie ma zmienności, a indeksy nie chcą już spadać to byki musiały zaatakować. Zrobiły to na dwie godziny przed końcem sesji. Trochę za wcześnie – na tak niepewnym rynku lepiej rozgrywkę przeprowadzać w ostatnich 30 minutach. I rzeczywiście, bykom się nie udało. W samej końcówce sesji podaż znowu doszła do głosu i nie udało się uniknąć dużych spadków. Po przełamaniu przez indeks S&P 500 poziomu 1.490 pkt. niedźwiedzie zdobyły przyczółek, którego łatwo nie oddadzą.

Po sesji kropkę nad i postawił E-Trade Financial. Ten internetowy broker poinformował, że zwiększa rezerwy na straty poniesione na instrumentach związanych z rynkiem hipotecznym, a inwestorzy „nie mogą już spodziewać się, że prognozowane wcześniej poziomy zysku zostaną osiągnięte”. W nocy z niedzieli na poniedziałek strach dotarł na rynki azjatyckie. Indeksy rano gwałtownie spadały (spadki o 3 procent były normą, a w Chinach akcje typu B nawet o 7 procent). Nic dziwnego, że kontrakty na amerykańskie indeksy spadały o prawie 1,5 procent. Dzisiaj w USA jest święto (Dzień Weterana), ale giełdy pracują. Płynność będzie jednak niezbyt duża, a w takich warunkach może dochodzić do dziwnych, gwałtownych i niezbyt wytłumaczalnych ruchów indeksów. Posiadacze akcji na całym świecie muszą trzymać kciuki za obóz amerykańskich byków, które „od zawsze” ratowali w krytycznych momentach świat przed paniką.

Przeceny ciąg dalszy

W piątek złoty od rana tracił do euro i nieznacznie zyskiwał do dolara, ale widać było, że rynek czeka na pretekst do przedweekendowej realizacji zysków. Nawet takiego pretekstu nie potrzebowano, bo kurs EUR/USD po osiągnięciu poziomu 1,474 zawrócił i wszedł w korektę, co osłabiło również naszą walutę. Warto jednak zauważyć, że mimo dużego umocnienie jena do dolara (to zawsze doprowadza do zamykania pozycji carry trade) złoty pozostał bardzo silny. To sygnalizuje, że rynek do poważnej korekty się nie przymierza. Dzisiaj nowych impulsów nie będzie, więc teoretycznie należałoby oczekiwać stabilizacji, ale nocny spadek USD/JPY i EUR/USD doprowadzić musi na początku dnia do osłabienia naszej waluty.

GPW, po czwartkowej przecenie, rozpoczęła sesję delikatnym, nieśmiałym wzrostem indeksów, ale właściwie od początku handlu indeksy osuwały się. Koło południa, kiedy na innych rynkach europejskich indeksy też zaczęły się osuwać nasz rynek przyśpieszył tempo spadku. WIG20 spadał znowu ponad dwa procent. Najmocniej ważyły na indeksach spadki cena akcji w sektorze surowcowym (najmocniej tracił KGHM). Bardzo dobrze (relatywnie bardzo dobrze) zachowywały się akcje PKO BP (opublikował lepszy od prognoz raport kwartalny). Jednak, jeśli spojrzało się na BZ WBK, który też przecież parę dni wcześniej zachowywał się bardzo dobrze, po publikacji raportu, to można się było przestraszyć – kurs spadał o blisko 4 procent.

W końcu sesji przecena sięgnęła szczytów, a WIG20 tracił już ponad 3 procent. Tylko dzięki fixingowi udało się ograniczyć straty do mniej niż 2 procent. W swoim komentarzu tygodniowym opisałem przyczyny, dla których nasz rynek tak źle się zachowuje (jest ich sporo i wszystkie się sumują). Żaden z tych elementów przez czas dłuższy nie zniknie, a z tego wynika, że posiadaczy akcji czekają trudne czasy. Nie znaczy to jednak, że nie zobaczymy gwałtownych zwrotów akcji.

Dzisiaj się na taki nie zanosi, a otwarcie znowu powinno być bardzo negatywne, ale potem fundusze muszą coś zrobić, żeby odbudować chociaż trochę morale inwestorów. Dlatego też wcale się nie zdziwię, jeśli w drugiej części sesji zacznie się polowanie na odbicie w USA. Oczywiście taki scenariusz będzie możliwy tylko wtedy, jeśli kontrakty na amerykańskie indeksy zmienią kierunek, czego bym nie wykluczał. Cokolwiek by się jednak nie wydarzyło to nadal nie jest to dobry okres dla posiadaczy akcji.