Xelion: Lawina danych makroekonomicznych zaleje rynki finansowe

Różnica nieznaczna i całkowicie pomijalna. Bazowy PCE (wskaźnik wydatków konsumpcyjnych) zweryfikowano z 2,9 proc. na 2,8 proc. To jest wskaźnik, który Fed traktuje bardzo poważnie, więc weryfikacja w dół wywołała trochę szumu, ale tylko szumu, bo przecież wzrost nadal był najwyższy od pierwszego kwartału 2001. Deflator, czyli miernik inflacji wynikającej z raportu o PKB nie zmienił się po weryfikacji. Jak widać dane były mniej więcej zgodne z prognozami, ale dla zwolenników gry pod zatrzymanie podwyżek stóp były pretekstem dla kupna akcji, bo zarówno wzrost jak i presja inflacyjna były nieco mniejsze od oczekiwań. Dodatkowo, wcześniej, swój raport oceniający zmianę zatrudnienia w sektorze prywatnym opublikował ADP. Był nieco gorszy od prognoz i nie wywołał większych zmian na rynkach, ale też mógł być pretekstem do kupowania akcji.

Rynek walutowy po publikacji tych raportów nie wiedział, w którym kierunku pójść i wybrał neutralne zakończenie dnia. W tej sytuacji na rynku towarowym każdy surowiec zachowywał się nieco inaczej. Cena ropy po publikacji raportu o tygodniowej zmianie zapasów gwałtownie spadła, bo zapasy wzrosły mocniej niż tego oczekiwano, ale już godzinę potem rosła wracając na 70 USD za baryłkę. Jak widać dane o zapasach miały jak zwykle tylko krótkoterminowy wpływ na rynek. Cena złota rosła, a cena miedzi spadała. Nie ma sensu szukać dla tych ruchów wytłumaczeń.

Rynek akcji też nie bardzo wiedział co robić, chociaż kolejny spadek rentowności obligacji, wywołany przede wszystkim olbrzymim (największym od 9 lat) popytem na pięcioletnie obligacje niewątpliwie akcjom pomagał, bo sygnalizował, że rynki finansowe nie oczekują już podwyżek stóp. Szkodził indeksom spadek cen akcji sektora paliwowego, czego nie zmienił kończący dzień wzrost ceny ropy. Nie pomagało również obniżenie prognozy zysku przez sieć sprzedaży detalicznej Costco. Bardzo dobrze zachowywał się NASDAQ. Pomagała mu informacja o wejściu Erica Schmidta szefa Google do zarządu Apple. Dzięki temu indeks NASDAQ solidnie wzrósł, ale szeroki rynek zamknął się praktycznie neutralnie, co nie jest żadnym prognostykiem

Dzisiejsze kalendarium prezentuje się nadzwyczaj okazale. Zarówno w Eurolandzie jak i w USA dojdzie do publikacji wielu raportów makroekonomicznych. O kierunku walut i indeksów zadecydują oczywiście dane z USA, ale przed ich publikacją raporty europejskie też będą miały wpływ na rynek. Poza tym odbędzie się też posiedzenie ECB i co prawda prognozy mówią, że bank nie zmieni poziomu stóp procentowych, ale zawsze możliwe jest zaskoczenie, co pokazał ostatnio Bank Anglii. Bez względu na to, czy stopy nie wzrosną, czy nie to duże znaczenie może mieć odbywająca się o 14.30 konferencja prasowa prezesa ECB. Gdyby bowiem wzrosły, a szef Fed nadal podkreślał, że rośne zagrożenie inflacją to bardzo zaszkodziłoby akcjom i wzmocniłoby euro. Brak zmiany stóp i stanowcze wypowiedzi Jean-Claude Trichet też zresztą wywarłyby podobny skutek.

W sytuacji, kiedy odbywa się posiedzenie ECB trudno spodziewać się gwałtownych reakcji na europejskie dane makro, ale do niewielkiej gry spekulacyjnej po publikacji danych z rynku pracy w Niemczech oraz inflacji w Eurolandzie może dojść. Nie wierzę, żeby na zachowanie graczy miał wpływ raport o wzroście PKB. To jest już przeszłość, a rynek dyskontuje przyszłość. Zapewne trudno też będzie zobaczyć reakcję na publikowane dzisiaj liczne indeksy nastroju (konsumentów, biznesu, całej gospodarki). Jednak teoretycznie im lepsze będą te dane tym lepiej dla euro i dla europejskich akcji.

Po południu Amerykanie opublikują swoje dane makroekonomiczne i to one zadecydują o finalnym zachowaniu rynków. Najmniejsze znaczenie będzie miała tygodniowa zmiana bezrobocia, bo na tle innych danych będzie wyglądała blado. W tym samy czasie dowiemy się bowiem jakie były w lipcu wydatki i przychody Amerykanów oraz o ile wzrósł bazowy indeks wydatków osobistych (PCE). Rynek zwraca szczególną uwagę na ten ostatni wskaźnik. Wydawałoby się, że im będzie wyższy tym lepiej dla akcji, bo to przecież od popytu wewnętrznego zależą zyski spółek, ale jeśli gracze nadal opętani są manią gry „pod” posunięcia FOMC to im wyższy będzie ten wskaźnik tym większe zagrożenie presją inflacyjną, a więc i tym szybszy powrót do podnoszenia stóp, a to szkodziłoby akcjom. Oczywiste jest, że im większe będą wydatki tym lepiej dla dolara.

Półtorej godziny po tym raporcie dowiemy się jeszcze, jakie były w lipcu zamówienia fabryczne, ale ponieważ gracze już wiedzą jak wyglądały zamówienia na dobra trwałego użytku to zapewne reakcja będzie na ten raport bardzo ospała. Więcej emocji może wzbudzić sierpniowy indeks Chicago PMI. Prognozy mówią o małym spadku aktywności w regionie Chicago i gdyby rzeczywiste dane te przewidywania potwierdziły to rynek byłby zadowolony. Trudno przewidzieć, jak zareagowałby na dane bardzo złe albo bardzo dobre. Gdyby logika zaczęła wreszcie zachowanie graczy kierować, to dane złe powinny zaszkodzić akcjom, a dobre pomóc. Gdyby jednak nadal wpatrywano się w stopy procentowe to nawet bardzo złe dane mogłyby zostać zlekceważone. Jest jeszcze subindeks cenowy i tu sytuacja jest oczywista – im niżej tym lepiej dla akcji. Jak widać w czwartek na rynek napłynie tak dużo różnych danych makro, że zupełnie nie da się przewidzieć kierunku indeksów i kursów walut.

Wzrost obrotów uwiarygodnia zwyżkę indeksów

Środowy początek handlu na rynku walutowym nie mógł ucieszyć posiadaczy złotówek. Kursy walut rosły, co wyraźnie było wynikiem publikacji prasowych sygnalizujących kłopoty budżetu 2007 roku. Nie potwierdziło jednak tego ruchu zachowanie obligacji, których cena rosła.

Po publikacji danych GUS złoty zaczął się jednak umacniać. Okazało się, że PKB w 2 kwartale 2005 wzrósł o 5,5 proc. (prognoza mówiła o wzroście o 5,4 proc.), a inwestycje o 14,4 proc. To bardzo dobre dane sygnalizujące, że gospodarka się rozpędza, więc nic dziwnego, że wzmocniły naszą walutę. Nie było to jednak wzmocnienie duże, co rodziło podejrzenie, że kursy walut zaczną znowu rosnąć i tak się rzeczywiście stało, a pomagał w trendzie spadający kurs EUR/USD. Dopiero dane z USA osłabiając dolara pomogły w odrabianiu strat.

Decyzja RPP o pozostawieniu stóp bez zmian niczego nie zmieniła, bo od dawna wiadomo było, że Rada stóp nie zmieni, więc nikogo taka decyzja zaskoczyć nie mogła. Konferencja prasowa po posiedzeniu nie była najmniejszym impulsem dla rynku walutowego. Dzień zakończył się wzmocnieniem złotego, co jednak może być reakcją techniczną i odwrotem kursu EUR/PLN spod ważnego oporu. Może się jednak okazać, że jesteśmy świadkami tworzenia formacji odwróconej głowy z ramionami zapowiadającej poważniejsze osłabienie złotego. To jednak przyszłość, a w czwartek nadal będziemy podążali za kursem EUR/USD.

WGPW rozpoczęła w środę dzień zwyżką, co było normalną i oczekiwaną konsekwencją wtorkowego wzrostu indeksów, I tym razem słabość rynku surowców nie miała większego wpływu na rynek naszych akcji. Wręcz przeciwnie, to KGHM była liderem zwyżki. Jest to zapewne gra spekulacyjna przed terminem zmiany prognoz spółki. Publikacja danych GUS nie miała z początku wpływu na rynek, ale z całą pewnością umocniła fundamentalną podstawę wzrostów. Widać to było po reakcji rynku na zwiększenie skali zwyżek w Eurolandzie, kiedy nasze indeksy natychmiast mocniej ruszyły na północ.

Wzrost indeksów był umiarkowany, a obrót całkiem już sensowny, chociaż jeszcze nie charakterystyczny dla hossy. Poza tym wygenerowane zostały sygnały kupna, które właśnie wzrost obrotów wzmocnił. Dzisiaj olbrzymia ilość danych makro publikowanych na świecie może popchnąć rynki w dowolnym kierunku. Rano rosły ceny surowców, co, jeśli ten trend się utrzyma, powinno naszemu rynkowi pomagać. Uwaga jednak na miedź, bo robotnicy w chilijskiej kopalni Escondida mają głosować nad nową ofertą właścicieli i podobno jest olbrzymia szansa, że w piątek lub sobotę wrócą do pracy. Gdyby tak się stało to byki straciłyby pretekst do podnoszenia ceny tego surowca, a to mogłoby zaszkodzić KGHM. Co prawda ostatni dzień miesiąca może nadal pomagać akcjom (window dressing), ale u nas zazwyczaj w takim okresie fundusze pilnują się nawzajem, co paraliżuje handel. Jednak jeśli dane ze świata nie wywołają u nas dużego spadku indeksów to każdy inny wynik sesji nie zmieni tego, że obowiązuje sygnał kupna.