Xelion: Spadek, który był wzrostem

Dzisiaj dowiemy się, o ile wzrosła w maju inflacja bazowa. Ekonomiści spodziewają się, że wzrosła, podobnie jak w kwietniu, o 1,5 procenta. Jeśli tak rzeczywiście będzie to rynki nie zareagują. Najlepiej dla złotego i najgorzej dla akcji byłoby, gdyby inflacja bazowa wzrosła mocniej niż się tego oczekuje, bo wtedy lipcowa podwyżka stóp byłaby praktycznie pewna. Dowiemy się też, jaka była w czerwcu według GUS koniunktura gospodarcza w przemyśle, budownictwie, handlu detalicznym, ale rynki na ten raport nigdy nie reagują.

A GPW rozpoczęła czwartkowy handel spadkiem indeksów, ale tak naprawdę można powiedzieć, że WIG20 lekko rósł, a WIG, w którym KGHM ma o 3,9 pkt. proc. mniejszy udział, nawet rzeczywiście rósł. Odjęcie dywidendy KGHM zdejmowała z wartości indeksu WIG20 50 pkt, a spadek był dużo mniejszy, czemu zresztą najbardziej pomagał na początku sesji wzrost kursu KGHM (czyżby znaleźli się gracze, którzy uważali, że naprawdę kurs spadł o 17 złotych i korzystali z okazji? ;-). Koniec sesji jednak nie był już tak dla tej spółki łaskawy. Kurs spadł i może tylko dziwić, że spadł tak nieznacznie, bo wyssanie drugi rok z rzędu spółki (chcącej dużo inwestować) z zysku przez Skarb Państwa nie jest dla akcjonariuszy korzystne.

Generalnie rynek zachowywał się bardzo dobrze, a między godziną 14.00 i 15.00 byki nawet całkiem przekonująco zaatakowały i doprowadziły WIG20 do poziomu środowego zamknięcia. Słabe otwarte sesji w USA nie pozwoliło na taką ekstrawagancję i WIG20 spadł o nieco ponad jeden procent, ale jeśli weźmie się pod uwagę wpływ pozbawionej dywidendy KGHM to tak naprawdę lekko wzrósł. Kosmetycznie i to naprawdę wzrósł WIG. Można powiedzieć, że gracze doszli do wniosku, iż odpracowali amerykański spadek indeksów już w środę i teraz czekali już na odbicie w USA. Wyraźnie sygnalizowała to zwyżka kontraktów, których baza przeszła na spory plus pokazując, że na rynku panuje optymizm.

Takie zachowanie sygnalizuje, że dzisiaj indeksy powinny rosnąć, ale ja bym nie był tego wcale taki pewien. Dużo zależy od tego, jak zachowa się rentowność obligacji w USA (rynek powinien się tam stabilizować) i co będzie się działo na rynkach europejskich. Jest szansa, że indeksy będą tam odbijały, co naszym bykom powinno pomóc w wypracowaniu wzrostu indeksów.

Rozterki amerykańskich inwestorów

W czwartek rynki finansowe rozpoczęły dzień od spadku indeksów giełdowych, umocnienie dolara i wzrostu ceny ropy. Był to oczywisty wynik zachowania rynków amerykańskich w końcówce środowego handlu. Spadki utrzymywały się przez cały dzień, a końcówka była bardzo emocjonalna i gwałtowna. Wynikało to oczywiście z naśladowania zachowania indeksów amerykańskich na początku sesji. Rano zmieniał się również bardzo gwałtownie kurs EUR/USD.

Opublikowane w USA dane raporty makroekonomiczne wprowadziły rynki w niezłą konfuzję. Tygodniowy wzrost ilości noworejestrowanych bezrobotnych był wyższy od oczekiwań, co powinno było obniżyć rentowność obligacji, osłabić dolara i pomóc akcjom. Jednak indeks wskaźników wyprzedających (LEI) w maju wzrósł nieco mocniej niż tego oczekiwano, co powinno było mieć odwrotny skutek, ale rynek ten raport od dawna lekceważy, więc możemy o nim zapomnieć. Przeważyć szalę miała publikacja indeksu Fed z Filadelfii (pokazuje, jak rozwijała się gospodarka w regionie). Oczekiwano, że wskaźnik ten wzrośnie i rzeczywiście wzrósł, ale zdecydowanie mocniej niż tego oczekiwano. Skoczył w czerwcu z 4,2 do 18 pkt., czyli do poziomu najwyższego od kwietnia 2005 roku.

Oczywista i logiczna była reakcja rynku obligacji – ceny spadły (rentowność wzrosła). To powinno było umocnić dolara i rzeczywiście taki ruch nastąpił, ale kurs EUR/USD spadł jedynie nieznacznie, co mogło nieco dziwić. Wyglądało to tak, jakby gracze nie mieli ochoty już dolara wzmacniać. Bardzo racjonalnie zachował się rynek surowców. Umocnienie dolara doprowadziło do spadku ceny miedzi i złota. Kłopot jest z ropą. W czwartek najbardziej aktywna stała się sierpniowa seria kontraktów, które około 16.00 testowały poziom 70 USD, a zakończyły sesję poniżej 69 USD. Na wykresie widać więc, że cena ropy wzrosła. Jednak lipcowa, poprzednia seria kontraktów, którą publikuje jeszcze większość portali, zachowała się inaczej. Kontrakty nieznacznie staniały, ale miały podobną wartość do sierpniowej. Niedługo to zamieszanie zniknie, a generalnie można powiedzieć, że ropa trzyma się blisko 69 USD.

Dla giełd akcji zachowanie ropy i walut nie miało w czwartek żadnego znaczenia. Inwestorzy mieli jednak te same wątpliwości, które i ja miałem pisząc w czwartek rano, że po wzroście indeksu Fed z Filadelfii „nie wiadomo, co wzięłoby górę: zadowolenie, że gospodarka się rozwija, czy strach, że rynkowe stopy procentowe rosną? Wydaje się, że to drugie, ale pewności nie mam.”. I słusznie, że nie miałem, bo rynek zdecydowanie nie wiedział, co ma zrobić. Pomagały bykom podniesione rekomendacja dla Advanced Micro Devices i Nvidii i ciągle jednak bycze nastroje, które kazały środowy spadek traktować jako wypadek przy pracy.

Początek sesji był spadkowy, ale bardzo szybko indeksy wróciły do poziomu środowego zamknięcia i tam ugrzęzły na 3,5 godziny. Dopiero informacja mówiąca o tym, że Merrill Lynch nie sprzeda wszystkich aktywów związanych z kredytami hipotecznymi, które przejął od funduszy hedżingowych z rodziny Bear Stearns pomogła sektorowi finansowemu i zmniejszyła strach przed rosnącą rentownością obligacji, a to z kolei doprowadziło do szybkiego wzrostu indeksów. Rynek jednak nadal był bardzo nerwowy i oczywiste było, że obóz byków czeka poważna walka w ostatniej godzinie sesji. Walka, która okazała się być wygrana. Widać, że rynek akcji jest niekonsekwentny – raz boi się wzrostu rentowności i mocno spada (środa), a raz jeszcze wyższą rentowność lekceważy, a indeksy wyraźnie rosną. Czekamy na wyjaśnienie sytuacji, ale jedno jest pewne: każdy spadek rentowności doprowadziłby do dużego wzrostu indeksów.

W ostatnim dniu tygodnia w kalendarium nie ma publikacji amerykańskich danych makroekonomicznych, więc rynki będą pozbawione nowych, poważnych impulsów. Do wywołania ruchów kursów i indeksów wykorzystane zostaną zapewne dane europejskie, ale ich wpływ będzie zdecydowanie mniejszy niż amerykańskich. Przed południem zostanie opublikowany indeks klimatu gospodarczego niemieckiego instytutu Ifo. Może on mieć całkiem duży wpływ na decyzje inwestycyjne graczy, bo instytut w ciągu ostatniego roku prognozami potwierdził swoją wiarogodność. Oczekiwany jest niewielki spadek indeksu, co nie miałoby praktycznie żadnego przełożenia na zachowanie rynków. Duży spadek zaszkodziłby indeksom giełdowym i europejskiej walucie, a wzrost podziałałby odwrotnie. Zdecydowanie mniejszy powinien być wpływ danych o zamówieniach przemysłowych w strefie euro.