Xelion: Szaleńcze ruchy dolara

Miesięczny raport z amerykańskiego rynku pracy specjalnym zaskoczeniem nie był. Tym razem ADP nie pomylił się w swoim, publikowanym w środę raporcie – ilość miejsc pracy wzrosła mocniej niż oczekiwano (132 tys.). W końcu roku, kiedy wzrasta aktywność sektora usług nie jest to według mnie żadnym zaskoczeniem. Zweryfikowane zostały dane z poprzedniego miesiąca, kiedy to przyrost miejsc pracy wyniósł nie 92 a 79 tys. W sumie jednak z września i października korekta była pozytywna (42 tys.). Wzrosła też (zgodnie z prognozami) stopa bezrobocia, ale to są dane niezbyt wiarogodne. W sumie były to dane dosyć pozytywne, ale o niczym nieprzesądzające. Wystarczyły jednak do podniesienia rentowności obligacji. Takie dane wzmocniły dolara, ale tylko na parę minut. Byki szybko przeprowadziły kontratak i kurs EUR/USD błyskawicznie wrócił nad 1,33 USD. Próbował nadal rosnąć po publikacji indeksu nastroju Uniwersytetu Michigan (dane wstępne za grudzień), bo indeks spadł, a oczekiwano, że ustabilizuje się. Jednak to był łabędzie śpiew byków.

Tuż po 16.00 kurs EUR/USD gwałtownie się załamał i ruszył szybko na południe. Komentatorzy usiłują w różny sposób tłumaczyć ten zwrot. Najczęściej mówiło się, że to wypowiedzi Henry Paulsona, sekretarza skarbu USA, spowodowały takie wzmocnienie dolara. Mówił on w superlatywach o gospodarce USA, ale ważne było przede wszystkim to, że potwierdził, iż USA nie zrezygnują z silnego dolara, a Chiny potrzebują więcej elastyczności, jeśli chodzi o rynek walutowy. Problem w tym, że nie powiedział on kompletnie nic nowego. Od lat kolejni sekretarze skarbu mówią to samo, a przecież wszyscy wiedzą, że USA tak naprawdę chcą dolara osłabić. Nie ulega jednak wątpliwości, że taka wypowiedź w momencie, kiedy kurs EUR/USD testował ważny opór musiała doprowadzić do kontrataku niedźwiedzi. Mówiło się też, że być może ECB interweniował na rynku, ale to wydaje mi się kompletnie nieprawdopodobne. Przecież niedawno z tego banku dochodziły informacje o braku zaniepokojenia umocnieniem euro. Podsumowując można z dużą pewnością stwierdzić, że nie ma znaczenia, co było pretekstem dla zwrotu – powód by czysto technicznym a opór się wzmocnił i jego pokonanie bardzo się w czasie oddaliło.

Takie wzmocnienie dolara doprowadziło do spadku cen surowców. Szczególnie spektakularne było to w przypadku ropy, która wcześniej drożała już ponad 1,5 procenta, a skończyła spadkiem o 0,8 proc. Staniało oczywiście również złoto i tylko miedź wypracowała symboliczny wzrost ceny po dwóch dniach dużych spadków. Rynek akcji nie bardzo wiedział co robić, bo wzrost rentowności obligacji po publikacji raportu z rynku pracy nie mógł się bykom podobać, ale to co mówił Henry Paulson z pewnością posiadaczom akcji pomogło. Poza tym rosły ceny akcji w sektorze bankowym, któremu pomagały różne pogłoski na temat Citigroup. Po prostu na rynku nadal panuje bardzo pozytywny nastrój i wszystko pomaga bykom. Koniec sesji był jednak neutralny, co potwierdza, że dane z rynku pracy rzadko kiedy wywołują mocniejsze zmiany na rynku akcji.

Poniedziałek nie jest zbyt ekscytujący, jeśli spojrzy się na ten dzień przez pryzmat kalendarium. Zapasy i sprzedaż w amerykańskich hurtowniach są obserwowane przez ekonomistów, ale gracze je lekceważą. Warto jednak spojrzeć na współczynnik zapasów do sprzedaży. Im będzie mniejszy tym lepiej to świadczyć będzie o gospodarce. Dzień przed posiedzeniem FOMC nie sprzyja bykom, więc najbardziej prawdopodobna będzie stabilizacja na wszystkich rynkach.

Mały obrót zmniejsza wagę korekty

W piątek polityka tak zdecydowanie przyćmiła inne wydarzenia, że rynek walutowy nie bardzo miał wybór – złoty zaczął tracić do obu głównych walut. Jednak od południa zaczął odzyskiwać stracony teren. Przecena dolara po publikacji danych makro z USA doprowadziła do znacznego umocnienia naszej waluty do dolara, ale późniejszy, gwałtowny spadek kursu EUR/USD doprowadziło do osłabienia złotego zarówno do dolara jak i do euro. W poniedziałek nadal będziemy podążać na kursem EUR/USD, ale najbardziej prawdopodobna jest stabilizacja.

WGPW też niespecjalnie mogła zachować się w piątek inaczej niż się w rzeczywistości rano zachowała – indeksy spadały. Oczywiście polityka była wyłącznie pretekstem do zniżki, ale jak wygodnym pretekstem! Najbardziej szkodziła indeksowi WIG20 KGHM. Jej akcje taniały nie tylko na skutek spadku cen miedzi, ale i dlatego, że Merrill Lynch zmieniała rekomendację na „sprzedaj”. Wynikało to z generalnego obniżenia rekomendacji dla sektora mineralno-wydobywczego do „neutralnie”. Powodem było nadchodzące spowolnienie gospodarcze. Zapewne dlatego spadały też kursy spółek w sektorze paliwowym, mimo że cena ropy wyraźnie rosła.

Po publikacji danych z USA indeksy ruszyły na północ i błyskawicznie zbliżyły się do poziomu czwartkowego zamknięcia, ale załamanie dolara i spadki indeksów w Eurolandzie znowu ochłodziły nasz rynek doprowadzając do negatywnego zamknięcia sesji. Nie zdążyliśmy już doprowadzić indeksów do neutralnych poziomów reagując na kolejną zmianę sytuacji na rynku walutowym i w Eurolandzie, bo sesja skończyła się za wcześnie. Obrót był jednak bardzo mały, a sam spadek zupełnie nieistotny.

Zaczyna się tydzień, w którym piątek jest dniem wygasania grudniowych kontraktów na WIG20. Jak przypominałem w zeszłym tygodniu arbitrażyści mogą doprowadzić do korekty, ale nie przypuszczam, żeby miało to miejsce na początku tygodnia. W tej sytuacji zdecydowanie bardziej prawdopodobne jest kontynuowanie zwyżki.