GPW nie miała we wtorek wyjścia – indeksy od początku sesji spadały. WIG20 szybko spadł o 1,5 procent i od tego momentu byki zabrały się do pracy. Nie było to łatwe zadanie, bo indeksy na innych giełdach europejskich wyraźnie spadały, a to obniżało również kontrakty na amerykańskie indeksy. Takie nastroje musiały zachęcić podaż w Warszawie do większej aktywności. Poza tym pogarszała sytuację działalność arbitrażystów. Nic dziwnego, że już po 10.00 WIG 20 tracił prawie 2 procent. Byki nadal się nie poddawały i już po godzinie zaczęły odrabiać straty, ale i ten atak był nieudany i sesja zakończyła się prawie dwuprocentowym spadkiem na większym obrocie.
Szczególnie słabe były banki. Wydaje się, że był to opóźniony wpływ danych o inflacji. Przez długi czas bankom odpowiadać nawet może, kiedy RPP podnosi stopy, bo oprocentowanie depozytów podnoszą nieznacznie, a kredyty szybko drożeją, co zwiększa ich zyski. Jednak jest taki moment, kiedy wysoka inflacja zaczyna bankom szkodzić, bo tracą one na posiadanych obligacjach – ich ceny od początku roku spadają.
Niedobrze wygląda wzrost obrotu na spadku i otwarcie okna bessy przez WIG20. To na razie są tylko sygnały ostrzegawcze, ale gdyby indeks przełamał poziom 3.800 pkt. (połowa białej świecy z 9.10) to należałoby się zacząć zastanawiać nad zmianą trendu krótkoterminowego. Oporem jest 3.900 pkt. (górna krawędź okna) i dopiero przełamanie tego poziomu kazałoby dokupować akcje. Wczorajsza zachowanie rynków amerykańskich nie zachęcało do kupna akcji, ale raporty kwartalne Yahoo i Intela poprawiły nastroje, więc rozpoczniemy sesję wzrostem indeksów. Dużo się jednak może jeszcze dzisiaj wydarzyć, bo kilka dużych spółek publikuje w USA raporty, a poza tym jest jeszcze raport o inflacji. Uważam, że trzeba z podejmowaniem decyzji poczekać do 14.30.
Dane o inflacji w centrum uwagi
Wtorek giełdy europejskie rozpoczęły od wyraźnego spadku indeksów. Zapewne nie byłoby tak źle, gdyby nie to, że nieoczekiwanie Ericsson poinformował, iż jego sprzedaż i zysk w trzecim kwartale były niższe od oczekiwań. Kurs akcji tej spółki spadał o ponad 20 procent. Hamowała podaż korekta na rynku walutowym. Niczego w obrazie rynku nie zmieniły publikacje danych makro. Inflacja w strefie euro wzrosła z 1,7 do 2,1 proc. (tyle ile oczekiwano), a indeks koniunktury niemieckiego instytutu ZEW nie zmienił się (pozostał na poziomie – 18,1 pkt.). Co prawda oczekiwano spadku, ale negatywny odczyt sygnalizuje, że nastroje analityków i menadżerów są bardzo słabe. Indeksy spadały już całkiem wyraźnie, ale w końcu sesji odbicie na rynkach amerykańskich pozwoliło zredukować znacznie skalę spadku.
W USA indeksy od początku sesji spadały. Mówiono, że gracze przejęli się wypowiedziami Bena Bernanke mówiącego o znacznym wpływie kryzysu rynku nieruchomości na gospodarkę. Podobny pogląd wyraził we wtorek Henry Paulson, sekretarz skarbu. Być może trochę tak było, bo rentowność obligacji szybko spadała. Trochę myliło zachowanie rynku walutowego. Spadająca rentowność obligacji i i nadzieja na obniżkę stóp powinny osłabiać dolara. Tymczasem kurs EUR/USD bardzo wyraźnie spadał. Spadał jednak z innych niż stopy procentowe powodów. Na rynku utrwala się przekonanie o ostrych słowach, które na temat słabości dolara padną podczas weekendowego szczytu G-7. Analitycy UBS twierdzą, że mogą one doprowadzić do poważnej korekty. Rzadko kiedy słowa polityków mają wpływ na zachowanie rynków, ale tym razem kurs EUR/USD jest tak blisko szczytów, że nie będzie to nic dziwnego, jeśli przed weekendem gracze zrealizują trochę zysków.
Warto zauważyć, że żadnego wpływu na rynek nie miały bardzo niekorzystne dla dolara dane o przepływach kapitałów do USA. Były zaskakujące – z USA odpłynęło netto w sierpniu aż 163 mld USD (oczekiwano napływu 70 mld). Był to jednak szczyt kryzysu na rynkach finansowych, więc rynek walutowy nie zareagował. Dane o dynamice produkcji przemysłowej i wykorzystanie potencjału produkcyjnego były zgodne z prognozami. Produkcja ledwo drgnęła (0,1 proc.), ale takie dane rynek przewidywał. Reakcji nie było, ale też dane te nigdy nie wywołują emocji. Fatalny był też opublikowany przez NAHB indeks rynku nieruchomości – spadł do poziomu najniższego w historii (18 pkt. – oczekiwano spadku do 19 pkt.).
Bardzo ciekawa była reakcja rynku surowcowego na umocnienie dolara. Złoto praktycznie nie zmieniło ceny – tak jakby czekano na dalsze osłabienie dolara. Cena miedzi spadła, ale ropa zdrożała zbliżając się do 88 USD za baryłkę. Tym razem rzeczywiście przysłużyła się bykom obawy o konflikt Turcja – Irak. Trzeba odnotować, że tak droga ropa wywołała protesty … OPEC. Organizacja producentów ropy stwierdziła, że cena nie ma nic wspólnego z fundamentami i wynika tylko i wyłącznie z działań graczy na rynkach finansowych. OPEC ma rację, ale tak jest nie od dzisiaj.
Ze spółek też nie dochodziły dobre informacje. Przed sesją raport kwartalny opublikował Johnson & Johnson. Zyski spadły. Były wyższe od obniżonych prognoz, ale kurs spadał. D.R. Horton, największa firma sektora budowy domów, poinformowała, że kwartalne zamówienia na budowę domów spadły aż o 39 procent. Motoroli i Qualcomm szkodziło poranne ostrzeżenie Ericssona. Wreszcie Wells Fargo (największy pożyczkodawca na Zachodnim Wybrzeżu USA) opublikował niższe od oczekiwań wyniki kwartalne., co osłabiło cały sektor finansów za wyjątkiem Bear Stearns. Cen tej spółki rosła, bo chiński Citic Bank potwierdził, że chce kupić jej akcje.
Posiadacze akcji nie mieli się z czego cieszyć. Indeksy spadały, ale widać było (szczególnie na NASDAQ), że nic nie jest przesądzone, bo byki co kilka godzin usiłowały odwrócić trend. Nie udało się, indeksy spadły po około 0,6 proc., ale układ techniczny się nie zmienił – nadal S&P 500 i NASDAQ są w kanale dwumiesięcznego trendu wzrostowego.
Po sesji raporty kwartalne publikowały między innymi Yahoo, IBM i Intel. Tylko IBM rozczarował i to nie na poziomie zysku, ale mniejszymi marżami i spadkiem sprzedaży hardware’u. Intela i Yahoo zadowoliły inwestorów publikując lepsze od oczekiwań wyniki i podnosząc prognozy. Ich kursy w handlu posesyjnym rosły odpowiednio o 5 i 10 procent. Nic dziwnego, że indeks handlu posesyjnego (AHI wręcz eksplodował rosnąc o 1,12 proc. (to niezwykle dużo jak na AHI). Rosły też rano kontrakty, ale nie tak mocno jak można by oczekiwać, bo trzymały je w dole spadające indeksy azjatyckie. Po rozpoczęciu handlu w Europie skala wzrostów zwiększy się. Byki mają przed sesją przewagę.
Dzisiaj najważniejszym raportem makroekonomicznym będą dane o amerykańskiej inflacji w cenach konsumentów (CPI). Prognozowany jest niewielki wzrost cen i gdyby takie były rzeczywiste dane to ucieszyłoby obóz byków. Jedynie nieoczekiwany, wyraźny (np. o 0,4 proc.) wzrost inflacji bazowej zaszkodziłby posiadaczom akcji i pomógł dolarowi. To jednak mało prawdopodobny rozwój sytuacji.
Drugim z kolei co do wagi raportem (ale publikowanym w tym samym czasie co CPI – godzinę przed rozpoczęciem sesji w USA) będą dane o ilości rozpoczęte budów domów i wydanych zezwoleń na ich budowę. Nikt nie oczekuje poprawy sytuacji, więc dane musiałyby być naprawdę fatalne, żeby wpłynęły na zachowanie rynków, a i to w przypadku akcji wcale nie jest pewne. Za to nawet niewielka poprawa wywoła stan bliski euforii.
Kolejne raport pokaże jak zmieniły się zapasy ropy i paliw w ostatnim tygodniu. Jak zawsze jednak będzie to tylko pretekst do szybkich zmian cen y ropy, które to zmiany wcale nie muszą się do końca sesji utrzymać. Teoretycznie większe znaczenie może mieć publikacja na dwie godziny przed końcem sesji Beżowej Księgi Fed (raport o stanie gospodarki), ale prawdę mówiąc nie bardzo wiem, co mogłoby graczy w tym raporcie zdziwić. Nie znaczy to jednak, że czegoś sobie nie znajdą, w celu wykorzystania do umocnienia dominującego dzisiaj trendu. Największe znaczenie dla akcji mogą mieć jednak nadal publikowane przed sesją wyniki kwartalne dużych spółek.