Za rok pensja minimalna może być większa o 300 zł

Wczoraj na obradach Sejmowej Komisji Polityki Społecznej i Rodziny odbyło się pierwsze czytanie dwóch niezależnych projektów ustawy o wynagrodzeniu minimalnym: jeden autorstwa PiS, a drugi Lewicy.

Lewica domaga się podwyższenia pensji minimalnej do 45 proc. przeciętnego wynagrodzenia w przyszłym roku i do 50 proc. – w roku 2011 (dziś jest to 40 proc. średniej płacy). Z kolei PiS chce, żeby w 2010 r. najniższa płaca wynosiła połowę przeciętnego wynagrodzenia, ale nie mniej niż 1340 zł.
– Trzeba wypracować mechanizmy ochronne dla najbiedniejszych – tłumaczy Stanisław Szwed.

Poseł PiS się obawia, że spowalniająca gospodarka i cięcie pensji spowodują, że w tym roku przeciętne wynagrodzenie będzie niższe niż przed rokiem. A to sprawi, że minimalna pensja w 2010 r. spadnie.
– Trzeba temu zapobiec, bo inaczej ci pracujący za minimalne stawki nie będą mieli za co żyć – wtóruje mu poseł Anna Bańkowska (Lewica).

Przeciw podwyżce protestują pracodawcy. – Podwyżka uderzyłaby w najgorzej zarabiających pracowników – mówi Jacek Męcina z PKPP „Lewiatan”. Bo pracodawcy, tnąc koszty, mogą zacząć ich zwalniać.

Potwierdza to Piotr Regulski, wiceprezes spółki Impel Cleaning, w której ok. 60 proc. załogi pracuje za najniższą stawkę. – Wzrost pensji minimalnej o wskaźnik inflacji dalibyśmy radę przetrzymać. Takich podwyżek już nie – mówi Regulski.

Przy pensji obecnej – 1276 zł koszty pracodawcy wynoszą 1513 zł, a kiedy wzrośnie ona do 1589 zł – koszt ten wyniesie aż 1884 zł.

Wyższa płaca minimalna doprowadziłaby do zwiększenia szarej strefy, bo wiele firm decydowałoby się na płacenie pracownikom „pod stołem” albo zatrudniałoby ich na umowy o dzieło, które nie dają prawa opieki zdrowotnej i emerytalnej.

– Pracodawcy zawsze tak mówią. W poprzednich latach pensja minimalna też rosła, a nie doprowadziło to do masowych zwolnień – twierdzi szef Solidarności Janusz Śniadek.

Joanna Ćwiek