Hurra koniec recesji, skończyła się ona zanim zaczęła. Rosną indeksy, ceny surowców na giełdach światowych. Czyli wszystko wróciło do normy, a zaraz zacznie się „ssanie” na rynku na pieniądze, kredyty i specjalistów. Nie tak szybko, nie tak szybko…
Od kilku tygodni mamy festiwal „dobrych informacji”, które ukazują sytuację zakończenia kryzysu gospodarczego. Jako, że ma on różną postać, w różnych gospodarkach, ich gałęziach czy też firmach szukanie objawów wyjścia z recesji i podciągania tego na ogólne trendy jest sporym nadużyciem i „myśleniem życzeniowym”. Obok tego mamy zupełnie inne przewidywania, mówiące o podwójnym dnie kryzysu, kolejnych bankructwach, sztucznym ożywieniu gospodarki – jakby takowe występowało w niej. Toż to skuteczna kakofonia eksperckich dźwięków oraz wróżenia z fusów.
Wzrost czy spadek? Krach czy boom? Zależy co chce się usłyszeć w danym momencie.
Wszystko pięknie i ładnie, ale elementarna wiedza z dziedziny markoekonomii mówi, że trendy w gospodarce trwają dłużej w czasie a nie są miesięcznymi czy tygodniowymi trendami, które bardziej przystają giełdom surowcowym czy też akcji. Gospodarcza machina to nie jest samochód, który hamulcem czy też pedałem gazu można zatrzymać a później rozpędzić do dowolnej prędkości w przeciągu bardzo krótkiego czasu. Jeśli fundamenty gospodarki nie są zdrowe, ożywienie w niej nie będzie trwałe. Jeśli nie wiadomo dokładnie „ile jest trupów w szafie” to jak można planować trendy?
Pytanie które można postawić to, czy okres recesji/kryzysu gospodarczego który nastąpił w ostatnich kilku-kilkunastu miesiącach pozwolił firmom na poziomie mikroekonomii odpowiednio się zrestrukturyzować i podjąć wysiłek do nowej walki o rynek. Czy ta restrukturyzacja odbyła się poprzez wzrost produktywności pracy, zmiany metod zarządzania czy też zakupu maszyn… czy też była prostym zaciskaniem pasa z wydatkami, aby doczekać do następnej fali wzrostowej? Do momentu jak nie będzie znanej odpowiedzi na to pytanie, wróżenie długotrwałych trendów gospodarczych będzie obarczone bardzo dużym ryzykiem lub też prostą spekulacją a nóż uda przekonać się rynek.
Na razie mamy do czynienia z bardzo dużymi sumami na wydatki rządowe, bailouty czy też różne programy pomocowo – stymulacyjne w USA, Europie, Japonii czy Chinach. W Polsce przyjęto inną strategię – zaciskania pasa i przeczekania, a może uda się „załapać na gapę” na kolejny wzrost gospodarczy. Czy będzie to słuszna taktyka, również przekonamy się za kilka miesięcy. Fakt, nasza gospodarka zachowuje się nadzwyczaj rozsądnie, działa z opóźnieniem osłabienie złotego, różnice kursowe oraz środki europejskie. Także, konsumpcja prywatna pomaga gospodarce żyć.
Śmiech przez łzy, bo kto jest/był finansowym konserwatystą?
Wychodzi na to, że zwykły Kowalski nie przestraszył się 4-5 miesięcznej medialnej kanonady w stylu „krach, recesja, zagłada, Armagedon, koniec świata”, tylko zajął się własnym życiem. Z przymrużeniem oka słuchał to co dzieje się za oceanem, nie rozumiał wykresów giełdowych raz spadających później wzrastających, spekulacji na rynku ropy czy też problemów prezydenta Obamy. Problemy dnia codziennego i wybór co kupić dla siebie czy rodziny, były i są dla niego ważniejsze. Do momentu gdy nie odczuł na własnej skórze wyzwań gospodarczych, nie przejmował się tym. Konsumuje dalej, kupuje pralki i lodówki, myśli o wakacjach… może nie tak wystawnych jak rok temu ale nadal.
Tutaj docieramy do sedna sprawy, otóż trendy gospodarcze na poziomie mikro czy marko ekonomii są wynikiem zbiorowej mądrości (lub głupoty jak niektórzy mówią), a nie myślenia życzeniowego nawet najmądrzejszych specjalistów czy uznanych autorytetów. To czy dany kryzys lub recesja będzie prawdziwa zależy wprost od tego, jaki jest stan umysłu w danym momencie większych grup społecznych. Jeśli komunikaty będą zdecydowanie negatywne w krótkim czasie, można nawet największych optymistów wpędzić w przeciwny nastrój. Stad tak ważnym jest to, jak media oraz osoby komunikujące się ze społeczeństwem będą rozmawiały z nim na temat trendów gospodarczych.
Oto zagłada i prawdziwy upadek dolara!
Szczerze, nikt o zdrowych zmysłach nie powinien w tym momencie wykorzystywać fobii czy obaw do kreowania zachowań stadnych związanych z gospodarką. Zbyt ona jest ze sobą powiązana na poziomie światowym, by zaburzenia jednego rynku nie przenosiły się na następny. Od ok. 15 lat mamy do czynienia z punktowymi zaburzeniami, które są przenoszone z jednego miejsca na świcie na następny. Aż trafiło na rynek mieszkaniowy USA, gdzie skutecznie napompowano wielką bańkę spekulacyjną.
Oby niedługo nie napompowano inną, za naszym przyzwoleniem w naszych umysłach. Stad warto być bardziej odpornym na wszelkiej maści zaklinaczy rzeczywistości. Ludzie na poziomie własnym i mikroekonomii (swoich firm i gospodarstw domowych) podejmują 1000 razy mądrzejsze decyzje. Takich decyzji nie powinno podejmować się pod wpływem mediowej gorączki czy też informacji „z dobrze poinformowanych źródeł”.
Źródło: www.gadzinowski.pl