Zamieniła Polskę na Malezję

Była jedną z najbardziej rozpoznawalnych twarzy polskiej bankowości. Kilka miesięcy temu zrezygnowała ze stanowiska i przeniosła się do Malezji. Wrażeniami o początkach pracy w nowym kraju dzieli się z nami Sonia Wędrychowicz-Horbatowska, była wiceprezes zarządu Citi Handlowy.

Pierwszy tydzień w Malezji


Życie wciągnęło mnie tutaj z niesamowitą wręcz intensywnością – dwa pierwsze dni i od razu nurkowanie w głębokiej wodzie – wczoraj i dzisiaj po 12 godzin spotkań, i tak do końca tygodnia…

Stwierdzam, że Malezja jest chyba najbardziej zróżnicowanym kulturowo i narodowościowo krajem regionu. To czyni ją niezwykle ciekawą, tym bardziej, że przy bardzo wysokim standardzie życia zachowała jeszcze wiele z autentyczności azjatyckiej kultury. Sprawdza się zdecydowanie slogan reklamujący Malezję – „Malaysia – truly Asia”.

To kraj w budowie

Jestem też pod ogromnym wrażeniem tempa rozwoju tego kraju – to jeden wielki plac budowy. Bezrobocie na poziomie ok. 3 procent powoduje, że ludzie podobno nie mają zbytniego przywiązania do pracy, bo łatwo mogą ją zdobyć gdziekolwiek indziej. Jestem bardzo ciekawa, jak to się przełoży na relacje w pracy…

Póki co uświadomiłam sobie, jak to ważne mieć dobre zdjęcie w internecie. (śmiech) Jeszcze zanim się tu pojawiłam, wszyscy wiedzieli jak wyglądam, ponieważ znali moje nazwisko i przez internet wyszukali moje zdjęcia. Sympatyczne wprowadzenie zrobił mój nowy szef, żartobliwie zauważając, że jedną z moich mocnych stron jest imię, które w odróżnieniu od obu nazwisk jest łatwe do wymówienia i zapamiętania. (śmiech)

Biuro centrali znajduje się w samym centrum Kuala Lumpur, w nowym wieżowcu z widokiem na wieże Petronas, które jeszcze niedawno były najwyższymi budynkami na świecie.

Poznaję zespół

Firma wydaje się być bardzo dobrze zorganizowana. Kiedy przyszłam w poniedziałek do pracy, na biurku czekał już na mnie w pełni skonfigurowany laptop oraz iPhone z pocztą służbową i numerami telefonów najważniejszych osób. Otworzyli mi też konto w „moim nowym banku” – proces bardzo sprawny i krótki, zajął raptem 10 minut. Teraz czekam tylko na jego zasilanie! (śmiech)

Zespół jest niesamowicie zdywersyfikowany – połowa to kobiety. Narodowościowo: jedna trzecia Malajów, jedna trzecia Chińczyków i jedna trzecia Hindusów. No i jedna Polka!


Źródło: iStockphoto / Thinkstock

Zauważyłam, że pracuje się tutaj bardzo długo – zaczynają około 8 rano, a spotkania ustawiają nawet na 7 wieczorem. Mam podejrzenia, że spotkania są chyba zbyt przegadane i pewnie będę chciała je skrócić, żeby było – jak to u mnie – krótko i na temat.

Jak dotąd bez faux pas

Jak dotąd nie przeżyłam żadnego szoku kulturowego. W pracy mam wręcz wrażenie, jakbym była tu od dawna. Moi pracownicy powiedzieli mi już, że wydaje im się, jakbyśmy pracowali ze sobą już od trzech lat… I chyba przestali sobie zadawać pytanie, które, jak mi powiedzieli, mieli w głowie przed moim przyjazdem – „dlaczego akurat ktoś z Polski?”.

Zauważyłam, że problemy z jakimi przyszło mi się zmierzyć w Malezji, są bardzo podobne do tych, którym musiałam stawić czoła w Polsce. Mogłam więc od samego początku brać aktywny udział w spotkaniach, co było dla nich, myślę, pewnym zaskoczeniem.

Poznałam już kilkoro fajnych Polaków, którzy pomogli mi w codziennych sprawach. I nie mogę uwierzyć, że tak dużo się już wydarzyło, chociaż przecież minęło dopiero 5 dni.

Dwa tygodnie w Malezji


Ciekawych doświadczeń ciąg dalszy. Któregoś dnia zauważyłam, że nie ma u mnie w hotelowej windzie 14 pietra – jest za to 13 i 13A. Zaintrygowana zapytałam w pracy co to oznacza, bo w windzie w banku też nie było 14. piętra, choć w sumie jest ich 17. Okazało się, że przesąd chiński traktuje liczbę 14 jako pechową, bo oznacza ona śmierć. Przyjrzawszy się temu bliżej zauważyłam, że w hotelu nie ma też piętra 4 ani 24!

W banku rzuca się w oczy bardzo duże zainteresowanie praca dla lokalnej społeczności. Prawie codziennie ekipy pracowników wyruszają w teren, żeby pomóc w którymś z domów dziecka lub w szkole. Już w drugim tygodniu pracy odwiedziłam ośrodek pomocy dla niepełnosprawnych dzieci – niesamowite doświadczenie.

Utworzony w bardzo biednym otoczeniu, własnym sumptem kilku zapalonych osób, skupia kilkadziesiąt niepełnosprawnych ruchowo i umysłowo dzieci, które uczęszczają na zajęcia wraz z rodzinami. Malowaliśmy tam pomieszczenia i obserwowaliśmy pracę pedagogów z dziećmi – zrobiło to na mnie wyjątkowe wrażenie.

Ludzie bardzo ciepło przyjęli moje zaangażowanie w te prace. Oni cały czas przyglądają mi się z niesamowitą uwagą. W samym banku nie widziałam na razie żadnej europejskiej twarzy!

Podobno pracownicy są tutaj w stanie zrobić wszystko, jeśli lubią swojego szefa. Zasadniczo pracują dla przyjemności i poświęcają się dla kogoś, kogo lubią, nigdy dla organizacji czy nawet dla pieniędzy.


Źródło: iStockphoto / Thinkstock

Dużym wsparciem są dla mnie spotkania z przedstawicielami tutejszej Polonii. Na przykładów ostatni weekend zadzwonili do mnie całkiem niezależnie kolega i koleżanką z propozycją wspólnego spędzenia niedzieli, ponieważ obawiali się, że jestem samotna i może mi być smutno. Ale ja na razie jestem zbyt zajęta i podekscytowana, by mieć czas na jakiekolwiek smutki!

To już miesiąc w Malezji


Oglądanie miasta z wysokości najwyższych – jak je tutaj reklamują – bliźniaczych wieżowców świata, czyli Petronas Towers, robi wrażenie. Petronas to tutaj największa firma – taki nasz Orlen, tylko dużo, dużo większy. To państwowa spółka i dzięki temu rząd utrzymuje ceny benzyny na poziomie 1,90 zł/l. Tak, to nie pomyłka! To jest cena na wszystkich stacjach w kraju, niezależnie od właściciela. To oczywiście przekłada się na ceny żywności i wielu innych produktów – są duże niższe niż w Polsce, a inflacja na poziomie około 1,5 procenta rocznie.

Opieka zdrowotna robi wrażenie

W ramach mojego programu zapoznawania się z Malezją, byłam ostatnio w miejscowej przychodni i szpitalu. Na początku myślałam, że pomyliłam miejsce, bo budynek wyglądał z zewnątrz jak 5-gwiazdkowy hotel. W środku okazało się, że wygląda jeszcze lepiej – fontanna, ogromne lobby, serwis odprowadzania samochodów na parking, wszędzie wykładziny dywanowe na piętrach, na ścianach sztuka. Poczekalnie z kanapami jak w hotelowym lobby. Pokoje tylko 1-osobowe, w standardzie 5 gwiazdek z barkiem, sejfem, telewizorem. Pobyt dla nieubezpieczonego wraz z opieką medyczną to 150 złotych za dzień, ale tutaj wszyscy są ubezpieczeni, więc i tak nie ma to znaczenia. Te 150 złotych to już z pełnym wyżywieniem. W każdym pokoju jest łóżko dla rodziny, jeśli ktoś chciałby zostać na noc.

Pogłębiłam też wiedzę na temat feralnej 14. Okazuje się, że po chińsku te dwie cyfry brzmią jak „każdego dnia śmierć”, i to właśnie to tak ich przeraża. Samo 4 wymawia się tak samo jak słowo, które znaczy „śmierć”. W związku z tym, że nasz apartament znajduje się na 41 piętrze, zasięgnęłam informacji, co to oznacza. I okazało się, że tłumaczy się to jako „któregoś dnia przyjdzie śmierć” lub „któregoś dnia umrzesz”, co mnie trochę uspokoiło jako prawda, której jestem świadoma już od jakiegoś czasu.(śmiech)

Malezyjska codzienność

Kontynuuję też przygody z malezyjskim jedzeniem. Poznałam już kilkanaście fajnych restauracji i dowiedziałam się, że jedzenie w życiu każdego Malezyjczyka jest tak ważne, że na przywitanie mówią oni „czy już zjadłeś?” zamiast „jak się masz?”. I kolejne zaskoczenie -posiłki spożywa się tutaj za pomocą łyżki trzymanej w prawej ręce i widelca. I muszę powiedzieć, że ten sposób, chociaż jak na nasze standardy dość oryginalny, to jest superwygodny!

Ostatnio biegłam w minimaratonie, tzw. Leaders Run. 2,5 km i… dałam radę! Nasz bank organizuje tutaj co roku ogromny maraton – w tym roku wzięło w nim udział 28 tys. ludzi. Zaczynał się o 4 rano, a ja byłam jedną z otwierających – cudowna impreza! Zdobyłam nawet pierwsze miejsce na dystansie 2,5 km w kategorii Kobiety-liderki – niestety tylko dlatego, że byłam jedyna… (śmiech).

Najczęstszy temat – pogoda. No tak, jest ciepło – około 32 stopni, ale najciekawsze jest, jak oni do tego podchodzą. Gdy maraton zaczynał się o 4 rano zapytałam ich, co mam na siebie włożyć i czy będzie zimno. Powiedzieli mi, żeby włożyć kurtkę, bo nad ranem będzie bardzo zimno. Na szczęście zapytałam, co to znaczy „zimno” i okazało się, że będzie około 25 stopni. Było 27…

Z doświadczeń tak zwanych kulturowych, w piątek dostałam SMS-a od mojego pracownika, że niestety nie będzie mógł uczestniczyć w spotkaniu ze mną, ponieważ w tym czasie musi się udać na modlitwy.

Rozpoznaję narodowe różnice

Coraz wyraźniej też zaznaczają się mocne i słabe strony Malezyjczyków różnych, jak oni tutaj sami to nazywają, ras, czyli grup etnicznych. I tak, Chińczycy są bardzo pracowici i ambitni – świetni w sprzedaży, są w stanie sprzedać dosłownie wszystko (podobnie zresztą, jak z jedzeniem – mówią o sobie, że jedzą wszystko, co ma cztery nogi, z wyjątkiem stołu, i wszystko co ma skrzydła, z wyjątkiem samolotu). Są tez świetni w negocjacjach i biegli w obliczeniach – całe finanse i zarządzanie ryzykiem to Chińczycy.


Źródło: iStockphoto / Thinkstock

Hindusi są niezwykle inteligentni i wykształceni, bardzo błyskotliwi – świetni w prezentacjach i analityczni w myśleniu – są tez zwykle dobrymi managerami. Zauważyłam już, ze Hindusi wymyślają, jakie analizy trzeba wykonać, a Chińczycy liczą. Malajowie mają bardzo dużo zalet. Jak nikt inny znają lokalny rynek i zwyczaje swojej grupy etnicznej, która jest tu największa, potrafią wyczuć, co się może sprzedać, a co nie, jak dotrzeć z przekazem marketingowym do swojej grupy. Poza tym są zdecydowanie, wraz z Chińczykami, najbogatszą grupą społeczną , a niezależnie państwo daje im wiele przywilejów – między innymi parytety w zatrudnieniu i dostępie do nauki.

Na koniec trochę akcentów polskich. Odnotowałam tutaj duże zainteresowanie Polską w kontekście EURO 2012. Wszyscy wiedzą, gdzie znajduje się nasz kraj! Natomiast wczoraj rano spotkała mnie niespodzianka podczas śniadania, gdzie zawsze w tle leci spokojna muzyka. Jakież było moje zaskoczenie, gdy okazało się, że śpiewa Anna Maria Jopek. W Malezji, w hotelu w Kuala Lumpur.

Źródło: Bankier.pl