Zapłacimy za nieuczciwych bankrutów?

Rzeczywistym problemem brytyjskich banków są jednak nie tyle osoby, które na skutek zdarzeń losowych utraciły wypłacalność, lecz nowo powstała profesja „doradców finansowych”, którzy promują bankructwo, jako łatwy sposób na ucieczkę od długu. Bankowy gigant HSBC jest mocno zaniepokojony intensywnością działań marketingowych nielicencjonowanych doradców nakłaniających swoich klientów, oczywiście za wynagrodzeniem, do składania wniosków o upadłość konsumencką. Jedynie w ciągu ostatniego kwartału liczba niewypłacalnych konsumentów w Wielkiej Brytanii wzrosła o 15 000 osób, co stanowi przyrost o ponad 40% w stosunku do ubiegłego roku i jest najwyższym takim wynikiem na przestrzeni 40 lat, od kiedy zaczęto gromadzić oficjalne dane na ten temat. Eksperci szacują, iż w ciągu całego 2006 roku liczba nowych bankrutów w Wielkiej Brytanii może wzrosnąć o ponad 100 tysięcy osób. Niepokoi przy tym fakt, że dużą część nowych, niewiarygodnych dłużników, stanowią dwudziesto- i trzydziestolatkowie, którym obowiązujące na Wyspach Brytyjskich prawo wyjątkowo sprzyja w wydawaniu i nieoddawaniu pożyczonych pieniędzy.

Brytyjskie prawo sprzyja bankrutom

Od 1997 roku, kiedy władzę przejęła Partia Pracy, w Wielkiej Brytanii znacznie złagodzono prawo związane z ogłaszaniem bankructwa. Chcąc zachęcić przedsiębiorców, którym się nie powiodło, do kolejnej próby założenia biznesu, skrócono okres obowiązkowy, kiedy można odwołać ogłoszone wcześniej bankructwo z trzech lat do jednego roku. Dodatkowym impulsem było wprowadzenie przez brytyjski parlament tzw. dobrowolnych porozumień indywidualnych, które pozwalają na odroczenie spłaty części długu nawet do 5 lat. To z kolei sprzyja większemu zadłużaniu się zwykłych konsumentów. Co więcej, obecnie planowane jest nałożenie na banki nakazu zmniejszenia opłat za nieterminową spłatę rat kredytu. Obecnie w większości banków wynosi ona średnio ok. 20 GBP (ok. 120 PLN), a forsowany projekt ma zmniejszyć ją do maksimum 12 funtów (ok. 70 PLN). Wszystko to negatywnie wpłynęło na wyniki tamtejszych banków. Co gorsze, jak stwierdzają przedstawiciele tamtejszych instytucji, w najbliższej przyszłości może być jeszcze gorzej.

Zyskuje garstka oszustów, traci kilka milionów klientów?

Na reakcję nie trzeba było długo czekać. HSBC, jeden z największych graczy na brytyjskim rynku, już zapowiedział, że będzie zmuszony wprowadzić pobieranie opłat za prowadzenie rachunków bieżących, które od ponad 20 lat były darmową usługą. W ten sposób ciężar kosztów generowanych przez stosunkowo małą grupkę niedotrzymujących warunków kredytowych, może zostanie przeniesiony na kilka milionów klientów indywidualnych posiadających rachunek bankowy! Sezon publikacji raportów finansowych za pierwsze półrocze 2006 r. pokazuje, że złe długi i pogarszająca się sytuacja kredytobiorców, dotkliwie odbiły się na wynikach banków. HSBC osiągnął wprawdzie rekordowy zysk netto, o 18% wyższy niż rok wcześniej, lecz jednocześnie podkreślił, iż koszty poniesione z tytułu złych kredytów były w tym okresie „znacznie wyższe od prognozowanych”. Podobną tendencję wykazały wyniki innych brytyjskich banków. Łączna liczba osób na skraju bankructwa na koniec sierpnia 2006 wynosiła już około 1,1 miliona osób! Niepokojące jest również to, że aż ok. 20 proc. z nich, rozważa w najbliższym czasie ogłoszenie niewypłacalności. W przypadku gorszej koniunktury i wzrostu bezrobocia, mogłoby to stanowić bardzo poważny problem dla brytyjskiego sektora bankowego, a w konsekwencji dla całej gospodarki.

Upadłość konsumencka na świecie

Jeszcze w latach 60. ubiegłego wieku, blisko 15 proc. wszystkich skazanych w Anglii i Walii „siedziało za długi”. W Izraelu osoba niepłacąca długów mogła być karana więzieniem do 91 dni. Te przykłady, chociaż z nieodległej przeszłości, w dzisiejszych realiach wydają się zbyt restrykcyjne. W rozwiniętych gospodarkach problem zbytniego zadłużenia konsumentów narastał, wraz z coraz powszechniejszym stylem życia na kredyt. Na skutek tego procesu, problemy ze spłatą kredytów stawały się problemem społecznym. Dłużnicy, często z nie swojej winy, wpadali w spiralę długów, co w konsekwencji wykluczało ich z życia społecznego. Okazało się, że życie na jego marginesie było kosztowniejsze, niż pomoc w spłacie, a nawet całkowite oddłużenie. Mimo wszystko nawet teraz upadłość konsumencka nie jest wcale tak powszechna, jakby się mogło zdawać. Nawet w Stanach Zjednoczonych, tak chętnie przywoływanych przez zwolenników tego rozwiązania, ostatnie zmiany w prawie zdecydowanie utrudniają łatwe ogłoszenie bankructwa. Podobne myślenie zaczyna przeważać w i tak już restrykcyjne podchodzących do niespłacających swoich długów Niemczech.

Modele regulowania upadłości konsumenckiej w różnych krajach można podzielić według różnorakich kryteriów. W wielu przypadkach podkreśla się ideę nowego startu, edukacyjną i socjalną. O ile niewypłacalność firm, która w efekcie może doprowadzić do ogłoszenia upadłości, jest zjawiskiem częstym w gospodarce rynkowej, to analogia upadłości konsumenckiej do przedsiębiorstwa nigdy nie będzie pełna. Wynika to z prostej przyczyny. Konsument nie „umiera”, gdy stanie się niewypłacalny. Zmienia się jedynie stosunek do zawartych wcześniej umów i są one kontynuowane, ale już na odmiennych warunkach. Wychodząc z tego założenia, tak ważną rolę pełni prewencja i rola edukacyjna, czyli podejście, że trzeba być odpowiedzialnym za swoje długi i je spłacać, a nie przerzucać koszty swojej niefrasobliwości na innych członków społeczności. Dlatego zachodnie systemy stwarzają przywilej upadłości jedynie dla konsumentów uczciwych, ale skrzywdzonych przez los. Za taką sytuację można uznać wypadek, długotrwałą chorobę, śmierć członka rodziny, ale również utratę pracy. Wszystkie te wydarzenia mogą spowodować kłopoty finansowe, które doprowadzą do niewypłacalności nawet uczciwych kredytobiorców. Oddłużenie jest zatem nagrodą i szansą dla takich osób, by mogły rozpocząć życie wolne od długów, których nie mogą spłacić z przyczyn od siebie niezależnych.

Oddłużenie po polsku, czyli furtka dla oszustów

W Polsce powstały jak do tej pory trzy projekty ustaw, które dotyczą oddłużenia osób fizycznych, nie prowadzą działalności gospodarczej i nie są wspólnikami spółek. Przewidują jednak odmienne wymogi wobec dłużnika, jak i sposoby prowadzenia postępowania. Największą szansę na uchwalenie ma projekt PiS. Niestety wydaje się, że chociaż jej ustawodawcom przyświecają szczytne cele, to proponowany projekt ma kilka dziur, które mogą spowodować, że z upadłości konsumenckiej skorzystają nie najbardziej potrzebujący, a oszuści. Dlaczego? Wbrew ukrytym intencjom, nowa ustawa nie spełni funkcji socjalnej, czyli oddłużenia najbiedniejszych. Politycy chcieliby bowiem problem pomocy takim osobom przerzucić na barki podatników – obecnych i potencjalnych klientów banków. Wydaje się jednak, że w tym przypadku mogą się przeliczyć, bo problem ze spłatą mają przede wszystkim ludzie biedni, którzy zadłużają się z konieczności, a nie ze względu na zaspokojenie bardzo wysokich aspiracji, jak to ma często miejsce w krajach zachodnich. W przypadku tych pierwszych osób, anulowanie zadłużenia w stosunku do instytucji finansowych, w żaden sposób nie rozwiązuje ich problemów. Prawie zawsze takie osoby mają problemy z uregulowaniem czynszu za mieszkanie, opłat za media, telefon, itp. W tym przypadku ustawa nie znosi ich zadłużenia, a jedynie utrudni im lub wręcz uniemożliwi dostęp do pieniędzy z banku. W efekcie jeśli będą chcieli je zdobyć w legalny sposób, muszą skorzystać z usług firm działających w szarej strefie. Banki i pośrednicy albo zrezygnują z kredytowania tego segmentu klientów, albo wykorzystają istniejące sposoby zabezpieczenia swoich interesów, czyli zastaw, lub poręczenie żyrantów. Niestety wyeliminuje to dla przynajmniej części klientów „kredyt w 15 minut”, czy łatwy dostęp do karty kredytowej. Intencje ustawodawców są jak najbardziej szlachetne, jednak należy zauważyć, że w żadnym kraju nie funkcjonują jednocześnie tak restrykcyjna ustawa antylichwiarska i jednocześnie liberalna ustawa o upadłości konsumenckiej. Nowością w stosunku do światowych rozwiązań jest fakt, że upadłości likwidacyjnej nie ogłasza sąd, jak to jest przyjęte na innych rynkach. Zachodzi obawa, że najwięcej na planowanych zmianach skorzystają osoby nieuczciwe, które zadłużą się maksymalnie, żeby zaraz potem ogłosić bankructwo. Raczej trudno uwierzyć, że zdobyte w ten sposób majątki, przepisane na bliskie osoby, będą im szybko odbierane. W efekcie może dojść do sytuacji jaka ma teraz miejsce w Wielkiej Brytanii. Banki albo ograniczą dostępność do kredytów, albo przerzucą koszty związane z upadłością na wszystkich klientów posiadających rachunki bankowe. Oczywiście to pesymistyczny scenariusz, jednak dość prawdopodobny, jeśli dokładnie przestudiuje się obecną propozycję ustawy. Nie zawiera ona bowiem ograniczeń dopuszczalności postępowania upadłościowego od zachowania dłużnika po powstaniu zobowiązania, ani od przyczyn jego niewypłacalności. Co więcej sam proces upadłości ma być długotrwały i bardzo kosztowny, a przecież ideą jest szybka pomoc w powrocie do społeczeństwa. W tym zakresie z całą pewnością należy projekt poprawić, zwłaszcza po to, żeby do bankructwa zamknąć drogę oszustom.

Komentarz Michała Macierzyńskiego, analityka Bankier.pl

Ustawa o upadłości konsumenckiej jest z całą pewnością potrzebna. Polacy coraz chętniej się zadłużają i powinniśmy już teraz pomyśleć o takim rozwiązaniu systemowym. Przy jej uchwalaniu należy jednak zachować rozsądek i nie kierować się popularnością pewnych haseł. Problem nie leży, tak jakby chcieli niektórzy politycy, tylko po stronie banków. Osobom, które już teraz kwalifikują się do upadłości konsumenckiej, oddłużenie w instytucjach finansowych niewiele pomoże. Pozostaną im inne długi, np. w spółdzielniach, za gaz, prąd, telefon, ale również w ZUS i Urzędzie Skarbowym, których w ten sposób nie można anulować. Problemu zatem się nie rozwiąże, jeśli te osoby nie znajdą pracy. Co ciekawe, jak pokazują najnowsze badania Instytutu Rozwoju Gospodarczego SGH nad stosunkiem Polaków do upadłości konsumenckiej, większość, bo aż 54,4% ankietowanych jest przeciwna wdrożeniu tego pomysłu i uważa, że każdy powinien spłacać własne długi. Z drugiej strony 40,5% badanych jest skłonna zaakceptować ogłoszenie bankructwa przez osoby fizyczne pod warunkiem, że niewypłacalność nie wynikała z ich winy. Wydaje się zatem konieczne, żeby nowa ustawa bardziej koncentrowała się nad programem naprawczym, niż działaniu wbrew interesom wierzycieli. W krajach, gdzie upadłość jest popularna, głównym zadaniem takich ustaw jest zapobieżenie wpadnięciu w spiralę długów. Zadłużony ponad miarę dłużnik przedstawia plan spłaty swoich wierzytelności, rozłożony nawet na kilka lat. Jest on akceptowany przez sąd lub specjalnie powołane ku temu komisje i wierzycieli. Dzięki temu konsument nie musi się obawiać, że mimo bieżącej spłaty będzie obciążany wysokimi, karnymi odsetkami. Ma zatem szansę wyjścia z dołka finansowego i cały czas pozostaje w społeczeństwie. Tego właśnie brakuje obecnie w Polsce, gdzie legalne dochody podatnika, nawet takiego, których chce uregulować swoje zobowiązania, szybko zajmowane są przez komornika. Niestety koszty odsetek i windykacji są obecnie na tyle wysokie, że wiele osób nie widzi szansy wyjścia z sytuacji i pozostaje w szarej strefie. Dobra ustawa rozwiązałaby problem, wprowadzając możliwość anulowania długów tylko w naprawdę wyjątkowych sytuacjach. W ten sposób zachowane będą interesy wszystkich stron. W Polsce dużym problemem jest niewydolny system sądowniczy. Z tego powodu nie można skopiować rozwiązania znanego z USA. Niestety ustawodawcy chcą w takiej sytuacji zafundować nam ewenement w skali światowej i w ogóle zrezygnować z rozpatrzenia sprawy przez sąd – nawet w przypadku ogłoszenia upadłości, tak jak ma to miejsce we Francji.

Co najważniejsze w całej sprawie, za przyjęciem ustawy, z pewnymi zastrzeżeniami, opowiadają się zarówno Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, jak i Związek Banków Polskich. Nie ma zatem tutaj konfliktu o samą ideę ustawy, a jedynie o jej kształt. Złe rozwiązania mogą bowiem bardziej zaszkodzić rozwojowi polskiego rynku consumer finance, niż komuś pomóc. Już teraz konkurencja sprawiła, że karty kredytowe z elitarnego, stały się produktem masowym. Podobnie sytuacja wygląda z kredytami gotówkowymi. Jeszcze nie tak dawno szybki dostęp do gotówki gwarantował pewnym grupom społecznym praktycznie jedynie Provident. W tym momencie dla większości z nich, taką propozycję ma w swojej ofercie praktycznie każdy bank detaliczny.

Już wkrótce przekonany się zatem, jaką drogę wybiorą ustawodawcy, którzy obecnie dają sprzeczne sygnały. Z jednej strony, w trosce o klientów z mniejszą zdolnością kredytową, chcą im ograniczyć dostęp do kredytów, a z drugiej tworzą prawne możliwości ucieczki od długu dla oszustów, którzy wykorzystają ustawę do wzbogacenia się kosztem pozostałych klientów. Zachodzi obawa, że już za kilka miesięcy zaleją nas reklamy na wzór tych z Wielkiej Brytanii, nawołujące do łatwego porzucenia długu i promującego dla swoich zysków ten sposób rozwiązywania problemów finansowych. Społeczeństwo bankrutów stałoby się wówczas rzeczywistością, oczywiście ze szkodą dla wszystkich uczciwie spłacających swoje długi. Być może warto zatem wyciągać wcześniej wnioski z nieskutecznych rozwiązań z rozwiniętych rynków finansowych i nie powtarzać niepotrzebnie popełnionych przez innych błędów. Przykład Wielkiej Brytanii pokazuje bowiem wyraźnie, że nie wszystkie stosowane tam rozwiązania są w naszej sytuacji dobre. To również ciekawa konkluzja w momencie powoływania tzw. supernadzoru, który wzorowany jest m.in. na rozwiązaniach brytyjskich.