Zmierzch walutowych kredytów hipotecznych

Do lamusa odchodzą kredyty denominowane w walutach obcych. Skończy się spekulowanie walutą poprzez nieruchomości, czyli jeden z najdziwniejszych i najkosztowniejszych instrumentów pochodnych.

Kredyty walutowe miały zarówno żarliwych wyznawców, jak i niezłomnych przeciwników. Po kilku latach narodowego spekulowania podsumujmy, co się działo na rynku kredytów walutowych. Niektórzy słono płacą za miraż taniego kredytu.

Walutowi spekulanci kredytowi

Motywem zaciągania kredytów w walutach obcych była zawsze próba osiągnięcia niższych odsetek i jednocześnie amatorska gra na zwyżkę waluty krajowej. Gdy w Polsce frank szwajcarski kosztował 2 złote, nierzadkie były głosy, że wkrótce osiągniemy parytet. Nic bardziej mylnego, a sytuacja szybko się odwróciła.

Dramatyzm polegał na tym, że winni w znacznej mierze byli sami kredytobiorcy. Zaciągając kredyty we frankach, wymieniali je pośrednio w bankach na złote, wypłacane sprzedającym mieszkania i domy. Tym samym nakręcali popyt i sami przyczyniali się do gwałtownego umacniania złotego. Globalny kryzys finansowy dołożył swoje. Dziś polscy kredytobiorcy, którzy zaciągnęli kredyt w 2008 roku, gdy frank szwajcarski kosztował 2 zł, mają do spłaty dług o blisko 75 proc. wyższy. Kto pożyczył cztery lata temu 300 tys. zł na mieszkanie, według obecnego kursu ma do spłaty blisko 500 tys. zł!

Jedynym pocieszeniem jest to, że w 2006 roku w Polsce wprowadzono pierwszą Rekomendację S. Wymagała ona wyższej zdolności kredytowej i wyższych dochodów, więc polscy kredytobiorcy lepiej spłacają kredyty walutowe niż znajdujący się w podobnej sytuacji Węgrzy. Co dziesiąty kredytobiorca na Węgrzech ma dziś opóźnienia w spłacie, w Polsce na razie tylko co pięćdziesiąty.


Źródło: www.bankier.pl

Przepłacone mieszkania

I podczas boomu kredytowego, i dziś trwają gorące dyskusje o tym, czy ceny mieszkań są już wystarczająco wysokie lub o ile jeszcze spadną. Tymczasem w warunkach dostępności kredytów cena odgrywa rolę uboczną. Jeśli kredytobiorcy mają wystarczającą zdolność kredytową, to niemal automatycznie decydują się na zakup. Uniknięcie takich sytuacji, które są również prostą ścieżką do pętli długów, jest finansowanie z obowiązkowym udziałem własnym. Wkład własny jest również potrzebny, żeby skracać okres kredytowania.

Polak-Węgier dwa bratanki

Pod względem umiłowania do kredytów walutowych Polacy byli podobni do Węgrów. Chętnie zadłużali się we frankach i euro, licząc na niższe stopy procentowe. Węgrzy zapłacili jednak za powszechne kredytowanie we franku szwajcarskim stagnacją gospodarczą. W Polsce na szczęście kłopoty frankowiczów miały mniejszy zakres i nie wpłynęły na kondycję gospodarki. Na Węgrzech kredytów tego rodzaju było niemal dwa razy więcej niż u nas, mimo że nad Dunajem mieszka czterokrotnie mniej ludności. Dziś Węgry borykają się z problemami gospodarczymi, a akcja kredytowa w ogóle zamarła. Banki boją się udzielać kredytów, bo rząd węgierski zamroził kurs forinta dla kredytów. Straty banków i kredytobiorców przerodziły się w kryzys finansowy całego kraju. Pokazuje to zagrożenie, jakim jest kredyt walutowy, który z kredytobiorcy robi spekulanta.

W warunkach rozwijającej się polskiej gospodarki widać systematyczny wzrost cen nieruchomości, jeśli porówna się średnie ceny transakcyjne w ostatnich 10 latach. Kłopot w tym, że dla kredytów walutowych, gdzie kurs walutowy wywindował wartość długu na bardzo wysoki poziom, i tak oznacza to ujemną wartość hipoteczną. Sprzedaż mieszkania nie pokryje kredytu! Takich osób w Polsce może być 200 tysięcy. Najmniejszym wymiarem kary jest dla nich stres związany z wysokością długu i wartością raty. Póki są dochody, to można spłacać kredyty, nawet wysokie. A dochody zależą od kondycji gospodarki – stosunkowo dobrej w przypadku Polski, stagnacyjnej na Węgrzech.

Banki i klienci wyciągają wnioski

Po radosnym pożyczaniu środków we frankach, dolarach czy euro pozostał duży problem. Jest to problem kredytobiorców, którzy coraz dotkliwej odczuwają drożyznę kredytu walutowego. Nie zmieniają tego cytowane co jakiś czas dane o niskiej szkodowości portfela kredytów walutowych. Cytujący te dane podejrzanie często zapominają, że kredyty denominowane stawiane do natychmiastowej spłaty są automatycznie przewalutowywane na złote. Dla klienta, który popadł w kłopoty, oznacza to kłopoty do kwadratu. Zasada zaciągania kredytów w tej walucie, w której się zarabia, całkowicie sprawdziła się podczas kryzysu finansowego. Szkoda jedynie, że znaczna część klientów banków musiała słono zapłacić za tę naukę.

Kredytobiorcy chcieliby, żeby kredyty hipoteczne były jak najtańsze. Ale biznes bankowy to nie jest koncert życzeń – banki działają w okolicznościach rynkowych. A na rynku takim jak Polska rzeczywisty koszt finansowania w długim okresie ciągle jest wyższy o kilkadziesiąt procent niż w strefie euro. Taniego kapitału w Polsce nie ma i nigdy nie było wbrew temu, co sądzili miłośnicy kredytów walutowych. I dopóki nie znajdziemy się w strefie euro lub tym, co ją zastąpi, dopóki nie będziemy w stanie tworzyć lub przyciągać długoterminowego kapitału, dopóty nie ma co liczyć na tanie kredyty hipoteczne. Bo tylko duży może więcej.

Źródło: PR News