A-Z Finanse: Jak liście na wietrze

I tak było do momentu, gdy przyszła informacja o kłopotach z płynnością dużego brytyjskiego banku, udzielającego kredytów pod hipotekę. Inwestorów te doniesienia zmroziły, bowiem były niezbitym dowodem na to, że amerykański kryzys nie spłaconych kredytów jest zaraźliwy. I piątek w Warszawie skończył się na sporym minusie.

Ale z perspektywy całego minionego tygodnia sytuacja na parkiecie nie wygląda tak jednoznacznie. Mimo niskiego popytu, o czym świadczą bardzo mizerne obroty utrzymujące się na giełdzie przez cały tydzień, pieniędzy inwestorów wystarczyło, by podbić nieco ceny akcji największych spółek. Indeks WIG20 zyskał od poniedziałku do piątku ponad 2 proc. Tydzień zakończył nieco ponad granicą 3600 pkt. I o ile jeszcze kilka dni wcześniej inwestorzy drżeli o to, by nie spadł poniżej 3500 pkt. (to by otworzyło drogę do fali bessy i spadku o kolejne 5-7 proc.), o tyle dziś – nawet pomimo piątkowego zawodu – wciąż mogą mieć resztki nadziei na to, że uda się przebić przez strefę 3600-3650 pkt. i rozpocząć atak na historyczne rekordy.

Gorzej, że rynek ciągną w górę – i to nie bez kłopotów – niemal wyłącznie największe spółki. Indeks średniaków mWIG w skali całego ubiegłego tygodnia stracił ponad 2 proc., a przez większość sesji więcej było spółek spadających, niż rosnących. Trudno wyobrazić sobie bicie historycznych rekordów przy braku zainteresowania mniejszymi spółkami i przy tak mizernych, jak ostatnio obrotach. Choć wszystko jest możliwe – w zaczynającym się tygodniu karty, także na naszym parkiecie, może rozdawać amerykański bank centralny Fed. Jeśli mocno obniży stopy procentowe – będzie szansa na większy optymizm graczy. Jeśli nie obniży – rynki na całym świecie mogą zareagować bardzo nerwowo. Trzeba też nasłuchiwać wieści z Wielkiej Brytanii, bo jeśli kolejne instytucje finansowe zaczną mieć kłopoty ze złymi kredytami, to z pewnością inwestorzy nie potraktują tego jako sygnału do zakupów akcji.