A-Z Finanse: Mała porcja optymizmu

Ostatecznie WIG20 zyskał 0,3 proc., zaś indeksy giełdowych średniaków i maluchów mWIG i sWIG poszły w górę o 0,9-1,1 proc. Trudno mówić o przygniatającej przewadze kupujących, bo na każde dwie drożejące spółki przypadała jedna taniejąca. Obroty też nie powalają na kolana – ich wartość ledwie przekroczyła 1,1 mld zł. Popyt jest więc mikry i tylko wstrzemięźliwości sprzedających zawdzięczamy utrzymanie status quo na parkiecie.

To cieszy, tym bardziej, że sztuka ta nie udawała się kolegom polskich inwestorów, handlującym na giełdach zachodnioeuropejskich. Wprawdzie brytyjski indeks FTSE skończył dzień na 0,2-proc. plusie, ale już francuski CAC o tyle samo obniżył swoją wartość. A na Węgrzech inwestorzy musieli przełknąć gorzką pigułkę w postaci spadku indeksu BUX o ponad 1,2 proc. W poniedziałek nie pracowały giełdy w USA, a pozbawieniu drogowskazów zza Oceanu inwestorzy zachodnioeuropejscy chętnie sprzedawali, niż kupowali akcje.

Relatywnie dobra postawa warszawskiego parkietu na tle innych rynków nie przesądza o kierunku, w którym średnioterminowo podąży giełda. WIG20 w dalszym ciągu nie pokonał strefy 3600-3650 pkt. i w dalszym ciągu tkwi w połowie dystansu pomiędzy dnem sześciotygodniowych spadków, a szczytami niedawnej hossy. Póki co na horyzoncie nie widać żadnych czynników, które pozwalałyby sądzić, że inwestorzy już teraz wyrwą się z tego marazmu.