Czarne chmury nadeszły nad warszawską giełdę z parkietów światowych. Co prawda jeszcze środowy wieczór na Wall Street był bardzo optymistyczny, podobnie jak notowania giełd azjatyckich we wczesny czwartkowy poranek, ale w ciągu dnia francuski bank BNP Paribas zmroził inwestorów informacjami, że ma kłopoty z wyceną kilku swoich funduszy, inwestujących pośrednio na rynku amerykańskich kredytów hipotecznych wysokiego ryzyka. Inwestorzy przypomnieli sobie, że część Amerykanów może mieć kłopoty ze spłatą swoich kredytów hipotecznych, co niewątpliwie przełożyłoby się na stan całej gospodarki światowej.
I to właściwie jedyny powód, który spowodował, że mimo umiarkowanie pozytywnego startu notowań (kilka dziesiątych procenta w przypadku najważniejszych indeksów) ceny akcji zaczęły wolno, aczkolwiek systematycznie osuwać się w dół. I dopiero w ostatnich kilkunastu minutach sesji indeksy lekko odbiły od dna. Ale to nie zmieniło minorowych nastrojów na parkiecie. Choć oczywiście były w czwartek spółki, na których można było godziwie zarobić. Jednym z takich rodzynków była Agora, właściciel dziennika „Gazeta Wyborcza”. Wzrost o 7 proc. – a w czasie sesji nawet o prawie 9 proc. – był nagrodą za dobry raport o wynikach za drugi kwartał, opublikowany przez spółkę w czwartek przed sesją.
Czy czwartkowa przecena akcji oznacza początek kolejnej fali spadków na parkiecie? Nie można tego wykluczyć, ale z drugiej strony miejsca na dalszy zjazd cen nie ma już zbyt wiele. Ceny papierów małych i średnich spółek są dziś niższe o 15 proc. od rekordowych, zaś WIG20 jest już tylko o krok od strefy 3550-3500 pkt., gdzie analitycy wyznaczają twarde dno.