Trudno się oprzeć wrażeniu, że ceny większości spółek – nie takiej znów przygniatającej, bo spółek drożejących było tylko o 30 więcej, niż taniejących – wzrosły nie tyle dzięki inwestorskim zakupom, ile wskutek braku sprzedających, którzy na razie jeszcze wierzą, że kilkudniowe osłabienie jest tylko przerwą i zbieraniem sił przed powrotem indeksów w okolice historycznych szczytów. Właściwie szczyty są tylko w zasięgu największych spółek i ich indeksu WIG20, bo indeksy mWIG i sWIG straciły zbyt wiele w czasie sześciu tygodni spadków i mają do odrobienia wciąż duży dystans.
Z punktu widzenia prognoz na przyszłość najbliższe sesje będą dla inwestorów bardzo ważne. Gracze muszą odpowiedzieć na pytanie, czy rachityczne odbicie ze środy uda się potwierdzić w najbliższych dniach. Gdyby się to nie udało, a WIG20 wróciłby pod linię 3650 pkt. (na razie ma jeszcze 50 pkt. zapasu), bardzo prawdopodobny stałby się scenariusz powrotu cen do dna z drugiej połowy sierpnia. Czyli spadek aż o 10-12 proc. Na razie szanse na obronę kluczowego poziomu 3650 pkt. wydają się spore, także z powodu powolnej poprawy nastrojów na giełdach światowych. Choć przecież nie sposób zapomnieć, że w ostatnich dniach nasza giełda jest wyraźnie słabsza od innych rynków.