O tym, że rynek wybudza się z letargu, świadczą choćby obroty. Były w czwartek znacznie niższe od tych z poprzedniej sesji (wtedy wyniosły ponad 1,8 mld zł), ale wartość niecałe 1,4 mld zł też nie należy do najniższych, zwłaszcza w kontekście niedawnej mizerii. Rynek się ożywił, a to oznacza, że rosną szanse na wybicie z płaskiego trendu. Na razie jeszcze ono nie nastąpiło: WIG20 musiałby przebić się przez strefę 3100-3150 pkt. To otworzyłoby drogę do wzrostu nawet do 3300 pkt., co przekładałoby się na przeciętny wzrost cen akcji o 10 proc. od obecnego poziomu. Niemało.
Póki co nasi inwestorzy muszą jednak uzbroić się w cierpliwość. W czwartek w całej Europie przeważały spadki i naszej giełdy nie pomogły nawet lepsze od oczekiwań wyniki kilku dużych banków. Przyczyną były obawy inwestorów światowych dotyczące inflacji i rosnących cen ropy.
Bank Zachodni WBK pochwalił się w pierwszym kwartale bieżącego zyskiem 243 mln zł, PKO BP zarobił na czysto 951 mln zł, a Pekao – 1,14 mld zł.
We wszystkich przypadkach było to więcej od prognoz. To, że bankom udaje się poprawiać zyski pomimo mniejszego zarobku na prowizjach ze sprzedaży funduszy inwestycyjnych jest naprawdę dużym sukcesem i powinno się przełożyć na dowartościowanie akcji instytucji finansowych na giełdzie.