Bańka na niemieckim rynku nieruchomości

Trudno mówić o jednorodnym rynku nieruchomości w Niemczech, gdzie 40% osób mieszka w wynajmowanych mieszkaniach, a  dużą rolę odgrywa regionalne zróżnicowanie warunków socjo-ekonomicznych.

Eksperci i autorzy Global Real Estate Bubble Index, ostrzegający przed pęknięciem bańki na niemieckim rynku nieruchomości, mają więc głównie na myśli sytuację w Monachium, Frankfurcie nad Menem oraz Düsseldorfie. Stolica Bawarii stała się obecnie najbardziej zagrożoną pod tym względem metropolią na świecie.

fot. kawing921, yay foto

Powodem wzrastającego ryzyka jest specyficzna sytuacja na niemieckim rynku nieruchomości w ostatnich latach. Spadające stopy procentowe spowodowały, że zamożni Niemcy szukają bezpiecznej lokaty dla swoich pieniędzy, a preferowaną opcją są nieruchomości. Skumulowany kapitał natrafił na idealne warunki w miastach, które po wielu latach stagnacji i problemach demograficznych od 2010 roku przyciągają coraz więcej młodych ludzi z niemieckich peryferii, ale także z zagranicy. Jeszcze w grudniu 2009 roku liczba mieszkańców w Monachium wynosiła niecałe 1 400 000. We wrześniu 2019 roku jest to już 1 552 762. Wraz z ciągłym napływem mieszkańców i dzięki dobrej koniunkturze gospodarczej ceny rosną w szybkim tempie. W porównaniu z 2014 rokiem podwoiła się wartość gruntów w monachijskich dzielnicach Lehel, Glockenbachviertel i Maxvorstadt. Na rynku wynajmu wzrost cen przebiega wolniej, lecz w porównaniu z innymi niemieckimi miastami Monachium jest dziś miastem bardzo drogim. W 2009 roku cena wynajmu wynosiła średnio 10,57 euro/m2. Obecnie sięga 16,42 euro/m2.

Szwajcarski bank USB, który analizuje indeks ryzyka na światowych rynkach nieruchomości, zwraca uwagę, że to właśnie we Frankfurcie nad Menem i w Monachium ma miejsce kolosalna różnica między wzrostem dochodów a wzrostem cen nieruchomości. Na dłuższą metę takie różnice mogą doprowadzić do krachu na rynku. Inwestorzy wkroczyli już na ścieżkę spekulacji, ponieważ znaczne wzrosty cen uniemożliwiają realne czerpanie zysków z wynajmu. Obecnie właściciel mieszkania w Monachium musiałby czekać 37 lat, aż zwróci mu się ta inwestycja.

Dla zwykłych obywateli kupno własnego mieszkania w miastach takich jak Frankfurt czy Monachium od lat staje się coraz mniej realne. Tym bardziej skłania to do wynajęcia mieszkania i płacenia czynszu inwestorom, którzy, jak zwraca uwagę USB, zaciągają coraz wyższe, niekiedy wręcz astronomiczne kredyty. W ten sposób dochodzi do oddalenia się rynku od podstawowych i fundamentalnych realiów, pozwalających na podejmowanie racjonalnych decyzji.

W kontekście nadchodzącego pęknięcia bańki spekulacyjnej w Monachium i Frankfurcie nie wymieniono Berlina. Tymczasem w sprawach mieszkaniowych miasto to jest najgłośniejszym tematem w Niemczech. Niegdyś Berlin święcił pustostanami i był synonimem bardzo niskich cen za wynajem atrakcyjnych mieszkań. Od około 10 lat sytuacja ta się zmienia. Berlin stał się modny i atrakcyjny. Mieszkania, będące dawniej w rękach przedsiębiorstw komunalnych, a teraz należące do międzynarodowych firm inwestycyjnych, są od kilku lat towarem deficytowym. Jest ich po prostu za mało w mieście, w którym 84% mieszkańców wynajmuje mieszkanie. Ceny wynajmu wzrosły także w Berlinie, lecz znacznie mniej niż w Monachium. Jednocześnie Berlin jest nadal jednym z najbiedniejszych miast Niemiec, gdzie przeciętna płaca miesięczna nie sięga nawet średniej krajowej. Utrudniony dostęp do mieszkań na wynajem, wzrost cen oraz fakt, że są to mieszkania czysto inwestycyjne, a zyski z nich odpływają często zza ocean, spowodował, że Berlińczycy wyszli na ulice. Protestujący żądają odkupienia mieszkań wcześniej sprzedanych przez miasto na wolnym rynku. I robią to dość skutecznie, gdyż udało im się wywrzeć na ustawodawcę presję, która doprowadziła do ustawy zabraniającej podwyżek cen najmu przez następne pięć lat.

Aleksandra Fedorska