W zeszłym roku największe amerykańskie banki odnotowały wyraźny spadek przychodów. Ale to dopiero początek długofalowego procesu, za którym będą szły zwolnienia w branży finansowej i spadek znaczenia całego sektora.
Za nami publikacje raportów kwartalnych największych banków w Stanach Zjednoczonych. Z „wielkiej czwórki” zyskami rozczarował jedynie Citigroup, który zarobił o jedną piątą mniej od prognoz analityków. Bank of America, JP Morgan Chase oraz Wells Fargo zaprezentowały solidne (ten ostatni wręcz rekordowe) zyski, czego spodziewali się giełdowi eksperci i inwestorzy.
Jednakże zarówno inwestorzy jak i cała branża finansowa nie mogli być zadowoleni ze spadających obrotów. W czwartym kwartale Citigroup i JP Morgan zaskoczyły analityków silnym spadkiem przychodów. W całym 2011 roku JP Morgan, Citi, Wells Fargo i BofA odnotowały regres sprzedaży, wahający się od 4% do 17%.
Wybrane wyniki finansowe w czwartym kwartale 2011 roku (dane w mld USD).
Bank |
Zysk netto |
Zmiana zysku netto rdr |
Przychody |
Zmiana przychodów rdr |
JP Morgan Chase |
3,7 |
-23% |
22,2 |
-16,9% |
Bank of America |
2,0 |
strata netto: 1,2 |
25,1 |
-13,5% |
Citigroup |
1,2 |
-7,7% |
17,2 |
-7,0% |
Wells Fargo |
4,1 |
+20% |
20,6 |
-4,1% |
Źródło: Dział Analiz Bankier.pl na podstawie raportów kwartalnych spółek.
Banki sprzedają kredyty. Każdy wykreowany dług to przychody z opłat, prowizji i odsetek. W zeszłym kwartale najbardziej ucierpiała bankowość inwestycyjna, w ramach której bankierzy pośredniczyli przy sprzedaży i handlu obligacjami, akcjami i walutami. W przypadku Bank of America oraz JP Morgan spadek przychodów w tym segmencie sięgnął 30%. Podobnym regresem „pochwaliły” się też największe banki inwestycyjne z Wall Street: Goldman Sachs oraz Morgan Stanley.
Paradoks taniejącego kredytu
Mamy więc swoisty paradoks: mimo niemal zerowych stóp procentowych coraz mniej ludzi w Ameryce chce się zadłużać. Popyt spada, wymuszając obniżkę marż i cięcia etatów – zwłaszcza w bankowości inwestycyjnej. To element większej układanki i zmiany trendu zapoczątkowana w roku 2008. Zachód tonie w długach i nawet obniżenie ceny kredytu praktycznie do zera nie skłania do zwiększenia zadłużenia, które w przypadku amerykańskich konsumentów wciąż sięga niemal 100% PKB.
Finansiści mówią, że świat Zachodu się delewaruje. To znaczy, że konsumenci i przedsiębiorstwa (a od niedawna także europejskie rządy) zaczynają spłacać stare długi i nie chcą (bądź nie mogą) zaciągać nowych. To oznacza, że banki będą sprzedawać coraz mniej kredytów. Kurczyć się będą ich przychody oraz portfel aktywów. Sektor finansowy w USA i Europie Zachodniej będzie się zwijał zapewne do końca tej dekady, co będzie oznaczało spadek zapotrzebowania na usługi bankierów.
I bardzo dobrze. Na przełomie XX i XXI wieku sektor finansowy rozrósł się do monstrualnych rozmiarów, narzucając na realną gospodarkę swoisty „podatek bankowy”. Bo przecież przychody banków to koszty dla konsumentów i przedsiębiorstw ograniczające potencjał do produkowania i konsumowania realnych dóbr i usług. W przededniu wybuchu kryzysu sektor finansowy odpowiadał za 8% PKB Stanów Zjednoczonych, choć 30 lat wcześniej jego udział nie przekraczał 4%. Aż do roku 1982 w skład średniej przemysłowej Dow Jonesa (DJIA) nie wchodziła ani jedna korporacja finansowa, a latem 2007 było ich aż pięć (z 30).
Obecnie w skład DJIA wchodzą cztery spółki finansowe: American Express, Bank of America, JP Morgan i Travelers. W 2011 roku cztery największe amerykańskie banki wygenerowały ponad 350 miliardów dolarów przychodów, co stanowi 2,3% PKB Stanów Zjednoczonych. Moim zdaniem amerykański sektor bankowy czeka jeszcze wiele lat restrykcyjnej diety, która pozwoli mu wrócić do formy sprzed kryzysu.
Krzysztof Kolany
Źródło: PR News