Warunkiem przystąpienia Polski do struktur europejskich było respektowanie prawa unijnego na terenie naszego kraju. Dyrektywa EPD 2002/91/WE z 16 grudnia 2002 r. dotycząca charakterystyki energetycznej budynków, wymusza od naszych legislatorów dostosowanie polskiego prawa budowlanego do wymogów wspomnianej dyrektywy.
Na jesieni pod obrady Sejmu trafi projekt zmiany ustawy Prawo budowlane, przygotowany przez Ministerstwo Infrastruktury. Zgodnie z tym, co przygotowali ministerialni eksperci, każdy budynek, w tym budynek mieszkalny, wprowadzany do obrotu: sprzedawany, wynajmowany, a nawet pochodzący z darowizny lub spadku, będzie musiał posiadać sporządzoną specjalnie dla niego tzw. charakterystykę energetyczną. W praktyce oznacza to przebadanie zużycia energii podczas zwykłych czynności związanych z eksploatacją lokalu mieszkalnego, co pozwoli wycenić jej miesięczne zużycie.
Certyfikat takiej charakterystyki, ważny przez 10 lat, przygotują specjaliści z odpowiednimi uprawnieniami budowlanymi. Certyfikat nie dotyczy obiektów niemieszkalnych, eksploatowanych nie dłużej niż dwa lata oraz zabytków architektury.
Cel przyświecający ekspertom unijnym był chwalebny: ograniczyć zużycie energii w gospodarstwach domowych o ponad 50%, który to spadek, ich zdaniem, jest możliwy przy odpowiednich działaniach ekonomicznych. Przepis ten ułożony został z myślą głównie o nowych państwach członkowskich UE. Mechanizm rynkowy, jaki zostałby przy tej okazji stworzony, przyczyniłby się również do powstawania budynków energooszczędnych, a więc proekologicznych. W dalszej zaś kolejności certyfikat energetyczny przyczyniłby się do poprawy bezpieczeństwa energetycznego kraju, na terenie którego będzie on obowiązywać. Szczególnie w Polsce, gdzie problem bezpieczeństwa energetycznego podnoszony jest co pewien czas, rozwiązanie takie może budzić entuzjazm. Jednakże właśnie w Polsce temat certyfikatu energetycznego wywołał w ostatnim czasie sporo emocji, głównie na rynku nieruchomości.
Z jednej strony przepis o konieczności sporządzania certyfikatu energetycznego może mieć pozytywne skutki, gdyż pomoże uświadomić właścicielom, jak bardzo energochłonne są budynki, w których mieszkają. Daje to nadzieję na modernizację nieruchomości, a w dłuższej perspektywie czasowej zmniejszenie kosztów zużycia energii, czasem dość mocno odczuwalnych w domowych budżetach. Zmniejszą się wpływy firm energetycznych, ale zyska środowisko.
Dla kupujących mieszkanie będzie to wiarygodna informacja, w jakim stanie jest budynek, z jakimi eksploatacyjnymi opłatami należy się liczyć. Kupujący będzie zatem miał możliwość wyboru lokalu lepszego z punktu widzenia energooszczędności albo argument do negocjacji ceny w przypadku wysokiej energochłonności.
Minusem przygotowywanych zmian jest brak ostatecznej wersji projektu – ustawa ma być uchwalona przez Sejm jesienią br., a obowiązywać ma od 2009 r. Kolejny problem to brak przeszkolonych audytorów – ostateczne wymogi, jakie mają spełniać, będą zawarte w ustawie. Może się więc zdarzyć, że przepisy zaczną obowiązywać, a nie będzie wystarczającej liczby audytorów mających uprawnienia do wystawienia certyfikatu.
No i jeszcze jedna ważna kwestia – koszt przeprowadzenia audytu, szacowany na około 1000 zł od lokalu (niezależnie od liczby lokali w budynku)!
Podniosły się też głosy, że przepis ten, jeśli wejdzie w życie, sparaliżuje w jakimś stopniu rynek nieruchomości w Polsce, ponieważ uczyni niesprzedawalnymi część obiektów będących w jego obrocie. Jednakże, choć każdy nabywca lub najemca budynku uzyska prawo żądania od jego właściciela okazania odpowiedniego certyfikatu energetycznego, to przypuszczać należy, że jego brak nie zniechęci nabywcy do kupna danego obiektu czy lokalu. Wszak częściej to kupujący dąży do nabycia nieruchomości.