Dwa giganty światowego rynku bankowego, Citigroup i HSBC, otworzą niebawem swoje oddziały w Chinach. Wejdą tym samym już na pełnych prawach na rynek chińskich finansów, wychodząc poza stadium posiadania tam tylko swoich przedstawicielstw.
Pozytywny obrót spraw wywołał niezwykły entuzjazm w szeregach HSBC, który jeszcze przed uzyskaniem decyzji nadzoru finansowego już oferuje lokaty w juanach, wychodząc tym samym do obywateli Chin i rozszerzając swoją ofertę. Bank planuje zwiększenie ilości swoich oddziałów z 28 do co najmniej 30 oraz działalność kredytową.
Citibank natomiast planuje oprócz powiększenia liczby swoich placówek także specjalne oferty dla kientów posiadających przynajmniej 0,5 mln dolarów depozytu. Wydaje się to być dobrym posunięciem zważywszy, że szacowana liczba mieszkańców spełniających te wymagania wynosi na rok 2010 ok. 200 mln.
Rewolucja na chińskim rynku finansowym wywołana jest przystąpieniem tego kraju do WTO czyli Światowej Organizacji Handlu. Dzięki zniesieniu licznych restrykcji, banki z innych części świata będą mogły działać na tych samych zasadach, co instytucje chińskie. Dla zagranicznych instytucji finansowych rynek chiński jest niezwykle atrakcyjny. Liczą one na pozyskanie ogromnej liczby klientów, a co z tego wynika – na większe dochody. O tym, że jest co w Chinach robić, mówi chociażby fakt, że w państwie liczącym 1,3 mld mieszkańców, karty posiada zaledwie 20 mln.
Pod uwagę wziąć tylko należy sytuację polityczną ponującą w tym kraju i założyć ewentualne problemy z przebiciem się na rynku. Nie wolno zapominać, że w Chinach nadal finanse są scentralizowane i rządzi nimi państwo. Przy tym ilość oddziałów banków państwowych jest w stosunku do oddziałów instytucji komercyjnych przytłaczająca (70 tys. do 214). Aby móc cokolwiek na tym rynku zdziałać, zachodni bankierzy wykupują więc akcje chińskich banków. Liczą, że chińskie instytucje, aby móc egzystować na nowych zasadach rynku, będą musiały pójść na giełdę. A wtedy sprawa już będzie prostsza.