Czy banki spółdzielcze wstydzą się korzeni?

Kilka dni temu Podkarpacki Bank Spółdzielczy zaprezentował nowe logo. Jest ono nowoczesne i nie kojarzy się z rolniczymi korzeniami spółdzielczości. Akronim skrzętnie ukrywa też słowo „spółdzielczy”. Podobny zabieg zastosowały już PS Bank, SK Bank czy chociażby neoBank. Czy to nowy trend u spółdzielców?


Do niedawna przeciętny Kowalski nie miał problemu z tym, by odróżnić bank spółdzielczy od banku o profilu uniwersalnym (ogólnopolskiego). Większość tych pierwszych miała bowiem w nazwie wyraźnie zaznaczoną swoją spółdzielczość. Logo też nie pozostawiało wątpliwości – często znajdowała się tam wariacja na temat kłosa zboża. Od pewnego czasu można jednak zaobserwować pewien trend – wyraz „spółdzielczy” dyskretnie znika z logotypów i znaków handlowych banków spółdzielczych, a logo staje się coraz bardziej nowoczesne, młodzieżowe.

Chyba najbardziej sztandarowym przykładem jest Wielkopolski Bank Spółdzielczy, który od kilku lat posługuje się nazwa handlową neoBank. Nie ma szans, by średnio zorientowany w meandrach bankowości klient, wchodzący na stronę www.neobank.pl, skojarzył nazwę z instytucją spółdzielczą – bądź co bądź wywodzącą się z małych miasteczek i wsi, kredytującą głównie rolników. Jest kolorowo, nowocześnie i internetowo. Konto, lokatę czy ubezpieczenie można zamówić online z dowolnego miejsca w kraju. Początkowo nazwa neoBank była wykorzystywana tylko dla oznaczenia usług bankowości elektronicznej Wielkopolskiego Banku Spółdzielczego. W 2008 roku wprowadzono ją jako markę handlową, na stałe zastępując WBS.

NeoBank był jednym z pionierów nowego trendu – dyskretnego tuszowania spółdzielczych korzeni banku. Tą samą drogą nieśmiało idą kolejne instytucje. Świeży przykład to Podkarpacki Bank Spółdzielczy. W ubiegłym tygodniu bank zaprezentował nowe logo, na którym eksponuje nazwę: PBS Bank. Wchodząc na stronę PBS Banku, nie wiemy zatem, czy trafiliśmy do banku spółdzielczego, czy do instytucji o profilu uniwersalnym.

W grudniu swoją nazwę zmienił Bank Spółdzielczy w Piasecznie. Teraz działa pod marką handlową PS Bank. Zmianę nazwy umotywowano następująco: „Jednym z argumentów motywujących Bank do zmiany nazwy handlowej jest fakt rozszerzania terenu działania na obszar całego kraju (…) Obecnie Bank posiada sieć 21 placówek zlokalizowanych na terenie dwóch województw, niemniej jednak nasze ambicje są znacznie większe. W związku z powyższym, identyfikując się z konturem Polski widniejącym na logo Banku, podejmujemy próbę zaznaczenia swojej obecności na rynku bankowym w szerszej perspektywie, otwierając się tym samym na dynamiczny rozwój Banku.„.

Czy skrót jest trafiony, to już inna sprawa, bo po wpisaniu w Googleu frazy „PS Bank” na pierwszym miejscu wyskakuje nam Philippine Savings Bank. PS Bank (ten spółdzielczy) należy do grupy Banku BPS. Co ciekawe, sam BPS też nie eksponuje już przesadnie na swojej stronie internetowej spółdzielczych korzeni. Jeszcze jakiś czas temu w logo znajdował się dopisek wyjaśniający akronim, dziś zastąpiły go jedynie wyrazy „Grupa BPS”.

Innym bankiem spółdzielczym, który zmienił swoją nazwę na mniej kojarzoną z korzeniami, jest SK Bank. Od dwóch lat taką marką handlową posługuje się Spółdzielczy Bank Rzemiosła i Rolnictwa. Tu przynajmniej, po wejściu na stronę, klient nie ma wątpliwości, że marka należy do banku spółdzielczego – obok logo funkcjonuje pełna nazwa.

Bank czy nie bank?


Tyle dobrego, że każdy z banków spółdzielczych nadal posługuje się w nazwie wyrazem „bank”. Bo w przypadku instytucji o profilu uniwersalnym nie jest już to regułą. Mamy przecież Alior Sync, Inteligo czy BGŻOptimę. To oddzielne marki handlowe banków. Średnio zorientowana osoba może mieć już problem z odróżnieniem, czy dana instytucja jest bankiem, czy tylko firmą pożyczkową. Zwłaszcza, że te drugie często posługują się logotypami do złudzenia przypominającymi bankowe.


Do którego bankowego logo podobne jest to logo firmy pożyczkowej (parabanku)?


W zalewie coraz bardziej egzotycznych nazw mniej dziwi głośna sprawa z Amber Gold. Bo jak przeciętny klient mógł stwierdzić, czy był to bank, czy nie, skoro same banki unikają słowa „bank” w nazwie?

Wracając jednak do spółdzielczości, warto postawić sobie pytanie, czy banki spółdzielcze powinny wstydzić się swojej spółdzielczości. Być może za chwilę ta spółdzielczość okaże się ich największym atutem. Rynek dynamicznie się zmienia, a banki łączą się, tworząc gigantyczne podmioty. Za chwilę na naszym rynku powstaną cztery duże grupy finansowe, coś na kształt brytyjskiej „wielkiej czwórki banków”. U nas będą to PKO BP, Pekao SA, Santander i mBank. Taki układ sił będzie prowadził do zmniejszenia konkurencyjności, a klient może stać się jedynie trybikiem w gigantycznej maszynie. Choć zabrzmi to nieco totalitarnie, to jednostka jeszcze mocniej straci na znaczeniu. Wtedy zindywidualizowane podejście do klienta, z którego słyną banki spółdzielcze, może stać się jednym z najważniejszych atutów.

Na Wyspach Brytyjskich już od wielu miesięcy obserwuje się zjawisko przenoszenia klientów z dużych banków do małych instytucji, działających lokalnie. Rozgoryczeni klienci szukają alternatywy. Może w Polsce za kilka lat zrealizuje się taki sam scenariusz? Dziś spółdzielcy nadrabiają zaległości i wchodzą w nowoczesne produkty. Bankowość internetowa jest już standardem, kolejne banki wprowadzają bankowość mobilną, spółdzielcy przecież jako pierwsi zastosowali w bankowości biometrykę. Promują też swoje marki w młodzieżowych serwisach społecznościowych, aktywnie udzielają się na lokalnych imprezach. Mają mniejszy zasięg niż giganci, ale właśnie to może być ich największą siłą.

Napisz do autora: wboczon@prnews.pl

//