Czy frankowicze doczekają się wyroku w swojej sprawie?

fot. Shutterstock

Sąd Najwyższy to kolejna instytucja, która stara się znaleźć kogoś, kto podejmie za nią decyzję w sprawie frankowiczów. Wczoraj mieliśmy usłyszeć wyrok, a po 5 godzinach posiedzenia dostaliśmy odroczenie bez terminu – pisze w komentarzu główny analityk Currency One Maciej Przygórzewski. Jeżeli ktoś nie śledzi na bieżąco batalii w sprawie odszkodowań za kredyty walutowe, z pewnością się już dawno pogubił w tym, co się dzieje. Nawet osoby śledzące temat frankowiczów często są przytłoczone liczbą pojawiających się tu wątków, a jak widać będzie tylko więcej.

Skąd się wzięły kredyty frankowe?

Na koszt kredytu wpływa, oprócz oczywiście jego wysokości, również koszt kapitału. Ten koszt jest zależny od rzeczy, której nie unikniemy, czyli marży banku, oraz punktu odniesienia, względem którego ta marża jest liczona. W przypadku kredytów o zmiennym oprocentowaniu, a w naszej części świata są właściwie tylko takie, jest to stopa procentowa w walucie, w której brany jest kredyt. W rezultacie odsetki w walutach niżej oprocentowanych są po prostu niższe. Tę prawidłowość wykorzystało wiele banków, nie tylko w Polsce zresztą, w pierwszej dekadzie XXI. Taniejący, niskooprocentowany frank, wydawał się cudownym remedium na problem umożliwienia obywatelom mieszkania na swoim.

W czym zatem problem?

Niestety jak to czasem bywa u sprzedawców, zdarzało się, że prowizja od sprzedaży wygrywała z sumieniem. W rezultacie nie zawsze informowano o niektórych ryzykach, jak np. zmiany kursów walutowych. Wydaje się to niesamowite, ale okazuje się, że nie wszyscy zdawali sobie z tego sprawę, a patrząc na zeznania przed sądami, to już niemal nikt o tym nie wiedział. Do tego należy dołożyć wiele zapisów, w których banki postanowiły podzielić się ze sobą pieniędzmi, które klient miał zyskiwać. Zapisy te nie były zgodne z prawem, stąd właśnie wzięła się nazwa przepisy abuzywne. Obowiązywały również wtedy, kiedy frank szwajcarski, podczas kryzysu 2008 roku, wyraźnie wyskoczył w górę, pogarszając sytuację klientów. To co ważne, sytuacja w każdym banku jest inna, nawet w obrębie jednego banku często obowiązywało kilka wzorów umów. Nie każdy problem jest zatem taki sam.

Ustawa antyspreadowa

W międzyczasie w 2011 roku pojawiła się ustawa antyspreadowa. Był tam zapis, który umożliwił klientom spłatę kredytu frankami kupionymi nie po kursie bankowym, a samodzielnie. Przy okazji na fali tych zmian w siłę urosła branża kantorów internetowych, które wypełniły tą potrzebę. Biznesy te bardzo szybko zorientowały się, że frank to tylko drobny fragment tortu wymiany walut w Polsce, ale to ta ustawa pozwoliła im gwałtownie przyspieszyć wzrosty. Ustawa ta teoretycznie mocno pomogła kredytobiorcom, gdyż pozwoliła regulować zobowiązania bez dodatkowej marży. Nie poruszyła jednak kilku innych problemów, między innymi zapisów ustalających oprocentowanie w sposób nierynkowy, np. nie uznając ujemności stóp procentowych, co dało o sobie znać niecałe 4 lata później, kiedy Szwajcaria wprowadziła stawkę -0,75%.

Kiedyś TSUE teraz Sąd Najwyższy

Wraz z tym, jak kolejne zapisy zaczęły być uznawane za niezgodne z prawem, a kurs franka rósł, wyraźnie pogarszając opłacalność kredytu we frankach, rozpoczął się proces wchodzenia przez konsumentów na drogę sądową przeciwko bankom. Tutaj pojawił się podstawowy problem, że taki kredyt to jednak skomplikowana rzecz i sądy miały bardzo dużo wątpliwości. Sprawy nie ułatwiało też to, że wiele sytuacji mocno różniło się od siebie. W rezultacie postanowiono skorzystać z zapytań do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Organ ten może w tej formule wydawać wskazówki dla krajowych sądów. Brzmi to bardzo dobrze, przynajmniej wszyscy byśmy znali zasady gry. W praktyce jednak na obydwie serie dotychczasowych zapytań czekaliśmy z zapartym tchem, a potem była konsternacja. Odpowiedzi TSUE były bowiem mocno wymijające. Teraz sprawa trafiła do Sądu Najwyższego. To właśnie ten wyrok tak budzi emocje kredytobiorców frankowych.

Główne kwestie do rozstrzygnięcia

Wśród tego, co obecnie jest rozstrzygane, warto zwrócić uwagę na kilka ważnych kwestii:

1. Bieg przedawnienia – istnieje koncepcja, że jeżeli umowa jest nieważna ze względu na zapisy abuzywne to klient nie musi jej spłacać. Bank bowiem przegapił moment na zgłoszenie roszczenia wierząc, że to kredyt, a termin uległ już przedawnieniu. Gdyby ten wariant przeszedł, kredytobiorcy otrzymaliby mieszkania gratis, a banki oddałyby im raty kredytów. Według informacji z piątku z Izby Cywilnej SN ten wariant nie przejdzie i bieg przedawnienia będzie miał być liczony od stwierdzenia nieważności umowy.

2. Zastępowanie abuzywnych zapisów – tutaj problemem jest to, czy należy takie zapisy wykreślać, powodując nieracjonalne elementy w umowie lub też anulować całą umowę i co wtedy. Kredytobiorcy dążą oczywiście do wykreślenia elementów walutowych i traktowania kredytu jak złotowego, ale oprocentowanego jak frankowy.

3. Co z umowami, które tracą moc w przypadku zapisów abuzywnych – to jest wątek, który jest ściśle powiązany z poprzednim, ale ponieważ Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej już raz dał możliwość wyboru klientom, czy iść w stronę anulowania umowy czy zastępowania, należałoby ustalić, jakie są konsekwencje tej ścieżki.

Jaki wpływ na rynki ma to zamieszanie?

Wpływ na rynki należy podzielić na dwa elementy. Z jednej strony jest to bardzo istotny wpływ na notowania banków na giełdzie. Widać to szczególnie po indeksie WIG banki, który ostatnio akurat idzie w górę, ale to raczej korekta po poprzednich spadkach. Im bardziej oddala się czarny scenariusz gigantycznych odszkodowań tym bardziej banki zyskują, z drugiej strony to wcale nie znaczy, że banki nie zapłacą niczego. Niektóre banki, jak chociażby PKO BP, wyszły do przodu i zaoferowały ugody z klientami już wcześniej. Ciekawe, czy to kwestia tych ugód nie jest jednym z powodów, przez który Zbigniew Jagiełło pożegnał się z funkcją prezesa tego banku? Nie zmienia to faktu, że przy gigantycznej ekspozycji na kredyty frankowe temat ten spowoduje jeszcze wiele zamieszania, niezależnie od dalszych rozstrzygnięć.

Drugą ważną kwestią jest wpływ niepewności na rynki walutowe. Inwestorzy niepewnym okiem patrzą na inwestowanie w złotego, kiedy potencjalnie może dojść do destabilizacji systemu finansowego. A nawet jeżeli nie destabilizacji, to gwałtownego ograniczenia akcji kredytowej banków, co z kolei powodowałoby, że perspektywy rozwoju byłyby jednak słabsze. To właśnie dlatego kurs euro czy kurs franka w ostatnich dniach idą w górę bardziej niż wskazywałyby na to dane makroekonomiczne.

Maciej Przygórzewski,

główny analityk Currency One, operatora serwisów InternetowyKantor.pl i Walutomat