E-administracja – bzdura większa niż e-banki

Składanie rocznego rozliczenia podatkowego przez internet ma tyle wspólnego z e-administracją, ile zdalne przyznawanie kredytów przez banki w Polsce. Wszystko jest podszyte fikcją i półprawdami, o czym przekonali się wczoraj podatnicy – także klienci e-banków.

Tylko dwa elementy polskiej gospodarki traktują internet i literkę „e” jak magiczne zaklęcie, które ma przekonać przeciętnego Kowalskiego o rzekomej nowoczesności życia gospodarczego i życia per se w Polsce. Chodzi o sektor bankowy i administrację publiczną. Oba elementy już od kilku lat karmią swoich klientów i petentów bzdurnymi deklaracjami o możliwości załatwienia spraw przez internet. W przypadku banków chodzi o możliwość zaciągnięcia kredytu, zaś w przypadku administracji chodzi o złożenie prostego formularza PIT. W przypadku podatników rozliczających się w styczniu chodzi o PIT-28, który płacą głównie podatnicy wynajmujący innym swoje mieszkania.

W banku – o czym wie dzisiaj nawet dziecko – internetowość obsługi kończy się na dostępie do konta, możliwości wykonania przelewu i sprawdzenia salda rachunku. Wprawdzie można przez internet składać wnioski o kredyty, ale już samej umowy z wykorzystaniem kanałów elektronicznych podpisać się nie da. Można to zrobić albo przy pomocy poczty lub firmy kurierskiej, albo czeka nas żmudna wędrówka do placówki bankowej – i w jednym, i w drugim przypadku używanie słowa nowoczesność jest połączeniem półprawdy i chęci zbudowania sobie jak najlepszego wizerunku w oparciu o niewiedzę klientów i petentów.

Cóż z tego, skoro mamy – klienci i podatnicy – dostęp do elektronicznych podpisów, skoro ich wykorzystanie we współpracy z bankami jest delikatnie mówiąc trudne, a nawet jeśli się uprzeć, to i tak kończy się na wędrówce do oddziału banku. Cóż z tego, że mamy elektroniczne podpisy, skoro do PIT-28 (taki właśnie do 31 stycznia trzeba było złożyć) Urzędy Skarbowe nie wymagają takiego podpisu. A złożenie PIT-u przez internet jest delikatnie mówiąc żartem z dorosłych obywateli.

PIT owszem, złożyć można – to znaczy można go wypełnić i wysłać do stosownego urzędu korzystając z internetu. Ale… i tu pojawia się kilkanaście uwag Ministerstwa Finansów, które jeśli nie mówią wprost, to wyraźnie dają do zrozumienia, że lepiej jest wypełnić go ręcznie i powędrować na pocztę. Otóż złożenie przez internet PIT-u wcale nie oznacza, że PIT został złożony – i to nie zabieg językowy, tylko literalny cytat z instrukcji, którą udostępnia Ministerstwo Finansów i urzędy skarbowe w całej Polsce. Złożenie PIT-u jest potwierdzone specjalnym drukiem, który otrzymuje się w wersji elektronicznej po wypełnieniu formularza na stronach internetowych. A udowodnienie fiskusowi, że PIT został wysłany polega na wydrukowaniu tegoż potwierdzenia i… wysłaniu go do Urzędu Skarbowego pocztą właśnie.

Podobnie ma się sprawa z umową kredytową w większości banków dumnie noszących na sztandarach hasło „e-bankowość”. Polska nie jest nowoczesnym krajem – raczej krajem pobożnych życzeń. Jak daleko nam do nowoczesności? Nie wiem. Wiem tylko, że w Ułan Bator i Addis-Abebie i kredyt, i podatki można załatwić bez wędrówek na pocztę i do urzędów.

Źródło: Gazeta Bankowa