Gold Finance: Czy to już koniec mieszkaniowego szaleństwa?

Analizując ten zaledwie 3-letni okres nie sposób oprzeć się wrażeniu, że imponujący wzrost cen nieruchomości stał się zasługą nas samych. Już na początku 2005 roku nasza gospodarka weszła w fazę stabilnego, lecz szybkiego rozwoju i chyba zbyt szybko i zbyt hojnie obdarowała nas przywilejami takimi jak wzrost średnich płac (wzrost zamożności społeczeństwa), silna rodzima złotówka, tanie kredyty (obniżki stóp procentowych). Te wszystkie czynniki pobudziły popyt na kupowanie. Wśród rzeczy, które zaczęliśmy kupować znacznie częściej były między innymi nieruchomości.

Początki były nieśmiałe – pewnie nikt już nie pamięta, że właśnie w roku 2005 średnia cena mkw. lokalu mieszkaniowego w naszym kraju oscylowała w granicach 1400 PLN, choć była już o około 20% wyższa niż jeszcze rok wcześniej. Oczywiście wartość ta zależna była od regionu – dla porównania w województwie mazowieckim wynosiła ponad 3700 PLN, podczas gdy na przykład w śląskim niespełna 820 PLN.

Nie mniej jednak prawdziwe szaleństwo cenowe rozpoczęło się w roku 2006 po informacji, że dostępność mieszkań w porównaniu z zapotrzebowaniem jest znikoma. Momentalnie na rynku pojawiły się setki firm budowlanych, deweloperskich, które na potęgę rozpoczynały i kończyły kolejną osiedlową inwestycję windując ceny.

Porównanie cen w samym tylko roku 2006, przyprawia o zawrót głowy. Na przełomie jego 12 miesięcy padały rekordy – w niektórych regionach kraju wzrost cen w skrajnych przypadkach osiągnął wskaźnik 70% (wartości w tabeli zostały uśrednione).

Tabela. Średnie ceny mkw. nieruchomości w okresie styczeń 2006 – czerwiec 2008

Trend ten można było obserwować jeszcze w I i II kwartale 2007 roku, ale już z nieco mniejszą intensywnością. W drugiej połowie roku za sprawą kryzysu w USA, giełdowej bessy, rosnących stóp procentowych oraz przesilenia dostępnych na rynku nieruchomości, sytuacja zaczęła się zmieniać. Stabilizacja cen na świecie była przełożeniem zdrowo rozsądkowego myślenia, które nakazywało przerwać kupującym proces przewartościowywania inwestycji mieszkaniowych.

Od początku 2008 rozważniej podejmowane przez nabywców decyzje skutkowały w wielu regionach naszego kraju niewielką, ale jednak obniżką cen. Firmy budowlane realizujące swoje zeszłoroczne projekty zaczęły tracić grunt pod nogami i jedynym rozwiązaniem na zachowanie ich płynności okazała się promocyjna sprzedaż „niechcianych” lokali.

Bieżące dane z rynku dowodzą, że mieszkaniowe szaleństwo póki co zostało wstrzymane. Czy burzliwa przeszłość rynku nieruchomości będzie miała swoją kontynuację? Jeśli drastycznie zaczną spadać ceny mieszkań jest wielce prawdopodobne, że popyt na nie znów wzrośnie. Miejmy nadzieję, że tym razem szalony pęd będzie miał swoje granice.