Hipoteczna teoria spiskowa

Banki mają krótką pamięć. W szczególności, jeśli w grę wchodzą duże pieniądze, takie jak w przypadku kredytów hipotecznych. Jeszcze rok temu, kto dawał 90 proc. LTV był uważany za lekkomyślnego w dobie kryzysu. Dzisiaj znowu każdy chce nam sfinansować kupno mieszkania, niektórzy dorzucą jeszcze dodatkową gotówkę. Silne kampanie reklamowe banków, podwyższenie limitów cen mieszkań w programie Rodzina na Swoim i obawy związane z wejściem w życie rekomendacji T kierują w stronę klientów jasny przekaz: koniec kryzysu, najwyższy czas kupić mieszkanie. Koniecznie na kredyt.

Zakopower w barwach Millennium znowu śpiewa o wymarzonym domu, Nordea i BNP Paribas Fortis coraz częściej zachęcają do kredytu w telewizyjnych spotach, a w reklamie ING Banku pada doskonałe pytanie „Pan przed czy po kredycie?”. To tylko przykłady wynotowane po obejrzeniu jednego telewizyjnego bloku reklamowego. Mniej więcej w ten sposób będą wyglądały najbliższe miesiące, a ręce zacierają nie tylko banki, ale i deweloperzy i biura nieruchomości. Kampaniom reklamowym doskonale sprzyja atmosfera na rynku. Wraz z końcem kryzysu przestajemy mieć obawy przed zadłużeniem. Rządowy program dopłat ma coraz wyższe limity cen mieszkań, więc pewnie chce nam wszystkim pomóc w ich kupnie. Zła Komisja Nadzoru Finansowego straszy wejściem rekomendacji T. Trzeba się zatem spieszyć, bo później kredytu nie będzie. Jeśli wielu klientów w ten sposób odbiera te komunikaty to banki mogą już zacząć liczyć pieniądze. Wiosenna machina kredytowa nabiera rozpędu.

Zdążyć przed rekomendacją

 

Komisja Nadzoru Finansowego czuwa nad tym, żeby banki nie przesadziły w swoim wyścigu po klienta. Chociaż w przypadku wielu decyzji, więcej było medialnego szumu niż faktycznej rewolucji finansowej, to jednak najnowszy projekt wywołał lekką konsternację wśród banków. Wyraźnie komunikują klientom, że założenia rekomendacji T wprowadziły same, znacznie wcześniej niż pomyślał o tym KNF. Biorąc pod uwagę bardzo wysoki stopień zaufania polskich klientów do swoich banków, rekomendacja może przejść bez większego echa. Zasada, którą kierują się instytucje finansowe nastawione na zysk jest jedna. Lepiej dmuchać na zimne i już teraz skusić jak najwięcej potencjalnych klientów.

Część przepisów rekomendacji T ma wejść w życie w trakcie wakacyjnych miesięcy. Część bankowych promocji i kampanii kredytów hipotecznych dobiega końca w podobnym terminie. Możemy to uznać za zbieg okoliczności. Możemy też powiedzieć, że kredyt hipoteczny to produkt sezonowy i każdej wiosny widzimy większe zaangażowanie banków w tym segmencie. Nie zmienia to faktu, że banki mają obecnie większą możliwość elastycznego traktowania zdolności kredytowej klienta niż będzie to możliwe po wejściu w życie przepisów rekomendacji. Sam KNF chciał zakończyć plotki i domysły wydaniem dokumentu pt. mity związane z Rekomendacją T. Faktycznie, pismo w klarowny sposób tłumaczy najbardziej kontrowersyjne kwestie i obala zarzuty kierowane w stronę projektu. Szkoda tylko, że nie każdy klient regularnie sprawdza oświadczenia publikowane przez KNF. Gdyby nie zainteresowanie dziennikarzy dokumentem, większość potencjalnych kredytobiorców nawet nie dowiedziałaby się o jego istnieniu. Kontrowersje związane z samym projektem działają jednak na korzyść banków. Niepewność sytuacji na rynku kredytowym po wejściu w życie przepisów może jedynie przyspieszyć decyzję niezdecydowanych klientów.

Skarb Państwa funduje

 

Program rządowych dopłat miał w swoim założeniu bardzo szlachetny cel. Podobnie jak większość projektów przed wejściem w życie. Dopłaty miały pomóc rodzinom w kupnie pierwszego mieszkania, taniego i niezbyt dużego. Dzisiaj patrzymy na to z perspektywy czasu i wydanych przez Skarb Państwa kwot. W poprzednim roku co piąty kredyt mieszkaniowy był udzielony w programie Rodzina na Swoim. Przy takim tempie wzrostów, najbliższe miesiące mogą jeszcze zwiększyć statystykę. Od początku funkcjonowania programu, czyli stycznia 2007 roku przyznano już blisko 50 tys. kredytów na kwotę ponad 8,1 mld zł.

Z dniem 1 stycznia 2009 roku podniesiono limity dostępnych w programie cen mieszkań, żeby zwiększyć zainteresowanie kredytem z dopłatami. Na tym etapie zainteresowanych było zarówno mało klientów, jak i mało banków. Początkowo wybieraliśmy oferty zaledwie z kilku instytucji, a marże były faktycznie preferencyjne. Na początku było PKO BP, Pekao, Bank Pocztowy, Mazowiecki Bank Regionalny, Gospodarczy Bank Wielkopolski, Bank BPS i SKOK-i. Dzisiaj jest już ok. 20 instytucji, a marże nie różnią się właściwie od standardowej oferty. Z wyjątkiem 8 lat dopłat do miesięcznej raty, których nie pokrywa klient. Niska rata po odliczeniu wsparcia Skarbu Państwa jest kusząca. Przy podejściu polskich klientów ma to znacznie większe znaczenie niż statystyka przedterminowej spłacalności (średnio 12 lat w Polsce, 7 lat w krajach Zachodniej Europy). Tym sposobem Skarb Państwa wyda w tym roku setki milionów złotych na kolejne dopłaty, a zarobią banki, deweloperzy, biura nieruchomości, doradcy finansowi itd. Jeśli również z myślą o nich pisano ustawę, to faktycznie spełni ona swoje zadanie. Na chwilę obecną, kredyt z dopłatą jest w zasadzie „promocyjną” ofertą komercyjnych banków z niższą ratą przez 8 lat spłaty. Zarabia kredytobiorca, zarabia bank. Płaci Skarb Państwa.

Rosnące z kwartału na kwartał limity cen mieszkań dostępnych w programie miały zostać zahamowane 1 kwietnia 2010 roku. Analitycy zgodnie mówili, że program nie pozwoli na wyższe ceny i zacznie zmniejszać się dostępność mieszkań. Tymczasem stało się odwrotnie, a cena za 1 metr kwadratowy w Warszawie sięgnęła nawet 8 tys. zł. To o kilkaset złotych więcej niż mediana ceny transakcyjnej. Rzucającą się w oczy różnicę można wyrównać na dwa sposoby. Następny kwartał przyniesie obniżenie limitów albo deweloperzy sami wyrównają różnicę i podniosą i tak już wysokie ceny mieszkań.

Kryzys faktycznie dobiegł końca, ale obserwując reklamy kredytów hipotecznych można mieć wrażenie deja vu z 2008 roku (rekordowego pod względem zysków dla banków). Czy nie za wcześnie na taki zryw? Polskie banki mają wielkie szczęście, że klienci w pierwszej kolejności martwią się o spłatę raty kredytu hipotecznego. W innym wypadku banki zastanowiłyby się co najmniej dwa razy przed pożyczeniem każdej złotówki. Z dziennikarskiego punktu widzenia, nawet przy najbardziej szlachetnych obietnicach banku nie można jednak zapominać słów Marka Twaina: bankier to ktoś, kto pożycza ci parasol, kiedy świeci słońce, ale chce go z powrotem w chwili, gdy zaczyna padać.

Tomasz Jaroszek

Dziennikarz Bankier.pl, autor licznych publikacji z zakresu finansów osobistych. Związany z prasą ekonomiczną, publikował m.in. na łamach Gazety Prawnej, były dziennikarz porównywarki Comperia.pl.

Źródło: PR News