Inflacja jest jak Smok Wawelski – najwięcej zżera najbiedniejszym

Inflacja rośnie, a wynagrodzenia nie. Jeżeli średnio płace wzrosły o 4,1%, a inflacja o 4,8%, to Polacy, mimo teoretycznie wyższych zarobków,  musieliby wydać więcej za te same produkty niż rok temu.

Gdyby porównać Drozillę do Smoka Wawelskiego, to najbliżej jaskini potwora musieliby zamieszkać pracownicy sektora przedsiębiorstw, którzy najmniej zarabiają. W tej grupie najgorzej mieliby mieszkańcy woj. warmińsko-mazurskiego, ponieważ ich średnia pensja to ok. 2945 zł brutto. Stąd nasuwa się wniosek, że Drozilla jest smokiem nie wawelskim, ale mazurskim.

Brutto ładnie, netto już nie

Z danych GUS wynika, że średnie wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw w Polsce wynosi 3483 zł brutto, czyli 2492 zł na rękę. Teoretycznie najwięcej można zarobić w woj. mazowieckim, bo ponad 4567 zł brutto, czyli ok. 3300 zł na rękę. Najmniej w woj. warmińsko-mazurskim – 2949 zł brutto, czyli ok. 2120 zł na rękę. W górnictwie średnia płaca wynosi ok. 5500. złotych, a w energetyce 4500 zł, czyli odpowiednio 3900 netto i 3200 zł netto. Teoretycznie więcej zarabia się tylko w branży informatycznej i polityce.

GUS podaje wartości średniej płacy, ale tak naprawdę nie wiele ma ona wspólnego z tym, co zarabia większość Polaków. Okazuje się, że blisko 65% pracujących Polaków nie osiąga średniej krajowej. Biorąc to pod uwagę, o wiele lepszym wskaźnikiem jest mediana.

Pokazuje ona najczęściej występujące wartości. I tak okazuje się, że 50% Polaków zarabia pomiędzy 1600 a 2700 zł brutto, czyli na rękę dostają od 1120 do 1950 zł. Płacę minimalną, czyli 1386 zł brutto (1032 zł netto) otrzymuje ok. 10% pracujących Polaków. Powyżej 10 tys. zł brutto miesięcznie zarabia mniej niż 2,5% Polaków, a tylko 10% osiąga dochody wyższe niż 5376 zł brutto, czyli ok. 3800 zł netto. Do tego należy dodać, że absolwent świeżo po studiach może średnio liczyć na 1600 zł brutto, czyli niecałe 1200 zł na rękę.

Czy w takich sektorach, jak energetyka i górnictwo, jest podobnie, tzn. czy większość zarabia mało, by prezesi i menadżerowie mogli zarabiać po kilkanaście tysięcy złotych? Najprawdopodobniej to prawda, ale tak jest w każdej branży. Nie zmienia to faktu, że mediana wynagrodzeń w tych sektorach jest dużo wyższa niż w innych. A przecież trzeba pamiętać o przywilejach emerytalnych, Barbórkach, 13 pensjach, nagrodach, premiach itp., czyli o rzeczach, o których szeregowy pracownik w prywatnej firmie może tylko pomarzyć.

Podwyżki nie będzie

4,1% podwyżka obecnie to żadna podwyżka, tylko minimalizacja strat związanych z wysoką inflacją. Wszyscy tracą taką samą część dochodów, ale najgorzej mają ci, którzy zarabiają najmniej. Przy pensji 1386 zł brutto, Drozilla w roku pożera im 66 zł. Za takie pieniądze można zrobić całkiem spore zakupy w sklepie spożywczym, a biorąc pod uwagę stosunkowo niskie zarobki – utrata „jednej siatki z zakupami” może być powodem znacznego obniżenia jakości życia wielu osób z pensją minimalną.

Po części z tego powodu ze strony rządu pojawiła się propozycja, by płacę minimalną podnieść do 1500 zł, co da na rękę 1111 zł. Podniesienie płacy minimalnej o 114 zł z powoduje wzrost minimalnego wynagrodzenia na rękę o 79 zł. To o 13 zł więcej niż strata wynikająca z obecnego poziomu inflacji przy pensji 1386 zł.

Oczywiście, propozycja rządu to na razie tylko projekt. Komisja Trójstronna ma czas do 15 lipca, aby dojść do porozumienia. Strona pracodawców nie chce żadnych zmian, związkowcy od dawna chcieliby, żeby pensja minimalna wynosiła ponad 1500 zł brutto, a rząd próbuje to wszystko jakoś pogodzić.

Co ciekawe, w zeszłym roku decyzja o podniesieniu płacy minimalnej zaskoczyła nawet pracodawców. Rząd rozważał dwie opcje podniesienie najniższego wynagrodzenia – do kwoty 1386 zł lub 1408 zł brutto. Zdecydował się na opcję pierwszą, ponieważ płaca minimalna jest traktowana jako wskaźnik/podstawa do wypłaty wielu innych świadczeń, np.:

Dodatkowo obawiano się, że wzrost minimalnego wynagrodzenia może negatywnie odbić się na rynku pracy, a co za tym idzie, na wzroście bezrobocia. Przed wyborami takich obaw nie ma. Teoretycznie im wyższa płaca minimalna, tym lepiej dla pracowników, jednakw praktyce zniechęca to pracodawców do zatrudniania na podstawie umów o pracę, częściej proponują oni mniej korzystne (chociaż nie dla wszystkich) dla pracowników umowy cywilno-prawne lub wchodzą w szarą strefę.

Podwyżki, zarówno te inspirowane przez przedsiębiorców, jak i rząd, nie są w stanie wpłynąć na realną poprawę jakości życia pracowników. Jedynie w górnictwie i energetyce związki wynegocjowały kilkunastoprocentowe podwyżki. Wszyscy inni będą musieli obejść się smakiem.

Łukasz Piechowiak

Źródło: Bankier.pl