Klient górą, banki dołem, ale tylko do czasu

Wojna cenowa na rynku kredytów hipotecznych trwa w najlepsze. Marże banków topnieją w oczach, nie wystarczają już promocje z niskim oprocentowaniem w pierwszym roku. ING BSK i BZ WBK oferują kredyty złotowe ze stałą, 1-proc. marżą dla wszystkich klientów, Millennium dolicza 0,49-1,2 proc. Stawki te obowiązują w całym okresie kredytowania. To jednak nie wszystko, jeszcze niższe ceny można znaleźć u pośredników. Tak jest np. w Expanderze, który oferuje kredyty hipoteczne ING BSK z marżą 0,9 pkt proc. (o 0,1 pkt proc. niższą niż w oddziałach tego banku).

Dwa lata temu na takie warunki mógł liczyć tylko klient dysponujący bardzo wysokim wkładem własnym. Dziś to rynkowy standard. Nawet przy ryzykownych kredytach walutowych (spadek kursu złotego zwiększa raty a tym samym może doprowadzić do niewypłacalności kredytobiorcy) banki zeszły z marżą do 0,6-2 proc.

To co dobre dla kredytobiorców, niekoniecznie jest jednak korzystne dla banków. Specjaliści już dziś zaczynają się zastanawiać, czy walka o rynek nie spowoduje za kilka lat kryzysu w tej branży. – To niebezpieczna gra. Oferowane marże są często niewspółmierne do kosztu kapitału i ryzyka. Obawiam się, że w dłuższym terminie część portfela kredytowego będzie nierentowna – ocenia Piotr Czarnecki prezes Raiffeisen Polska.

Z drugiej strony na rynku nie brakuje optymistów. – Możemy sobie pozwolić na niskie oprocentowanie kredytów, ponieważ stosujemy ostrzejszą selekcję klientów, a także warunków, które muszą spełnić. Jeśli udzielamy kredytu na zakup mieszkania, wymagany jest co najmniej 20-proc wkład własny – wyjaśnia Tomasz Gryn, dyrektor Departamentu Kredytów Hipotecznych ING BSK

Według „Gazety Prawnej” zróżnicowanie opinii wśród bankowców wynika z tego, że nie można jednoznacznie określić, czy np. marża 1 pkt proc. zapewnia rentowność produktu.

Spadek dochodów związany z oferowaniem coraz tańszych kredytów zrekompensują w pewnym stopniu dochody ze sprzedaży ubezpieczeń (m.in. zabezpieczających interesy banku do czasu ustanowienia hipoteki na kredytowanej nieruchomości). Banki negocjują z towarzystwami ubezpieczeniowymi atrakcyjne stawki i zarabiają na różnicy między kosztem polis grupowych a składkami, jakie musi płacić klient.

Zdaniem ekspertów wpływy z ubezpieczeń będą stanowiły coraz istotniejszą pozycję w segmencie kredytów hipotecznych. Już teraz zresztą, jak przyznaje Łukasz Bald w kierowanym przez niego Dom Banku, dochody z ubezpieczeń są wysokie.

Ostra bitwa na rynku kredytów hipotecznych to walka o przywiązanie klienta do banku na 15-20 lat. I zarabianie na tzw. cross-sellingu. – Już w momencie przyznawania kredytu, klient ma automatycznie zaoferowany limit w karcie kredytowej i co trzeci z tego korzysta – mówi Agnieszka Nachyla.