Komu ufać w bankach?

Idąc z pieniędzmi do banku klienci zakładają, że otrzymają fachową pomoc ze strony doradcy bankowego. Już sama nazwa zajmowanego przez pracownika banku stanowiska sugeruje, że mamy do czynienia z fachowcem.

Badania przeprowadzone przez firmę doradczą Deloitte wskazują jednak, że doradca wcale nie musi być godny zaufania. Wbrew zaleceniom unijnej Dyrektywy MiFID (ang. Markets in Financial Instruments Directive), sugeruje klientom rozwiązania finansowe, nie badając nawet ich poziomu akceptacji ryzyka. Na szczęście nie dotyczy to wszystkich banków i wszystkich doradców, a i sam odsetek takich zachowań zmniejszył się w ostatnim półroczu o 20 pkt. procentowych, ale wyniki i tak są mało zadowalające.

Jak to nie działa?

Eksperci Deloitte przebadali pod kątem wdrożenia dobrych praktyk wymaganych przez MiFID, warszawskie oddziały 25 banków z pierwszej trzydziestki największych banków w Polsce, mających w ofercie inwestycyjne produkty bankowe, np. jednostki uczestnictwa funduszy inwestycyjnych, produkty ustrukturyzowane, etc. Analizie poddane zostały również witryny internetowe odwiedzanych banków (pod kątem informacji o MiFID) oraz Call Centre (w zakresie oferowania klientom produktów inwestycyjnych). Badanie miało pokazać na ile banki i ich pracownicy są gotowi sprostać postanowieniom unijnej Dyrektywy, której celem jest przecież ochrona inwestorów, promowanie konkurencji w sektorze usług finansowych i zwiększona przejrzystość rynku.

Paweł Dziekoński, starszy menedżer Działu Zarządzania Ryzykiem w Deloitte Polska zauważył poprawę w stopniu dostosowania banków do wymogów MiFID w porównaniu z adekwatnym badaniem przeprowadzonym (również przez Deloitte) w październiku ubiegłego roku. Spadła m.in. liczba pracowników banków (o 20 pkt. procentowych), którzy mylili opinie z faktami oraz zwiększyła się liczba pracowników (również o 20 pkt. procentowych), którzy informują klientów o ryzykach związanych z inwestycją. Cieszy także, że znacznie mniej pracowników niż w październiku ubiegłego roku (o 36 pkt. procentowych) posługuje się historycznymi danymi jako gwarancją kapitału.

>>> Bezpiecznie jak w banku? Jeśli czynnik ludzki nie zawiedzie

Na tym jednak koniec zadowalających wniosków, ponieważ nie wszystkie banki w sposób rzetelny dostosowały się do wymogów MiFID, a problem ten dotyczy także gigantów z absolutnej czołówki listy największych banków w Polsce. Aż 64 proc. pracowników banków wciąż myli opinię z faktami, 76 proc. prezentuje własne opinie skłaniając klienta do podjęcia decyzji o inwestowaniu i również 76 proc. nie informuje klienta o konieczności (wymóg MiFID) przeprowadzenia testu adekwatności. Standardów wyznaczonych przez MiFID nie spełniają także pracownicy Call Centre. Dziekoński nie odpowiada wprost na pytanie skąd to wynika. Jego zdaniem, może to być przyczyną braku przeszkolenia pracowników lub niskiej jakości procedur i narzędzi, które banki wdrożyły w związku z MiFID. Ogólne wnioski z badania mówią o tym, że aż 64 proc. banków nie spełnia wymogów stawianych przez Dyrektywę i co czwarta bankowa witryna internetowa nie jest do niej dostosowana.

Konsekwencje

Niezgodne z zaleceniami unijnych urzędników postępowanie pracowników banków może rodzić żałosne konsekwencje zarówno dla klientów instytucji finansowych jak i samych instytucji. Dlaczego? Wielu doradców bankowych w sposób mistrzowski zachwala produkt aż klient zgodzi się zawrzeć umowę, nie informuje przy tym o ryzyku związanym z taka inwestycją i dopiero na koniec podsuwa do wypełnienia formularz testu adekwatności (badanie poziomu akceptacji ryzyka przez klienta), jeśli w ogóle. Z testu często wynika, że kupowany produkt jest dla tego konkretnego klienta kompletnie niewłaściwy, właśnie ze względu na ryzyko jakie niesie ze sobą inwestycja. Nic jednak straconego, na to też jest sposób. W takim przypadku doradca podsuwa klientowi do podpisu kolejny dokument, w którym klient oświadcza, że mimo iż został poinformowany o ryzyku inwestycyjnym decyduje się na podjęcie tego ryzyka na własną odpowiedzialność. Prawnie wszystko gra, bank zrzucił odpowiedzialność na klienta, dokumenty zostały podpisane. Wątpliwy jest jednak sam proces informowania klienta i sprzedaży produktu. Zamiarem unijnych urzędników konstruujących dyrektywę była eliminacja takich zachowań pracowników instytucji finansowych i zapewnienie klientom maksymalnego poziomu bezpieczeństwa przy podejmowaniu decyzji inwestycyjnych.

Niezrozumienie produktu inwestycyjnego może pociągnąć za sobą wielkie straty finansowe dla klientów, a nawet ich niewypłacalność. To z kolei skutkuje wniesieniem pozwów do sądów, które zwykle kończą się nakazem wypłaty odszkodowania klientowi. Instytucja finansowa traci reputację i klientów na rzecz konkurencji, a Komisja Nadzoru Finansowego nakłada na nią wysokie kary finansowe (w drastycznych przypadkach może to być nawet odebranie licencji bankowej).

Paweł Dziekoński uważa, że mimo wyraźnej poprawy (przepisy wykonawcze wprowadzające na polski rynek Dyrektywę MiFID weszły w życie 17 czerwca tego roku, a powinny 1 listopada 2007 roku) w zakresie świadczenia usług doradztwa w stosunku do stanu z października 2009 roku, polegającej na nieprzekraczaniu swoich kompetencji przez doradców, klient nadal jest narażony na podjęcie decyzji nieodpowiadającej jego celom i potrzebom, a wszystko w oparciu o rekomendacje doradców. MiFID to jedno, a zdrowy rozsądek to drugie. Wygląda na to, że w kwestiach inwestycji wciąż najlepszym doradcą jest własna intuicja.

Źródło: Gazeta Bankowa